2.Przedstawienie czas zacząć.

65 9 5
                                    

"Empty spaces, what are we living for?
Abandoned places, I guess we know the score, on and on
Does anybody know what we are looking for?
Another hero, another mindless crime
Behind the curtain, in the pantomime
Hold the line
Does anybody want to take it anymore?
The show must go on
The show must go on, yeah
Inside my heart is breaking
My makeup may be flaking
But my smile, still, stays on
Whatever happens, I'll leave it all to chance
Another heartache, another failed romance, on and on
Does anybody know what we are living for?
I guess I'm learning
I must be warmer now
I'll soon be turning, round the corner now
Outside the dawn is breaking
But inside in the dark I'm aching to be free
The show must go on
The show must go on
Inside my heart is breaking
My makeup may be flaking
But my smile, still, stays on
My soul is painted like the wings of butterflies
Fairy tales of yesterday, grow but never die
I can fly, my friends
The show must go on
The show must go on
I'll face it with a grin
I'm never giving in
On with the show
I'll top the bill
I'll overkill
I have to find the will to carry on
On with the show
Show
Show must go on, go on, go on, go on, go on, go on, go on, go on"

Obudziło ją ciche dość głośne pukanie do drzwi.
-Już, już wstaję... - wymruczała w poduszkę.
-El, wstawaj! - usłyszała zza drzwi głos brata.
-Zluzuj Isaac, już nie śpię. - w odpowiedzi usłyszała tylko cichy pomruk.
-Zobaczymy czy ty będziesz taka wyluzowana, jak zobaczysz, która jest godzina. - prychnął 21-latek.
Z automatu wyciągnęła rękę po telefon leżący na szafce przy łóżku.
-Szlag by to! - zerwała się z krzykiem z łóżka, gdy zobaczyła godzinę na wyświetlaczu. - Gdzie są te cholerne spodnie?!?
Zbierając części swojej garderoby, cicho mamrotała pod nosem:
-Po co włączać budzik skoro można zaspać i już w pierwszy dzień szkoły być spóźnionym...
W ekspresowym tempie zgarnęła do torby potrzebne rzeczy. Zbiegła po schodach kierując się zapachem kawy. Na kuchennym stole czekał na nią kubek gorącej czarnej jak smoła kawy z odrobiną mleka sojowego. Z wdzięcznością popatrzyła na brata, stojącego przy ekspresie, a on tylko tajemniczo się uśmiechnął. Niczego nieświadoma sączyła kawę. Po chwili do jej uszu dotarł dźwięk trzaskających drzwi. Nie. To niemożliwe. Nie zrobiłby tego... Zachowując spokój, ruszyła do łazienki i zapukała.
-Taaak? - usłyszała, przytłumiony przez cieknącą wodę, głos brata.
-Isaac, ile zamierzasz tam siedzieć? - warknęła, próbując zachować spokój.
-A bo ja wiem? Zajęcia mam dopiero o 10 więc mam jeszcze chwilę czasu.
Czuła, że ten dupek się uśmiecha.
-Isaacu Hayes, jeżeli w ciągu 5 minut nie opuścisz tej łazienki, to z ręką na sercu uroczyście obiecuję, że zrobię ci z tyłka gospodarkę centralnie sterowaną!
W odpowiedzi usłyszała śmiech chłopaka. Zabiję go! Przysięgam, że go zabiję!
-Isaac kretynie! Za 10 minut mam autobus do szkoły i jeśli się na niego spóźnię, to nie ręczę za siebie!
Po kilkunastu sekundach jej cudowny brat zakręcił kurek z wodą i powoli wyszedł z łazienki w samym ręczniku, z wielkim bananem na twarzy.
-Spokojnie El.
-Ja ci dam spokojnie... - prychnęła i głośno zatrzasnęła za sobą drzwi. Jeszcze nigdy tak szybko się nie umyła... Kogo ona próbuje oszukać? To nie była pierwsza taka sytuacja i zapewne nie ostatnia. Wciągnęła na siebie spodnie i pierwszy lepszy T-shirt, który znalazła w pokoju, a który nie był uwalony czekoladą, lodami ani sosem pomidorowym. Przeczesała włosy i zrobiła lekki makijaż. Popatrzyła się na swoje lustrzane odbicie:
-Przedstawienie czas zacząć.
Z wieszaka przy drzwiach wejściowych ściągnęła czarną bluzę, na nogi założyła czarne trampki i sprintem ruszyła na przystanek.
Pięć minut później siedziała już w autobusie, odcinając się od reszty świata słuchawkami i niedawno stworzoną playlistą. Gdy autobus dojechał pod budynek szkoły, do pierwszej lekcji miała jeszcze dziesięć minut. Spokojnym krokiem szław kierunku swojej szafki. Wpisała kod i wrzuciła do środka podręczniki, które będą potrzebne jej dopiero po przerwie obiadowej. Rzuciła okiem na plan lekcji, który powiesiła po wewnętrznej stronie szafki. Ktoś, kto wymyślił matematykę na pierwszej godzinie lekcyjnej, jest najzwyczajniejszym w świecie. Idąc w kierunku sali dalej wymyślała w myślach temu członkowi rady szkolnej, który w tym roku był odpowiedzialny za plan lekcji. Kiedy dotarła pod salę, wzięła głęboki wdech i weszła do klasy. Większość ławek była zajęta, miała do wyboru albo siedzenie z Rose, albo z palantem, który wczoraj wpadł na nią na auli. Z wahaniem ruszyła w stronę przyjaciółki. Ta spojrzała na nią i szeroko się uśmiechnęła:
-Hej! Dawno cię tu nie widzieliśmy.
I co miała jej odpowiedzieć? Tak Rosie, masz rację, nie widziałyśmy się odkąd uciekłam do Virginii bez słowa? Przyjaciółka patrzyła na nią, ale nic nie powiedziała. Tęskniła za tym. Za spojrzeniem, które nie atakuje pytaniami, i które nie oczekuje odpowiedzi, ale mimo wszystko jest wyrozumiałe. Odchrząknęła cicho i pokiwała głową, zmuszając się do sztucznego uśmiechu, nad którym pracowała prawie codziennie w lustrze. Niezręczną sytuację przerwała nauczycielka, wchodząc do klasy.
-Dzień dobry państwu.
Cała klasa odpowiedziała:
-Dzień dobry pani profesor.
Lekcja minęła spokojni, przerywana tylko zatroskanymi spojrzeniami siedzącej obok niej blondynki. Co dziwne nie tylko ona spoglądała na nią z niepokojem. Z drugiego końca sali ktoś też się jej przyglądał. Dziewczyna czuła na sobie jego wzrok odkąd usiadła obok Rose. Po kilkunastu minutach El odwróciła się zdenerwowana i napotkała wzrok szczerzącego się idioty. Odliczała minuty do dzwonka, chciała już stąd wyjść. Gdy tylko rozbrzmiał jego dźwięk, wystrzeliła z klasy, nie przejmując się ani tym, że nauczycielka nie skończyła jeszcze mówić ani zaskoczonymi spojrzeniami kolegów i koleżanek z klasy. Biegiem ruszyła do najbliższej łazienki, a tam wpadła do pierwszej, wolnej kabiny. Usiadła na toalecie i próbowała uspokoić trzęsące się dłonie. Wzięła kilka głębokich wdechów i powoli wypuszczała powietrze. Co tam się do cholery stało?!?! Dlaczego wzrok tego chłopaka tak wyprowadził ją tak z równowagi? Nie wiedziała i chyba nie chciała wiedzieć. Bo te czekoladowe oczy.... krótkie spojrzenie trwające tylko przez kilka sekund sprawiło, że wyrwa po lewej stronie piersi była na chwilę mniej dotkliwa. Instynktownie dotknęła tego miejsca... Jakim cudem organ, który został jej stamtąd brutalnie wyszarpany, na tak wiele sposobów, dalej bił? Nie miała pojęcia. Trzymając rękę na sercu, nawet przez gruby materiał bluzy, była w stanie wyczuć zgrubienie blizny. Gdy jej oddech się uspokoił, usłyszała ledwie słyszalne szepty po drugiej stronie drzwi:

-Myślisz, że ześwirowała jak jej matka?

-Nie zdziwiłabym się. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

-Widziałaś, jak wybiegła z klasy? - spytała znowu dziewczyna, w której Len rozpoznała głos Erin, dziewczyny, z którą w zeszłym roku chodziła na hiszpański.

-Pół szkoły widziało to przedstawienie. - roześmiała się z pogardą druga.

Eleanor zagotowała się ze złości. Jasne, może nie jest w najlepszym stanie i trochę to widać, ale pozostały jej resztki pewności siebie, która nie pozwalała jej tego słuchać. Gwałtownym ruchem otworzyła drzwi kabiny i popatrzyła się krzywo na zdezorientowane dziewczyny. Te szybko uciekły, gdy zobaczyły dziewczynę, którą kilkanaście sekund wcześniej obgadywały. Len zabolały ich słowa. W głowie pojawiły się po raz milionowy pytania, które dręczyły ją odkąd pamiętała. Czy naprawdę stawała się taka jak ONA? Czy zamierzała krzywdzić wszystkich, których kochała? NIE. Bo żeby móc kochać, trzeba mieć czym.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 28, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Fixing PeopleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz