— Nigdy więcej, Luke.
Cichy śmiech chłopaka dobiegł do uszu ciemnowłosej sprawiając, że i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Znali się od lat, był dla niej kimś więcej niż zwykłym obozowiczem, z którym mogła miło porozmawiać. Był jej przyjacielem. I dziękowała bogom za to, że spotkała go na swej drodze. Gdyby nie syn Hermesa zapewne zwariowałaby, nie mogąc nikomu powiedzieć swych smutków. Był jej lekiem na całe zło, balsamem na rany zadane przez życie. Największą był żal, żal do bogów, do jej boskiego rodzica. Pięć lat. Tyle czekała, aby jakikolwiek bóg uznał ją jako swoje dziecko. Nie potrafiła wybaczyć faktu, że żaden się nią nie zainteresował. Miała już dziewiętnaście lat i, do cholery jasnej, rozpoczynała życie jako dorosła. Była dorosła. Chociaż czuła się jak dziecko. Widząc te szczęśliwe uśmiechy u maluchów, gdy okazało się, że są dzieckiem Demeter, Hefajstosa, Ateny czy jakiegokolwiek boga nie mogła wytrzymać. Biegła daleko w las (lecz wciąż w miejscach, gdzie chroniła ją bariera) i krzyczała. Krzyk jej pomagał. Mogła wyrzucić z siebie te wszystkie kotłujące się w niej emocje. To Luke podsunął jej ten pomysł i to... jej pomagało. Tak, Castellan od zawsze był przy niej. Był jednym z pierwszych, którzy podeszli do niej z szerokim uśmiechem na ustach, proponując wspólne spędzanie czasu. Wówczas, gdy jej stopy po raz pierwszy przekroczyły barierę obozu, była nieśmiałą, zamkniętą na nowe osoby dziewczynką. To syn Hermesa przełamał jej strach, zburzył mury, które wybudowała wokół siebie. Był dla niej rodziną. On i Annabeth.
— Mówiłem ci, że ze mną nie wygrasz — odparł, na co ona pokazała mu język niczym małe dziecko. Jasnowłosy pokręcił głową uśmiechając się szeroko, po czym podszedł do niej i pomógł jej wstać. Następnie schował swój miecz i ponownie zaśmiał się wesoło. — Adara, Adara, Adara. Niby tyle lat mnie znasz, tyle czasu tu jesteś a wciąż zachowujesz się jak nowy herosik, który chce pokazać na jak wiele go stać, żeby przypodobać się innym.
W oczach dziewczyny zabłysły iskierki irytacji. Jej policzki przybrały czerwoną barwę, lecz ją to nie obchodziło. Spojrzała chłopakowi prosto w oczy, po czym wycedziła:
— Niektórzy wciąż traktują mnie jak nowicjusza.
Luke westchnął, po czym objął Adarę ramieniem. Poczuła się nieco nieswojo, lecz starała się zignorować owe uczucie. Przede wszystkim odczuwała bezpieczeństwo i to się liczyło.
— Bogowie już tacy są — odparł ponuro Luke — Przypominają sobie o nas, gdy coś im potrzeba.
— Dzięki za pocieszenie — bąknęła.
— Jak zawsze do usług.
Parsknęła ponurym śmiechem, udając się w stronę domku Hermesa. Jasne, to miejsce było dla niej niczym dom, mieszkańcy obozu byli dla niej rodziną ale... No właśnie, w jej życiu ciągle było jakieś ale i nie było sposobu, aby się tego pozbyć. Co jakiś czas miała dziwne, niepokojące sny. A w dzień co kilka dni nawiedzały ją przebłyski wspomnień. Wolność. To te uczucie prześladowało dziewczynę. Wprawdzie nikt jej w Obozie nie więził, lecz pamięć dawnych dni wydawała się pozostawać wiecznie żywą w jej sercu. Doskonale pamiętała grupę pewnych kobiet. Ich twarze, głosy - potrafiła odtworzyć je w pamięci ot tak, na zawołanie, jakby minęła zaledwie chwila, gdy po raz ostatni je widziała. A tak naprawdę minęły lata, albo... albo nie istniały wcale. To było dziwne. Według Chejrona przez całe życie mieszkała wraz z ojcem i nie opuszczała go na dłużej. A przecież wspomnienia polowań były tak realistyczne!
— Znowu o tym myślisz, prawda? — zapytał jasnowłosy, gdy opadła zmęczona na swoje łóżko. W odpowiedzi kiwnęła jedynie twierdząco głową. — Wiesz, Ad, mam pewną teorię.
CZYTASZ
Tenebris ➵ Luke Castellan
Fanfiction❝ Więc jeśli twierdzisz, że Artemida nigdy nie miała dziecka to mylisz się, mój drogi. Lata temu na świat przyszła dziewczynka, której na imię nadano Adara. To dziecię to ja. ❞ Żywot Adary jest jedną wielką tajemnicą. Początkowo wychowana wśród Łowc...