Rozdział 11

5.1K 200 5
                                    


Hazel

Po wyjściu Kiry postanowiłam się trochę przewietrzyć i zejść na dół. W chwili, gdy wstawałam, usłyszałam krzyki z dołu. Krzyczał, a raczej krzyczała Larissa. Wnioskuję z tych krzyków, że Irwin już im powiedział i ona nie jest zadowolona.

- CO TY SOBIE DO CHOLERY WYOBRAŻASZ, GÓWNIARZU. Żadnym gejem nie jesteś. Zdaje się, że też powinieneś iść na jakąś terapię dla chorych. - No to ją nieźle poniosło.

- Larissa USPOKÓJ SIĘ! - Okay po Benie nie spodziewałam się takiej agresji. Musiała już przekroczyć jego granicę spokoju.

Nieciekawie się robiło. Schodziłam ze schodów i wyraźnie zbierało się na niezłą burzę. Musiałam jakoś temu zapobiec. Zanim będą tego żałować.

- Możecie się uspokoić oboje? Spać się nie da.

Gdy byłam już na dole, spojrzałam na nich i dostrzegłam szkliste oczy Irwina. Zbierało mu się na płacz. Był bezsilny wobec Larissy. Adoptowali nas oboje kilka lat temu. Ona nie mogła zajść w ciążę i wyżywała się czasem na nas za to. Jakbyśmy mieli coś z tym wspólnego. Teraz próbowała zranić mojego brata. Nie mogłam siedzieć z założonymi rękami. Nie pozwoliłam, by przez nią płakał.

Podeszłam do niego i przytuliłam. Chciałam go stamtąd zabrać. Wzięłam go za rękę i już mieliśmy iść, kiedy Larissa zagrodziła nam drogę.

- Przesuń się - warknęłam.

- Nigdzie nie pójdziecie, dopóki dopóty nie dowiem się wszystkiego.

Wywróciłam oczami i spojrzałam w sufit. Wkurwiała mnie coraz bardziej.

- Powiedziałeś im to, co mi? - Pokiwał głową i spuścił wzrok na podłogę.

Wyminęliśmy ją i szliśmy do salonu.

- Ja jeszcze nie skończyłam.

- Ale ja tak, poza tym dowiedziałaś się już wszystkiego.

Ja raczej się z nią nigdy nie dogadam. Zabrałam Irwina, którego ta suka doprowadziła do łez. W salonie od razu rzucił się na kanapę i wylewał łzy w poduszkę. Zastanawiałam się, kiedy wreszcie Ben się od niej uwolni. Podeszłam do niego i przytuliłam. Irwin cicho łkał w poduszkę. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, by poprawić mu humor.

- Proszę, nie płacz. Nie przejmuj się tą szmatą. Jak zareagował Ben?

- Ben przyjął to dobrze i powiedział, że to akceptuje, tylko Larissa tak zareagowała. Boję się jej. Nie chcę tu być.

- Wiem, ja też nie mam ochoty jej widzieć. Chciałabym, by się z nią rozwiódł i wziął nas ze sobą.

- Ale tego nie zrobi, prawda?

- Tego nie wiem, ale mam taką nadzieję, bo mam dość. Nie chcę, by nas tak traktowała.

- Powiedzmy sobie szczerze. Ona traktuje nas jak najgorszego śmiecia. Tak się dzięki niej czuję. Jak śmieć.

Zgarnęłam mu włosy z czoła i próbowałam jakoś pocieszyć, ale chyba marnie mi szło. Odwróciłam się z zamiarem sięgnięcia po pilot, a zobaczyłam stojącego w progu Bena.

- Dzieci. - Na dźwięk jego głosu Irwin także odwrócił głowę.

- Ile z tego słyszałeś?

- Wszystko, słonko. Naprawdę jesteście tu nieszczęśliwi?

- Nie widzisz tego, jak ona nas traktuje?

Diablo    (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz