Rozdział 2

17 2 0
                                    

Kiedy otworzyłam drzwi, stanęła w nich na oko 60 letnia kobieta. Nie widziałam jej oczu przez jej słoneczne okulary, a kapelusz skutecznie zasłaniał całą resztę jej twarzy. Nie była to drobniutka babuleńka, ani też wielka, masywna baba, była po prostu w sam raz. Kiedy mnie zobaczyła, promienny uśmiech wykwitł na jej pooranej zmarszczkami twarzy.

-Dzień dobry, dziecko, przy...

-Jak dobrze że pani jest - przerwałam jej chamsko -bo jakiś psychol jest u mnie w kuchni i prawdopodobnie wsypuje mi truciznę do jedzenia, proszę niech pani coś zrobi. - Niedobrze, brzmiałam jak czteroletnie dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.

-Synu, ile wczoraj wina w nią wlałeś- zapytała wychylając głowę za mnie - bo ona musi dzisiaj iść do pracy, a pieprzy jakieś głupoty - czy starsi ludzie używają tak brzydkich słów? Nie powinna zamiast tego powiedzieć "powiada przeto farmazony"??? Nie mam chyba o staruszkach zbyt dobrego zdania.

-Chwilka, już idę - zawołał (no właśnie kto?) mężczyzna z kuchni, a po chwili powiedział do mnie: -Śniadanie na stole.

-Najpierw pójdę się umalować - powiedziałam, znikając im z oczu. Kłamałam. Poleciałam do łazienki i spojrzałam w lustro.

Moje jasne włosy były na maksa potargane, a moje oczy... Lśniły przepiękną zielenią. Co jak co, ale dawno nie patrzyłam w lustro. Może i samozachwyt, ale nie obchodzi mnie to. Ważne, że mam kilka pułapek na facetów, a to jest jedna z nich. Ale te oczy szkliły się łzami. Wyglądało to tak, jakby zamiast miały wypłynąć z nich naprawdę zielone łzy.
I tak się stało. Tylko różnica z tym, że były przezroczyste.

Co się działo ze światem???

***

-To tutaj - powiedział.

Nie no on chyba żartuje. Przecież to jest Vouge!

-Tu...taj??- zapytałam się nieśmiało, a on kiwnął głową.

Miałam już wysiadać, kiedy on przytrzymał mnie za łokieć :

-Zapomniałem... Ładnie wyglądasz - powiedział cicho.

Miałam odpowiedzieć zwykłe "wiem", tak jak zawsze mówiłam jak ktoś prawił mi komplementy, ale z ust wypadło mi tylko:

-Dzi...ęki...

Może to jeszcze poranny szok, a może dlatego, że na dworze jego oczy odbijały niebo... Cholera, gadam jak te chore i zakochane idiotki z romansów. Koniec z tym.

Wyszłam z auta i zatrzasnęłam drzwi, po czym weszłam obrotowymi drzwiami do budynku, gdzie pracować marzyło wiele, wiele kobiet.

Na dzień dobry dostałam kilkaset chłodnych i nieprzyjemnych spojrzeń od pewnie wszystkich pracowników. Jedyne w miarę przyjazne spojrzenie dostałam na drugim piętrze, na które wjechałam najbardziej luksusową windą jaką widziałam, od jakiegoś mężczyzny po czterdziestce. Odważyłam się zaspokoić swoją ciekawość.

- Dlaczego się tak na mnie gapią?

-Bo dostałaś ode mnie niezły awans - powiedział. O kurwa. To chyba szef.

-Przepraszam, idę do automatu do kawy - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.

- Nie mamy automatu do kawy - zawołał zaskoczony szef. O słabo. Wpadka.

- To do wody- rzuciłam w biegu.

Łgałam. Poleciałam patrzeć na tabliczki z nazwiskami, gdzieś przecież musiało być. Miałam rację. Wielkie Jennifer Greenwood wisiało na ścianie obok jeszcze jednego nazwiska. Czyżbym miała współpracownika? Otworzyłam szklane drzwi. W środku nikogo nie było. Tylko dwa biurka, dwa krzesła i okna na całą ścianę, z których roznosiła się panorama na Nowy Jork.

Zajęłam miejsce przy biurku z moim nazwiskiem. Moje biurko było tyłem do drzwi, a przodem do okna. Nagle usłyszałam :

-Cześć

Obróciłam się przodem do drzwi i omal nie krzyknęłam z przerażenia.


Może...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz