4

501 63 17
                                    

        Życie w stadzie miało swoje plusy i minusy. Do plusów z pewnością należał fakt, że tutaj wszyscy byliśmy... Wilkołakami. To brzmiało prosto i logicznie, tak też było. Nie musieliśmy uważać na słowa, by żaden człowiek się o nas nie dowiedział. Nie musieliśmy udawać, że nie wyjemy do księżyca. Byliśmy po prostu wolni. Alfa i Luna strzegli stada, zarządzając nim, a my byliśmy posłuszni, nie sprawiając problemów.

        Wilkołaki bardzo zmieniały się przez lata. Obowiązkowo uczyliśmy się historii naszego gatunku, bo nasze pochodzenie było dla nas ważne. W żadnej księdze, która zachowała się ze średniowiecza, a z której wiedza była przekazywana następnym pokoleniom, nie pisało, jak powstały wilkołaki. Nie wierzyliśmy w mitologię, która opisywała nas jako ludzi, zawierających pakt z diabłem. Nie znaliśmy tego, który był pierwszy, ale wilkołaki z całego świata pilnie rozpracowywały historię, kopiąc głęboko w przeszłości, by znaleźć odpowiedź na to pytanie.

        Kiedyś zmiennokształtni byli bestiami. Najwięcej było nas na terenach północnej części Stanów Zjednoczonych, Kanady i Skandynawii. Osiedlaliśmy się tam ze względu na dogodne warunki. Woleliśmy chłodniejszy klimat, a poza tym wtedy nie byliśmy jeszcze w stanie na długo pozostawać w ludzkiej skórze.

        Istniały wtedy dwa gatunki wilkołaków: te, które zmieniały się tylko podczas pełni, oraz te, które mogły przemieniać się w człowieka tylko w czasie nowiu. Nie potrafiliśmy wtedy panować nad zmiennokształtnością, więc większa część z nas zamieszkiwała lasy jako wilkołaki. Polowaliśmy na zwierzynę, atakowaliśmy ludzi. Mordowaliśmy. Najbardziej krwawy okres naszego istnienia przypadał na wiek pary, a więc wiek dziewiętnasty. Wtedy osiągaliśmy pewne apogeum, stając się morderczymi istotami, które brutalnie tępiono, wybijając nas. Wilkołaki, które na przestrzeni lat całkowicie utraciły zdolność przemiany w człowieka, prawie w całości zostały zlikwidowane. Ostała się tylko grupa tych, które umiejętnie zmieniały się podczas pełni. To właśnie oni pchnęli nasz gatunek dalej i pozwolili nam przetrwać. Stopniowo rozwijali się, ucząc się tego, kim byli.

        A teraz, mając dwudziesty pierwszy wiek, potrafiliśmy żyć wśród ludzi. Prowadziliśmy zwyczajne życie, wiązaliśmy się ze zwykłymi ludźmi, żywiliśmy się zwykłym pożywieniem, nie czuliśmy żądzy krwi i potrafiliśmy zapanować nad brutalnością. Staliśmy się na tyle uczłowieczeni, by żyć wśród większości, jednak nigdy nie utraciliśmy naszej dzikiej strony. Byliśmy jednością.

        Stada także bardzo się zmieniały, kiedyś były o wiele mniejsze, później osobników przybywało, a teraz... Stada były rzadkością. Chociaż wilkołaki miały w zasięgu każdy zakątek świata, przeważająca większość żyła na własną łapę. My należeliśmy do nielicznych na terenie USA, które faktycznie skupiało naprawdę dużą ilość osobników. Nie znaliśmy dobrze innych stad, wiedzieliśmy tylko, a raczej Alfa i Beta wiedzieli, gdzie je znaleźć. Sam domyślałem się, że jedno znajduje się dość niedaleko, bo w północnej części Montany, drugie w Kalifornii, a inne w Minnesocie, Tennesee i Alabamie. Nie posiadałem jednak dokładnych danych.

         Lubiłem swoje stado, ale czasem miałem wrażenie, że jestem przez nie ograniczony. Siedzieliśmy w dziurze w Idaho od wielu pokoleń, ja miałem zostać kiedyś Betą Cade'a, jeśli ten w ogóle miał zostać Alfą i to był jeden z czynników, które mnie tu trzymały. Drugim była rodzina i poświęcenie. Opuszczałbym to miejsce z bólem serca, ale zrobiłbym to, by nie siedzieć tutaj do końca życia. To był jeden z powodów, dla których stada się rozpadały. Wilkołaki pragnęły nowości, odkrywania terenów, a stada nie zmieniały terytorium.

        Pomysł Cade'a był abstrakcyjny i nie zamierzałem brać go pod uwagę. Wiedziałem, że koniec końców i tak zostaniemy w Yellowstone, gdzie nasze miejsce. Czasem nie wiedziałem, dlaczego Cade tak bardzo pragnął się stąd wyrwać. Nie było tutaj idealnie, ale... Żyliśmy sobie spokojnie. A gdyby Cade przestał się wychylać, zrozumiałby, że w stadzie jest po prostu dobrze.

        Szarpnąłem za okienną klamkę, a potem usiadłem na szerokim parapecie. Musiałem wyrwać się z domu. Yellowstone okryło się mrokiem, a ja spokojnie mogłem już stąd wyjść i pójść pobiegać. Mój pokój znajdował się na pierwszy piętrze, ale kiedy wyskoczyłem, bezbłędnie wylądowałem na czterech łapach, już w locie zmieniając się w wilkołaka.

       To wszystko trwało nie więcej, niż parę sekund. Kiedy wilkołak nauczył się przemieniać, wszystko mogło odbyć się w bardzo krótkim czasie. Mogliśmy kontrolować długość i fazę zmian, ale ogólnie rzecz biorąc – i tak zawsze śpieszyło nam się do czworonożnej formy. Pamiętam jednak moje pierwsze przemiany, a także te swojego rodzeństwa. Głównie Wesleya, ponieważ zaczynał stosunkowo niedawno. Jeśli robiło się to źle, coś mogło nawet zaboleć, mogliśmy zniszczyć ubrania, meble i tak dalej, rzucając się, jak ryba wyrzucona na brzeg. Mimo wszystko przemiany należały jednak do łatwiejszych aspektów życia wilka.

        Wszystko inne... Było o wiele trudniejsze.

        Wybiegłem poza teren swojego domu i po prostu pędziłem przed siebie. Niewiele osób znało mnie na tyle, by wiedzieć, jak bardzo kocham pęd. Właściwie niewiele osób znało mnie na tyle, by powiedzieć o mnie cokolwiek prawdziwego.

        Będąc synem Bety i przyjacielem rodziny Alf, musiałem podporządkować się zasadom, które panowały w towarzystwie. Było więc dwóch Danielów. Jeden, którego znali wszyscy – zwykle bywał poważny, uśmiechnięty i zarażał wszystkich dobrym uśmiechem. Drugi, którego znał jedynie Cade – czasem bezradny, zagubiony i wściekły.

        Wilkołaki i ludzie dzielili ze sobą wiele cech. W tym umiejętność do kłamania i ukrywania prawdy. Czasem czułem się, jakbym należał do jakiegoś mrocznego rodu, który skrywał wiele tajemnic. I chyba faktycznie tak było. Żałowałem jednak, że nie tylko ja zostałem w nie wciągnięty.

~*~

        Stanąłem pod domem Cade'a, obrzucając wzrokiem cały budynek. Wszystko pozornie tonęło w mroku, ale dostrzegłem łunę białego światła, dochodzącą z jego pokoju. Kalkulowałem w myślach, czy warto wywabiać mojego przyjaciela na zewnątrz, czy może lepiej spędzić ten czas samemu.

        Dochodziła pierwsza w nocy, mijał kolejny dzień, niedługo rozpoczynały się nasze zwyczajowe treningi. Znów musiałem wziąć się w garść.

        Westchnąłem w duchu i w końcu zdecydowałem się zagadać do Cade'a. Wilkołaki posługiwały się telepatią. To słowo było cholernie oklepane i dziwnie brzmiało, ale potrafiliśmy rozmawiać ze sobą poprzez jakieś dziwne połączenie w naszych umysłach, które działało jak krótkofalówka.

~ Chyba jeszcze nie śpisz, prawda? ~ zapytałem, kładąc głowę na swoich łapach.

~ Zależy, co takiego planujesz ~ odparł po chwili.

        Słyszałem, jak podchodzi do okna, więc uniosłem łeb, patrząc w jego kierunku. Otworzył je i wyjrzał na zewnątrz, spoglądając w dół. Uśmiechnął się lekko, kiedy zobaczył mnie w wilczej postaci.

       Mimo wszystko nie mogłem zarzucić Cade'owi jednego: braku miłości do bycia wilkołakiem. Bo chociaż ciężko przychodziła mu nauka o zmiennokształtnych i był, jaki był, kochał to wszystko. A wiedziałem to tylko dlatego, że znałem dwóch Cade'ów.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Lubicie młodszą wersję bohaterów? Bardzo dziękuję za odzew i wasze komentarze, w końcu niedługo na dobre się żegnamy.
Nie wiem tylko, czy rozdziały nadal będą pojawiać się codziennie.
I hej, pamiętajcie, że pisarze (nawet amatorzy) piszą słowami i żywią się nimi!

Defender | TO #3 spin-offOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz