Londyn, rok 1993
Przez parę dobrych godzin noc zdążyła rozpanoszyć się nad wielkim miastem, pochłaniając swą obecnością wszystko, co ośmieliło się stanąć jej na drodze. Zapalono więc latarnie, a porządkowi rozdzielili między siebie patrole na ten czas, wiedząc, że w tym miejscu luksusem jest dostać tylko jedno wezwanie na miejsce zbrodni pod osłoną ciemności. Zawsze zdarzało się więcej przypadków łamania prawa, gdzie interwencja była koniecznością. Jednak ostatniej nocy ich zadaniem był pościg za znacznie większą szajką i zostali wysłani na północ od Londynu, w związku z czym, ominęło ich parę ważnych spraw. Teraz byli zbyt zmęczeni po drugiej z rzędu nieprzespanej nocy, więc czarny rynek wykorzystał okazję, by choćby na chwilę przejąć kontrolę nad sytuacją. W szemranych zaułkach tłoczyli się uczestnicy lewych transakcji, zwykli złodzieje, prostytutki i wszelkiego rodzaju inni złoczyńcy, których policja miała zgarnąć dopiero nad ranem następnego dnia.
Prawie całkiem zalane ulice Londynu zupełnie nie przypominały tych z czasu swojej świetności, kiedy słońce gościło na niebie o wiele dłużej i częściej, radośnie uśmiechając się do mieszkańców, nie faworyzując przy tym żadnej z grup społecznych. Z rynien nieprzerwanym strumieniem lała się woda, dając innym do zrozumienia o potędze jaką dzierżyła. Z dumą szemrała o wielkości swojego żywiołu i o tym, że gdyby tylko mogła, doprowadziłaby do kolejnej, wielkiej powodzi, przed którą tym razem nikt by już się nie ustrzegł. Dobrze wiedziała, co mówi i przekazywała informacje powoli. Mimo to, przechodzący nie rozumieli ani słowa, być może dlatego, iż nawet nie próbowali się wsłuchać w jej przemowę.
Przez ulice przewijali się ludzie, wracający z imprez; czasami przejechał jakiś samochód, na ogół jednak to cisza wypełniała opustoszałe miejsca, dotrzymując im towarzystwa. Tę właśnie ciszę przerwało jedno, pozornie mało znaczące wydarzenie, od którego niebawem cały świat miał stracić równowagę, stając na głowie i to bez możliwości powrotu do wcześniejszej pozycji. Cóż takiego mogło się wydarzyć w samym sercu monarchii; stolicy, słynącej w dużej mierze z Big Bena, czerwonych autobusów i takichże samych budek telefonicznych oraz herbatki podawanej równo o godzinie siedemnastej, gdzie życie wydawało się bardzo monotonne tak wielu osobom? Powiecie, że nic, a jednak doszło do zmiany, o jakiej się nie śniło filozofom w dawnych wiekach. W starej kamienicy, na przedmieściach, gdzie ognisko domowe dzieliło ze sobą młode małżeństwo, dosłownie przed chwilą przyszła na świat dziewczynka. Jej pierwszy, głośny krzyk zapowiadał wielką siłę woli w przyszłości, oraz, co było niewątpliwe - karierę dobrej i lubianej muzyczki. I może nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie jeden zdumiewający fakt. Mianowicie, z chwilą, gdy zaczerpnęła swój pierwszy oddech na tym świecie, gdzieś obok - trudno stwierdzić gdzie dokładnie - rozległ się odgłos kwartetu smyczkowego, którego melodia urwała się dopiero po pięciu pełnych minutach. Zaraz po tym, wszystkie chmury ustąpiły z nieba, które teraz z całą swą granatową prostotą przypatrywało się małej istotce, zaciskającej powoli piąstkę na małej grzechotce i na której rodzice skupiali pełnię swojej uwagi, uśmiechając się do siebie nawzajem.
Dziewczynka, leżąc w kojcu, patrzyła zaciekawionym wzrokiem na dwójkę ludzi, których spojrzenia emanowały ogromną miłością, jaką okazywali sobie każdego dnia. Czując ból ściskający jej brzuszek, potrząsnęła mocniej grzechotką, a kiedy ta upadła, zaczęła drugi od swoich narodzin koncert. Próba uciszenia jej nie przyniosła żadnego skutku. Mała po prostu rozpłakała się jeszcze głośniej.
Mama wyjęła ją więc z łóżeczka, najpierw kołysząc delikatnie, a gdy to nie pomogło, poszła do kuchni po butelkę specjalnego mleka dla niemowląt i zaczęła powoli ją karmić, aż ta poczuła się senna i oczka same jej się zamknęły.
W tej samej chwili, gdy została z powrotem ułożona do snu, niebo przeszyła błyskawica, natychmiast rozjaśniając mroki uliczne i tak z nocy zrobił się dzień, jednak był o wiele bardziej pełen życia, niż wszystkie przed nim. Z góry jakby zdarto zasłonę, nie pozwalającą innym na cieszenie się do końca słonecznym blaskiem, jednak nikt nie miał pojęcia, w którym momencie i jakim cudem do tego doszło. Spowodowała to jedna osoba, która o wszystkim miała się dowiedzieć w odpowiednim ku temu czasie, a na razie, wbrew wszystkiemu, co powtarzali Londyńczycy, było go pod dostatkiem. Przez kolejne lata nadal żyli w błogiej nieświadomości, nie mając zielonego pojęcia o tym, że gdzieś wśród nich żyła dziewczyna, której przeznaczeniem było wybawienie ich wszystkich od wszechogarniającej depresyjnej pogody tu i ówdzie. Nie byłoby łatwo żyć z taką wiedzą, która w istocie stanowiła odwrotność błogosławieństwa. Każdy, kto wiedziałby o istnieniu Rienny, zanim ona sama dałaby znać światu swoją umiejętnością, kim jest naprawdę, po jakimś czasie stałby się taki sam jak ona.
Nie było pewności, czy świat wytrzymałby dwójkę ludzi, manipulujących dowolnie zjawiskami pogodowymi, a co dopiero tak bardzo wrażliwych i ściśle związanych z przyrodą. Jednakże, natura, ze swym wybitnym poczuciem humoru nie miała zamiaru oszczędzać tych, którzy nie posiedli tego, co oni trzymaliby w zanadrzu, niczym asy w rękawie.
Niewiedza w istocie była błogosławieństwem i lepiej było czuć się nie na czasie, niż nie móc spać po nocach. Mimo tego, niektórzy nie mieli zamiaru odpuścić czegoś równie fascynującego jak te wszystkie tajemnicze moce, które widzieli w filmach gatunku fantasy, czy też psychologicznych dreszczowcach. Ludzie to skomplikowane istoty i ta historia, to tylko jeden z wielu dowodów potwierdzających tę odwieczną prawdę. Dalej jest ich o wiele więcej.
Witajcie więc w końcówce XX wieku. Oby wasze nadzieje zawsze tliły się, nie gasnąc nigdy, w przeciwieństwie do słabego płomienia świecy, wystawionego na dmącą wichurę i pozostańcie również czujni na dźwięki. Bardzo trudno jest znaleźć melodię swojego życia, nie mówiąc o samym instrumencie. Może kiedyś ją usłyszycie. W miejscu, gdzie się tego będziecie spodziewali w najmniejszym stopniu.

CZYTASZ
Deszczowa sonata
FantasyCzy ktokolwiek z was zastanawiał się jak wygląda sprawa ze zjawiskami pogodowymi? Być może od początku patrzyliśmy na to od złej strony. Być może da się je przywołać, kiedy się chce, a do tej pory tylko narzekaliśmy na pogodę, niszczącą nam plany...