Prolog

74 5 8
                                    

Odkąd pamiętam moje życie nie było zbyt kolorowe. Ojciec zostawił mnie jak miałam 3 lata, a matka oddała nas do adopcji, ponieważ nie radziła sobie sama z naszą piątką. Zostawiła przy sobie tylko mojego brata "bliźniaka", który miał na imię Victor i był w tym samym wieku co ja. Reszta rodzeństwa czyli Mia, Katrin, Natan oraz ja czyli Vanessa zostaliśmy oddani i przygarnięci przez zupełnie inne rodziny. Mojemu rodzeństwu się poszczęściło, ponieważ trafili do dobrych, bogatych rodzin. Ja nie miałam tyle szczęścia.

Ta dwójka ludzi była okrutna w stosunku do mnie jak i do chłopczyka, którego miesiąc wcześniej adoptowali. Nie chciałam żeby po kiepskim dniu wyżywali się na nim, więc ja obrywałam za niego, a na ten czas kazałam mu chować się w szafie, żeby żadnemu z tych pojebów nie przyszło na myśl chociażby go tknąć.

Chłopczyk miał na imię Aaron i miał 10 lat. Był sympatyczny, zabawny, kreatywny i miał świra na punkcie sportu, w niektórych momentach mnie wkurwiał. Był niskim ciemnym blondynem o popielato niebieskich oczach. W domu był cichy i zamknięty w sobie, a za to w szkole był typowym bad boy'em.

Pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Na Meet Up'ie spotkałam chłopaka o imieniu Alan, który zmienił wszystko.
Znaliśmy się wcześniej ale nigdy nie spotkaliśmy się twarzą w twarz.
Cały dzień spędziliśmy rozmawiając, śmiejąc się i zwiedzając większą część miasta jak i samą arenę gdzie odbywał się Meet Up. Po udanym spotkaniu chłopak doprowadził mnie do hotelu, w którym akurat pomieszkiwałam. I tam wszystko się zaczęło.

W pokoju hotelowym siedział mój brat z "rodzicami", którzy już chcieli go uderzyć ale do pokoju weszłam z moim kolegą. Ręka matki zatrzymała się koło policzka Aarona. Cała nasza piątka była cicho i wpatrywała się w siebie ze zdziwieniem.

W tedy po moim policzku spłynęła słona łza.

Alan gdy to zobaczył podbiegł do Aarona, chwycił go za rękę po czym podszedł do mnie i kazał zabrać nasze torby, które stały koło drzwi.
Cała nasza trójka wybiegła z hotelu nie patrząc na nic i na nikogo.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam jak dosyć daleko za nami biegną te pojeby.
Jak już wybiegliśmy z hotelu mój przyjaciel otworzył nam drzwi do jego samochodu, a my wsiedliśmy do niego. Po dość krótkim czasie ruszyliśmy. Każdy z nas siedział zdyszany i zamyślony.

Po upływie dwóch godzin w końcu się zatrzymaliśmy.
Alan kazał nam wysiąść z samochodu, zabrać nasze torby i poczekać aż po nas przyjdzie. Czekając na mojego przyjaciela, Aaron podszedł do mnie i tak po prostu mnie przytulił. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co będzie dalej.
Alan podszedł do nas i kazał iść za nim, a sam wziął nasze walizki i ruszył do ogromnego białego domu z wieloma dość dużymi oknami.
Dom był śliczny i stał w równie pięknej okolicy. Był dość odosobniony od innych domów. Położony był w dolinie pomiędzy dwoma "górami". Było tam cicho i spokojnie, po prostu idealnie.

Nie mogliśmy zostać tu długo, mimo tego że Alan nas namawiał. Nie chcieliśmy by on i jego rodzice nas utrzymywali. Mieli swoje problemy i nie chcieliśmy dokładać im ich więcej.

Siedzieliśmy tam już dobrą godzinę, gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Alan poszedł otworzyć drzwi.
Gdy drzwi zostały otwarte ja i Aaron usłyszeliśmy dobrze znane nam głosy. Bez wahania pobiegłam do drzwi, w których stali "rodzice".
Zaczęłam się z nimi kłócić. W tym samym czasie Alan odszedł od naszej trójki i zadzwonił na policję, którą przyjechała po jakichś 15 minutach. Gdy policjanci zobaczyli mnie zapłakaną i siniaki na moich rękach, jeden z nich podszedł do mnie i chciał ze mną porozmawiać ale nie miałam chęci o tym rozmawiać, więc obydwoje zajęli się "rodzicami", a ja poszłam do Aarona.
Alan opowiedział dokładnie policjantom o co chodziło i spytał się ich co teraz ze mną i moim "bratem" będzie, oni odpowiedzieli mu, że pewnie znów pójdziemy do domu dziecka i ktoś nas w końcu adoptuje, ktoś normalny.

Alan z jednym z policjantów przyszedł do naszej dwójki, drugi siedział w radiowozie i pilnował tych oszołomów.
Funkcjonariusz powiedział żebyśmy się pożegnali i wzięli swoje rzeczy, a on będzie czekał koło samochodu.
Aaron podszedł do Alana, przybił mu grabę, podziękował za to co dla nas zrobił i poszedł po torbę, po czym zniknął za drzwiami wyjściowymi. W sumie zrobiłam podobnie do niego tylko ja się przytuliłam i również podziękowałam za wszystko a w szczególności za to, że wkręcił mnie w motocrossowy świat, bez którego nie widzę mojego życia. Wzięłam torbę, wsadziłam ją do auta i sama do niego wsiadłam.

Za szybą widziałam tylko znikającą postać Alana.

Po godzinie wysiedliśmy już koło sierocińca, z którego wyszła dość młoda, szczupła, szatynka o piwnych oczach.
Zaprowadziła nas do swoich pokoi, po czym oprowadziła nad po całym budynku.

Tygodnie mijały szybko. Aż pewnego dnia przyjechała dwójka ludzi wyglądająca na zamożnych i co najważniejsze normalnych.
Każdy z nas miał co robić i nie interesował się nimi za bardzo.
Nagle szatynka przyszła do salonu, w którym siedzieliśmy, zawołała mnie i kazała iść za nią do jej gabinetu. Jak chciała tak zrobiłam. Stanęłam koło jej biurka i czekałam aż mi wyjaśni co ja tu robie.
Powiedziała, że ci państwo chcą mnie adoptować i już dzisiaj stąd zabrać. Na co ja odpowiedziałam im, że nigdzie się nie ruszę bez Aarona. Cała trójka patrzyła na siebie ze zdziwieniem, tylko ja wpatrzona byłam w świat za oknem. Oni zaczeli i czymś rozmawiać ale nie mam pojęcia o czym, ponieważ moje myśli uciekły wtedy gdzieś daleko. Z chwilą jak ktoś trzasnął drzwiami powróciłam na ziemię. Gdy usłyszałam, że adoptują nas obu ucieszyłam się i na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Szatynka kazała nam się spakować i przyjść na dół i czekać na nich koło drzwi. Tak też zrobiliśmy, tyle że jeszcze poszliśmy pożegnać się ze wszystkimi i dopiero wtedy poszliśmy do drzwi obok, których już na nas czekali. Wsiedliśmy do samochodu nowych rodziców i dojechaliśmy. Mijaliśmy przepiękne miejsca. Mi zdecydowanie najbardziej podobało się to gdzie znajdował się tor motocrossowy.
Jechaliśmy dość krótko.
Wtem zobaczyliśmy średniej wielkości dom z dużym podwórkiem i ogródkiem. Obok niego znajdowała się stajnia i całkiem spory garaż. Sam dom stał w przepięknej okolicy, w której znajdowało się dużo stajni, pól, łąk i lasów. Położony był na obrzeżach kanadyjskiego miasta.

I właśnie w tym miejscu zaczęła się cała ta historia.


Hejka😊 to mój pierwszy rozdział w życiu więc proszę o szczerą ocenę i o to co mogę zmienić lub poprawić (błędy).
Z góry dziękuję za każdy komentarz i za gwiazdki (jeżeli jakieś w ogóle będą😂)

Pasja, która nas połączyła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz