Wstałam w złym humorze. Możliwe, że to przez głód. Nie miałam czasu nic zjeść, bo zaczytałam się w cudownym romansie.
Wiem, że w magicznym świecie są wampiry, które w bitwie o Hogwart przyłączyły się do Voldemorta, jednak nie mogłam się opamiętać i załkowicie pochłonęła mnie ta historia. Było w niej tyle miłości, że poczułam niejaką sympatię do tych dwojga. Mężczyzna był młodym, przystojnym człowiekiem, przed którym było jeszcze tak wiele. Kobieta za to przeżyła łącznie chyba z dwadzieścia związków małżeńskich, jednak to co czuła do niego było zupełnie inne. Muszę przyznać, że popłakałam się na końcu, gdy oboje zginęli z rąk wroga.
Chciałabym też tak kogoś pokochać. Mógłby to być prawie każdy. Tym "prawie" był mój chłopak Ron. Zerwałam z nim zaraz po tym jak przyłapałam go w dziwnym miejscu, o dziwnej porze, z dziwnymi ludźmi. Siedział w środku dnia na kanapie w salonie Gryfonów i nie zwracając na mnie uwagi (chociaż doskonale wiedział, że tam jestem) zaczął się całować z Lavender, którą ochrzciłam imieniem Landryna. Wyszłam stamtąd bez słowa, jednak ucierpiało po tym widoku moje serce. On jednak nie przejmując się mną i moim stanem jeszcze mocniej objął swoją nową dziewczynę i posłał mi fałszywy uśmiech.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam dokąd idę, nie przejmowałam się co się ze mną stanie, nie obchodził mnie Ron. Usiadłam pod ścianą, która wydawała mi się znajoma. To tutaj był pierwszy raz, gdzie spotkaliśmy jako para. Wydawało mi się to najpiękniejszym i najszczęśliwszym miejscem na Ziemii, jednak po tym wszystkim miałam ochotę ją wyburzyć.
Oparłam się o nią, a moje złamane serce zdawało się wybijać rytm wesołej melodii, którą nucił mi Ron, gdy byłam smutna. Pierwszy raz tak się czułam. Pierwszy raz tak bardzo brakowało mi kogoś, komu mogę się wypłakać. Pierwszy raz poczułam ochotę, by złamać przepisy szkolne i użyć kilku zaklęć niewybaczalnych. Gdyby tylko był tu Harry powstrzymałby mnie, ale... jego już nie ma. W tym samym czasie co młody Potter zaatakował Czarnego Pana, została wysłana druga Avada z ręki Voldemorta. Oboje runęli na ziemię, obydwoje zmarli. Mimo, że było to tylko miesiąc temu już się z tym pogodziłam. Nie zaakceptowałam tego, ale pogodziłam się z tym.
Na wspomnienia o nim zebrało mi się na jeszcze większy płacz. Ginny tak bardzo go kochała, że jego ciało zakopała nad jego ukochaną plażą. Sama kazała się tam pochować, gdy zginie. To był przepiękny gest z jej strony. Zawsze myślała o innych, później o sobie.
Podczas, gdy wypłakiwałam się w rękaw poczułam, że ktoś mnie ciągnie za szatę. Podniosłam zalaną łzami twarz, by zobaczyć zaskoczoną minę Dracona Malfoya, w skrócie fretki. Nienawidziłam go od dawna, jednak po tym jak uratował życie Ronowi odnosiłam się do niego z szacunkiem. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się smutno i usiadł obok.
- Słyszałem o tobie i Ronie. Sam mi się do tego przyznał się, szczerząc się do swojej nowej lali - powiedział.
Myślałam, że przez tą informację będę płakać przez tydzień. Draco chyba zauważył mój wyraz twarzy, bo od razu dodał:
- Ale ty nie byłaś jakąś tam jego partnerką na jedną noc, tylko jego dziewczyną. Każda taka zdzira, jak Lavender jest głupia, nie mówiąc o tym, że się puszcza, więc ty nie mogłabyś być jedną z tych panienek, bo jesteś najmądrzejszą dziewczyną w szkole jaką znam!
Tym przemówieniem dodał mi otuchy. Może rzeczywiście Ron do mnie nie pasował, byłam dla niego zbyt inteligentna. W głębi serca miałam jednak nadzieję, że będziemy razem.
Malfoy niespodziewanie wziął mnie pod ramię i przytulił do siebie. Tym razem rozpłakałam się na dobre. Co z tego, że nie będę na lekcji, skoro i tak bym nad sobą nie zapanowała, gdybym go zobaczyła. Draco był miły, cały czas szeptał mi do ucha pocieszające słowa jak: "on jest dla ciebie nieodpowiedni" albo "wszystko się ułoży" lub "nie zawracaj sobie nim głowy" i "nie marnuj na niego czasu". Z tymi słowami w głowie i z mokrą twarzą od łez oparłam się o niego i spokojnie zasnęłam.
Nie minęło dużo czasu, gdy uświadomiłam sobie, że słyszę kroki. Nie wiedziałam jednak, czy jest to sen, czy jawa. Nie otwierałam oczu, tak czułam się bezpieczniej. Stukot butów o podłogę był coraz głośniejszy. Nagle wszystko ucichło.
- Co tu się dzieje?! - wykrzyczał ktoś. Nie byłam pewna, ale ten głos brzmiał podobnie jak ten profesora Snape'a. Uparcie trzymałam powieki zamknięte.
- Zasnęła lub zemdlała, nie jestem pewien. Teraz na pewno śpi.
- Tego akurat sam się domyśliłem - prychnął przybysz. - Ale co wy tu robicie?
- Hermiona przyłapała Rona jak pocałował Lavender Brown.
Nieznajomy zaśmiał się cicho z wielkim obrzydzeniem.
- A jak panna Granger na to zareagowała?
Nie dosłyszałam jednak odpowiedzi, gdyż odpłynęłam do świata koszmarów. Czułam ból, nic nie mogłam zrobić. Wszędzie ciemność i strach, bałam się. Czułam rany gorsze niż po Cruciatusie. Słyszałam wredny śmiech Czarnego Pana i od razu po tym się obudziłam. Było mi gorąco, pot lał się z każdej cząstki mojego ciała. Miałam przyśpieszony oddech, ręce mi się trzęsły. Zamknęłam na chwilę oczy. Zaczęłam oddychać powoli, dopóki rytm serca był prawidłowy. Uchyliłam powieki. Było ciemno, pachnidło tu perfumami moich przyjaciółek. Jedna z nich czytała książkę nie zwracając na nic uwagi. Zdecydowanie byłam u siebie. Tylko, jak się tu dostałam? Raczej nikt nie byłby w stanie mi tego powiedzieć.
Popatrzyłam chwilę na zegarek na stoliku, by wyostrzyć obraz. Jest pierwsza, wszyscy śpią. Nie mogę zapytać o to Draco z samego rana, bo musi pouczyć się do Eliksirów. Ron raczej jej nie powie. Ginny przy tym nie było. Co by jednak się stało, gdybym zapytała profesora Snape'a? Może on tam był i mi wyjaśni. Nie, wolę zapytać Malfoya zaraz po Eliksirach. Położyłam się i znów zasnęłam. Cieszyłam się, że teraz już nie chodzę do zwykłej szkoły. Dumbledore stwierdził, że stworzy klasy zaawansowane i dla tych, którzy muszą się douczyć. Pierwsza klasa "Z" (zaawansowana) nie zaczęła się tak źle jak myślałam. Póki był ze mną Ron...
Nie, to niedorzeczne żebym teraz o nim myślała. Masz być rano wyspana, Granger, a nie umęczona. Zasnęłam.
Dzień dobry, a może byłby dobry, gdyby nie niezapowiedziana kartkówka z OPCM, na którą nie miałam czasu się pouczyć. Aż dziwnie to brzmi w moich myślach. Jakby powiedział Snape: Panna Wiem-To-Wszystko czegoś nie wie? Zaśmiałam się na samą myśl o tym, ale zaraz oprzytomniałam. Trzeba będzie porozmawiać z Ronem o tym, ale nie teraz. Najlepiej będzie jeśli cały dzień będę go unikać.
Po wykańczającej lekcji OPCM nie musiałam iść do Malfoya, gdyż sam do mnie przyszedł. Uśmiechnął się promienne, a ja pomyślałam, że wygląda o pięć lat młodziej. Przytulił mnie mocno, a za plecami usłyszałam "puszczalska". Aż mi się niedobrze zrobiło. Draco wypuścił mnie z objęć. Nim zdążyłam coś powiedzieć, już przywalił mojemu byłemu chłopakowi w nos. Weasley zatoczył się, ale nie był mu dłużny. Kopnął Malfoya w brzuch, a ja nic nie mogąc więcej zrobić, uklęknęłam obok zwijającego się z bólu chłopaka. Miał mocno zaciśnięte usta i czerwoną twarz. Wiedziałam, że zaraz może zrobić komuś krzywdę. Przytrzymałam go, gdy wstawaliśmy, a Ron śmiał bezczelnie się z nas śmiał. Ślizgon nie wytrzymał, złapał za różdżkę i ryknął: "Expeliarmus". Chłopak uderzył o ścianę. Wokół nas zebrał się niezły tłum. Popatrzyłam na przyjaciela. Coraz bardziej go doceniałam. Miał niewielkie zranienie na brzuchu, zauważyłam je, gdy krew zaczęła przeciekać przez szatę. Nie mówił nic, że go boli, ale wiedziałam, iż po takim kopnięciu mogą być jakieś urazy wewnętrzne. Złapałam go za rękę, a on ogarnął się z szału, który go opanował.
- Draco, chodźmy do skrzydła szpitalnego - szepnęłam, ale on pokręcił przecząco głową. Wiedziałam, że ktoś taki jak on nie odpuści walki z Ronem. - Nie będziesz się z nim bił! A teraz pójdziesz do pani Pomfrey i dasz się przebadać. Zrozumiano?
Tym razem patrząc prosto w jego oczy stwierdziłam, że zostało w nim trochę ze Śmierciożercy. Była to duma.
Przytaknął powoli i ociężale, a ja ciągnąc go delikatnie za rękę poszłam z nim do pielęgniarki.
Gdy tylko go zobaczyła kazała mi przygotować łóżko. Sama zajęła się osłuchiwaniem go, później sprawdziła czarami czy ma coś uszkodzone. Wyraźne widziałam jak jej skóra przybiera jeden z jaśniejszych odcieni bieli.
- Hermiono - wykrztusiła - idź po profesora Snape'a. Natychmiast!
Nigdy nie słyszałam u niej takiego głosu. Od razu zerwałam się z miejsca i pobiegłam do gabinetu Mistrza Eliksirów. Nie musiałam za długo go szukać, wychodził właśnie z gabinetu dyrektora. Popatrzył na mnie jak na coś na co nie warto zwracać uwagi i poszedł przed siebie.
- Panie profesorze! - krzyknęłam. Powoli odwrócił się w moim kierunku.
- Panno Granger - zaczął, a jego głos ociekał jadem - specjalnie się odwróciłem, gdyż widziałem, że biegłaś po korytarzu. Może ulitowałbym się, ale na to za późno. Minus pięć punktów dla Gryffindoru!
- Niech pan mnie chociaż posłucha! - próbowałam powiedzieć, ale na wstępie mi przerwał.
- Podniesienie głosu na nauczyciela, krzyczenie na korytarzu i dyrygowanie starszą osobą. Minus piętnaście punktów.
Miałam już się odezwać, ale poczekałam chwilę, aż się opanuję. On dalej czekał na to co mam do powiedzenia.
- Chciałam powiedzieć, że pani Pomfrey pana wzywa.
Zaskoczyły go te słowa.
- Po co?
- Nie wiem. Osłuchiwała Draco, potem zbladła i kazała mi pana zawołać.
Stał osłupiały. Nie ociągając się dłużej ruszył szybkim krokiem do skrzydła szpitalnego. Od razu znalazł się przy łóżku Malfoya.
- Oddycha? - zapytał pielęgniarkę.
- Ledwo.
- Krwawienie?
- Tylko zewnętrzne, niewielkie.
- Narządy wewnętrzne? - wydawało mi się, że gdy to mówił miał miększy głos. Czyżby wiedział coś o zdrowiu Dracona, czego nie wolno mu powiedzieć?
- Severusie, próbowaliśmy to zmienić, ale nie można. Nie da się nawet magicznie tego dokonać - zaraz później zaczęły jej lecieć łzy. - To dobry chłopak, zawsze tak myślałam. Nawet jak był częścią armii Voldemorta, wiedziałam, że się zmieni...
- Ile? - przerwał jej. Nie wiedziałam jednak o co chodzi.
- Dwa lata najwyżej. To jest takie straszne, nie móc nic zrobić.
Odchrząknęłam. Spojrzeli na mnie oczami pełnymi bólu.
- Czy moglibyście mi wyjaśnić co się dzieje.
Pani Pomfrey była załamana. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. Ciszę przerwał Snape.
- Hermiono, obiecaj, że nikomu w Hogwarcie tego nie powiesz.
- Nie powiem - zapewniłam go.
- Dobrze, Draco jest... chory i raczej nie wyzdrowieje. Wiemy jak to się nazywa u mugoli, jednak ani my, ani oni nie mają na to żadnego lekarstwa. Nie wiem jak mógł się nią zarazić czarodziej, więc to jest rzadki przypadek. Nie wiemy jak mu pomóc.
- A on nie może żyć z tą chorobą? - zapytałam po przefiltrowaniu wiadomości do mojego mózgu.
- Nie. Umrze w przeciągu dwóch lat. Możliwe, że nawet dziś w nocy.
Coś złapało mnie za gardło. Nawet dziś? Ale, on zawsze był taki radosny. Jaka to wogóle choroba?
Nieumyślnie wypowiadając to pytanie na głos, profesor Eliksirów odpowiedział najciszej jak mógł:
- Rak.
CZYTASZ
Prawda-Sevmione
FanfictionWszystko po wojnie oszalało. Najdziwniejsze to było jednak wskrzeszenie najgorszego i jednocześnie najważniejszego człowieka, którego abo nikt nie chciał widzieć, albo wręcz przeciwnie...