Hanahaki AU | Hiromido

330 36 13
                                    

Patrzyłem jak odchodzisz. Widziałem jak wiatr rozwiewa twoje czerwone włosy. Ty mnie nie widziałeś. Nie widziałeś mojego tęsknego wzroku, pełnego nadziei. Zawsze powtarzałeś "Przyjaciele na zawsze". I nic więcej. To bolało. Czułem jak łodygi i korzenie oplatają moje płuca, i mięśnie, powodując ogromny ból. Płatki kwiatów podchodziły mi do gardła, jednak nie chciałem ich wypuścić. Nie przy tobie. Nagle ty odszedłeś. Zniknąłeś za drzwiami. Chciałem pobiec za tobą, ale nie mogłem. Czułem jak mięśnie mi wiotczeją. To mnie niszczyło. Byłem teraz sam. Zacząłem się krztusić. Żółte płatki, skroplone krwią i flegmą spadały na podłogę. Nie mogłem złapać tchu. Kolejne płatki leciały. Poczułem jak cały kwiat staje mi w gardle. Wyciągnąłem go. Żółty kwiat żonkilu, skroplony krwią, spoczywał na mojej dłoni. Żółty kwiat, oznaczający nieodwzajemnioną miłość. Krztusiłem się dalej. Płatków było coraz więcej. Pojawiło się więcej kwiatów. W końcu to się skończyło. Byłem wykończony tym atakiem. Na podłodze spoczywał teraz dywan z żółtych płatków. Bukiet, który wykrztusiłem, ściskałem w dłoni. Chciałem dać go tobie, oddać ci moją miłość. Oddać coś, co należy się tobie. To przez ciebie teraz cierpię. Czemu nie chcesz mnie pokochać? Z każdym dniem jest coraz gorzej. Korzenie i łodygi oplatały moje mięśnie i płuca. Najbardziej bolało, gdy cię widziałem. Gdy ty mnie nie zauważałeś. Wiedziałem, że mogłem się tego pozbyć. Pozbyć się tych kwiatów, zatruwających mi życie. Mogłem je wyrwać z korzeniami, lub wyciąć operacyjnie. Jednak to ciągnęło za sobą konsenkwencje. Gdybym to zrobił, zapomniałbym o tobie, nic do ciebie już bym nie czuł i poczuć nie mógł. Nie chciałem tego. Wolałem umrzeć z miłości  niż o tobie zapomnieć.

Patrzyłem jak z kimś rozmawiasz. Patrzyłem ciągle na ciebie. Ty spojrzałeś na mnie i tylko się uśmiechnąłeś. Odwzajemniłem ten gest, mimo iż od środka aż mnie skręcało z bólu. Płatki uniemożliwiały mi oddychanie. Czułem lepki nektar w płucach. Ty jednak tego nie widziałeś. Nie widziałeś mojej miłości do ciebie. Byłeś na to ślepy. Zakochałeś się w kimś innym. Patrzyłem jak wychodzisz z jakąś dziewczyną. Widziałem iskierki szczęścia w twoich niezwykłych, zielonych oczach. Znów zacząłem się krztusić. Tym razem były to małe, białe płatki. Krew była na nich doskonale widoczna. Wyplułem kilka niezapominajek wraz z ich słodkim i lepkim nektarem. Kolejny bukiet dla ciebie. Łzy mieszały się z krwią i flegmą. Płatki były wszędzie. Gdy skończyłem nimi pluć osunąłem się na ziemię, nie mając już sił na nic.

Chciałem, żebyś mnie pokochał. Starałem się o twoje względy. Czy chciałeś mojej śmierci? Bez twojej miłości umrę. Już umieram. Miłość boli. Nieodwzajemniona miłość boli jeszcze bardziej. Gdy cię widziałem z tą dziewczyną, czułem jak szpony mej miłości zaciskają się na moich płucach. Nie mogłem oddychać. Płatki zatykały mi gardło. Nie byłem wstanie ich wypluć. Musiałem je wyciągać. Zobaczyłem jak idziesz z nią, trzymając się za ręce. Chciałem do was podejść, zniszczyć te piękną chwilę, pokazać jak bardzo cię kocham, lecz nie mogłem. Z każdym kolejnym krokiem, łodygi coraz mocniej zaciskały się na moich mięśniach, płucach. Nie dałem rady. Upadłem na ziemię i zacząłem kaszleć. Mnóstwo płatków leciało na ziemię. Czerwonych płatków. Słodki nektar leciał wraz z nimi. Nie mogłem złapać tchu. Kwiaty zatykały moje drogi oddechowe. Musiałem je wyciągać. Chciałem, żebyś ty to zrobił. Chciałem, żebyś to ty włożył swoją rękę do mojego gardła i przyniósł ukojenie. Żebym znów mógł oddychać. Jednak ciebie nie było. Odszedłeś z tą dziewczyną. Jak jej na imię? Miyako? Teraz to nieważne. Gdyby nie ona, ty byś mnie zauważył. To ja byłbym tym, który przysłonił ci cały świat. Tym jedynym. Teraz jednak, nie miałem na to szans. Mimo to, wciąż miałem głupią nadzieję. Dziecięcą nadzieję, że w końcu będziemy razem. Łzy spływały po mojej twarzy. Płatki wciąż leciały. Nikt nie zwracał uwagi na cierpiącego człowieka. Gdy skończył się atak, wróciłem do domu, zataczając  się.

Podszedłeś do mnie. Byłeś radosny. Zauważyłeś mnie. To przyniosło chwilowe ukojenie w bólu. Miałem wtedy tę głupią nadzieję, że wyznasz mi miłość, jednak ty opowiedziałeś mi o swojej dziewczynie, wbijając mi nóż w plecy. Mimo iż łodygi zaciskały się wokół moich wnętrzności niemiłosiernie, a płatki i nektar zatykały przełyk, uśmiechnąłem się. W końcu zależało mi na twoim szczęściu. Mówiłeś o niej dalej. Nie wytrzymałem. Pobiegłem do łazienki. Płatki poleciały na podłogę. Nektar mieszał się z krwią, krew ze łzami, a łzy z flegmą. Zapukałeś do drzwi. Zapytałeś czy wszystko w porządku. Nie odpowiedziałem. Nie mogłem. Na podłogę leciały płatki najróżniejszych kolorów. Czerwone. Żółte. Białe. Różowe. Wyciągnąłem kilka kwiatów. Dlaczego nie jesteś ze mną? Możesz tu przecież wejść. Czemu więc nie wchodzisz? Pomóż mi. Porozmawiaj ze mną. Mam już mało czasu. Niedługo umrę. Być może to był ostatni moment, gdy mnie widziałeś. Pokochaj mnie. Proszę. Ty musisz zakończyć moje męki. W końcu ustał jeden z najgorszych ataków. Siedziałem na podłodze. Powiedziałem, że nic mi nie jest. Czemu skłamałem? Słyszałem jak odchodzisz. Czy już cię nie obchodziłem? Chwyciłem bukiet w dłoń. To dla ciebie. Kolejna dawka mojej miłości, mojego cierpienia.

Z dnia na dzień byłem coraz słabszy. Wyglądałem coraz gorzej, ataki następowały coraz częściej. Mimo wszystko, ty nadal nie widziałeś problemu. Mimo iż, próbowałem już wszystkiego, ty nic nie zauważyłeś. Byłeś z nią. Chciałem się z tobą spotkać. Czułem, że nadchodzi mój koniec. Szukałem cię. Miałem dla ciebie kolejny bukiet, prosto z moich płuc. W końcu cię znalazłem. Jednak nie byłeś sam. Byłeś z nią. Całowaliście się. To był ostateczny gwóźdź do trumny. Zaniosłem się kaszlem jak nigdy dotąd. Nektar, wcześniej tak przyjemnie słodki, teraz okropnie gorzki, palił mój przełyk. Płatków było za dużo. Wyciągałem je, wypluwałem, jednak nic to nie dawało. Krew była wszędzie. Dusiłem się. Łodygi owinęły się ciasno wokół moich wnętrzności. Zaciskały się coraz bardziej. Kolce raniły mnie. Chciałem krzyczeć z bólu, lecz nie byłem wstanie. Teraz mnie zauważyłeś. Podbiegłeś do mnie. Krzyczałeś moje imię. Jednak było już za późno.

Umarłem z miłości do ciebie, Kiyama Hiroto.

-------------------------------------------------------------
Hanahaki to choroba kwiecistych płuc. Choruje na nią osoba, która zakochała się bez wzajemności, tak jakby co. Ostatnio znalazłam na wattpadzie kilka opowiadań o tej tematyce i tak mi się to spodobało, że musiałam sama to napisać. Wyszło mi? Podoba się?

Takie Tam, Z Inazumy (I Nie Tylko)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz