Ucieczka (Maraton 1/4)

168 15 1
                                    

Tarczowcy byli się coraz bliżej. Zauważyłem kątem oka że Avengers zaczynają wychodzić z budynku. Przeklnąłem w myślach i zebrałem wszystkie myśli. Musiałem jakoś stamtąd uciec nie narażając się na zbytnią utratę sił i pogoń ze strony mścicieli. Gdy podeszli do mnie na niebezpieczną odległość, pode mną zapadł się ziemia. Pode mną znikała a nade mną się pojawiała. Spadałem około 20 sekund. Spadłem na prawą nogę i syknąłem. Byłem głęboko pod ziemią. Dotknąłem ręką jednej ze 'ścian' i ziemia osunęła się ukazując długi i ciemny korytarz. W mojej ręce pojawiła się czerwona smuga a korytarz rozświetlił się światłem bardzo małej jakości.

Uśmiechnąłem się szeroko i zadarłem głowę do góry gdzie gdzieś na powierzchni stoją Avengers i patrzą na miejsce gdzie zniknąłem podobnie jak ten bożek kłamstw.

~Zobaczymy jak poradzą sobie ze mną teraz.- Powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. Bolała mnie noga ale musiałem jak najprędzej uciekać.

**********************ileś tam czasu później*******************

Powoli zaczynają boleć mnie nogi. Idąc tym korytarzem straciłem poczucie czasu. Ziemia przede mną zaczęła się kruszyć ukazując coś na styl wjazdu dla ludzi na wózkach inwalidzkich. Wolnym krokiem zacząłem się wspinać by wyjść na powierzchnię i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Żałowałem tylko że nie zrobiłem poręczy ale trudno. Nie miałem zamiaru marnować sił. Po kilkunastu wolnych krokach ujrzałem nad sobą sporej wielkości dziurę przez którą wpadało światło słoneczne. Przyśpieszyłem trochę i wyszedłem z dołka.

Kiedy postawiłem obie dolne kończyny na twardym podłożu dół zaczął się zmniejszać aż w końcu zniknął i nie zostawił za sobą ani śladu. Jakby nigdy nici nigdy by go nie było. Rozejrzałem się wokół siebie i zdałem sobie sprawę że jestem w jakimś parku. Podszedłem do najbliższej ławki i usiadłem na niej. Położyłem prawą stopę na lewym udzie i zdjąłem but.

Położyłem rękę na kostce i używając wody i bardzo zimnego wiatru stworzyłem lód. Przez chwilę było lepiej ale- jak na widoczną jesień- temperatura aktualnie była nawet ciepła i lód szybko się roztopił.

Westchnąłem i rozejrzałem się po okolicy. Po chodniku chodzili ludzie, niektórzy sami, inni z dziećmi, czasem ktoś szedł z psem albo z kimś. Po drugiej stronie ulicy mieściły się wysokie wieżowce z cegły i szkła. Naprzeciw mnie znajdowała się poczta a obok sklep. Napisy nie były po angielsku ale widać było po ogromnej kopercie. Po drodze jeździły różnego rodzaju samochody. Z lewej strony było rondo, a z prawej dziwne coś. Z sykiem ruszyłem w tamtym kierunku zobaczyć co to. Po około 10 minutach marszu ból nogi był nie do zniesienia a ludzie patrzyli się na mnie jak na wariata co uciekł z psychiatryka.

Symbol Hydry miałem tylko na górnej części kombinezonu który zostawiłem w tunelu pod ziemią. W korytarzu zmieniłem także kolor włosów na brązowy a oczy na szary żeby- jak Avengers tu przylecą- mnie nie rozpoznali. Nikłe szanse na to że mnie znajdą ale warto się zabezpieczyć przed taką możliwością. Miałem na sobie spodnie od kombinezonu i T-shirt.

Jakoś dotarłem na miejsce w które chciałem dotrzeć i zobaczyłem Bramę Brandenburską.

-Super. Jestem w Berlinie.- powiedziałem sam do siebie. Lepiej w Berlinie niż w Stanach. Tylko był mały minus.- Ja nie znam Niemieckiego.- szepnąłem.

************************************************************************

Przekaż 1% swoich gwiazdek mojemu opowiadaniu i ofiaruj mi wenę.

To się porobiło. Jutro pojawi się 2 część maratonu.

Nowa Misja | Avengers | RomanogersWhere stories live. Discover now