Dzień jak co dzień. Wyszedł z domu jak najszybciej mógł i poszedł na garaże. Tam się spotykał ze swoimi kumplami. Przyjaciółmi ich nazwać nie mógł. Mógł na nich liczyć, kiedy chciał trawkę, ale nic więcej.
W sumie mu to pasowało. Przyjaciele zwierzali się sobie ze swoich problemów, a on był pewien, że nikt nie chciałby słuchać jego. On też nie chciał słuchać innych.
Przechodził obok starych sklepów, kawiarni. Dziewczyny zatrzymywały na nim wzrok, ale on nawet na nie nie spojrzał. Nie interesowały go. Zupełnie jak artystów nie interesuje sport.
Wszystkie były takie same. Odsłaniały zbyt wiele, pieprzyły wszystkich i wszystko. A najbardziej chciały pieprzyć jego. Johnny był przystojny, prawda. Wyglądał jak połączenie młodego Deppa z Paulem Walkerem.
Każda chciała być jego, ale on nie chciał każdej.
Często pieprzył Steph Collins. Ona była zawsze. Nosiła te swoje skóry, paliła grube papierosy i myślała, że nic dobrego w życiu jej nie spotka. Ale ona była. Zawsze.
Zawsze, kiedy chciał się pieprzyć oczywiście. Nie była w jego typie. Była atrakcyjna, ale nic poza tym. Nie mieli wspólnych tematów. Po prostu się pieprzyli.
On uwielbiał poezję. Czytał Cummingsa dość często. Steph jedyne co czytała, to głupie, kolorowe magazyny.
Tak idąc uliczkami tego głupiego miasta, nie zwracał na nic uwagi. Palił Camele i zmierzał do chłopaków. Chciał się już odprężyć.
– Dante, cudownie cię widzieć – powiedział, gdy zobaczył kumpla. Blond włosy opadały mu na czoło, a za uchem jak zawsze miał skręta.
– Siadaj Johnny.
Siedział na starej kanapie ze swoją Maggie. Mała blondyneczka zawsze uczepiona na jego ramieniu. Miała chyba z siedemnaście lat.
Blondyn dał mu skręta, którego już po chwili palił. Cudowne uczucie. Czuł dokładnie jak dym wypełniał jego płuca i specjalnie jeszcze moment go nie wypuszczał.
W tle leciała akurat piosenka Scorpions. Miał sentyment do niej.
Oparł się na tej starej kanapie i nawet nie zwracał uwagi na Dantego, który żarliwie całował się ze swoją. To było dla niego rutyną. Rutyną, której nie chciał zmieniać. Miał dziewiętnaście lat i tylko do tego się nadawał. Czasem coś kombinował u Roberto w warsztacie. Stary włoch dał mu pracę jakiś czas temu. Był okej, ale często narzekał.
Zza rogu wyłonił się nagle Ray. Chudy ćpun. Johnny niezbyt go lubił. Raczej tolerował. Często go denerwował, ale nie był tym, co przy pierwszej lepszej okazji daje w mordę. Chociaż Ray mógł już dawno dostać w mordę.
Przy jego boku była ona. Johnny uniósł wzrok i wpatrywał się w nią. Taka delikatna.
Miała zagubione spojrzenie, a oczy tak duże, że nie wiedział, czy to nie przez skręta takie były. Kruczoczarne włosy odgarnęła bardzo delikatnie. Jej skóra była na tyle blada, że jeszcze bardziej uwydatniała jej ciemne włosy. Taka piękna.
Starał się zachowywać normalnie, jakby była kolejną dziewczyną Ray'a, ale było to dość trudne, zważywszy na fakt, że Johnny nie chciał żadnej.
Każda go chciała, ale on nie chciał każdej.
Miała na sobie zwiewną zieloną sukienkę w kwiatki i tak bardzo tu nie pasowała. Jezu, tak bardzo, że to było aż niemożliwe. I to jeszcze z nim.
– Kotku, jesteśmy na miejscu – powiedział Ray, a jego wstrętne ręce, pokryte śladami po igłach, wylądowały na jej pupie.
Nie mógł na to patrzeć. Odwrócił wzrok i wrócił do jarania swojego skręta.
Maggie odkleiła się od Dantego, który nie był zbytnio z tego zadowolony. Przeniosła wzrok na dziewczynę i uśmiechnęła się. Ale z kanapy nie wstała.
Chudzielec podszedł z nią do nich, a jego ręce nadal spoczywały na jej pupie. Nie przeszkadzało jej to?
– Dante, a to Maggie – odezwał się blondyn i wyjął kiepa zza ucha. Wystawił w kierunku dziewczyny. – Chcesz? Na powitanie.
– Nie, dziękuje. Jestem Jade. – Uśmiechnęła się tak pięknie, że wydawać się mogło, że przez nią on też się uśmiechnął.
A Johnny nie uśmiechał się często.
Wreszcie spojrzał na nią i wyrzucił już wypalonego skręta przed siebie. A kiedy spojrzał na nią, a ona spojrzała na niego, byli tylko oni. Nie było głupiego Raya, którego ręka nadal spoczywała na jej pupie, ani Dantego i Maggie. Tylko oni.
Miał piękne oczy, i te oczy wpatrywały się bez żadnego uczucia w nią. Ona również patrzyła na niego nijako. Ale mimo to, nadal byli tylko oni.
– A to Johnny – powiedział również Dante i objął Maggie.
I mimo, że to miasto było brzydkie, to miejsce było brzydkie i wszyscy wokół byli brzydcy, kiedy ona się zjawiła, świat już nie był dla niego taki brzydki.
Bo kiedy ją zobaczył, kwiaty jakby zakwitły, a słońce wyłoniło się zza chmur.
$$$$$
inaczej, wiem
spizganie.
CZYTASZ
kochaj mnie
Teen Fictiona kiedy na niebie zgaśnie ostatnia gwiazda, proszę, kochaj mnie nawet w ciemnościach bądź moją gwiazdą. 2020, spizganie (trochę inaczej niż zwykle)