Rozdział 1

12 1 0
                                    

Wiecie co jest najgorsze w życiu nastolatka? Śpicie sobie spokojnie, w cieplutkim łóżku i nagle waszą sielankę przerywa dźwięk budzika. Dla mnie osobiście nie ma nic gorszego niż pobudka, najchętniej rzuciłabym to wszystko i przeleżała tak cały dzień. Ostatecznie jednak wstaję i przygotowuję do kolejnego dnia w dżungli, zwaną także szkołą. Nie zajmuje mi to dużo czasu, nie muszę się malować, bo w sumie nie mam czego zakrywać, jedynie lekko maluję rzęsy i przeczesuję moje czekoladowe kłaki sięgające mi do ramion. Nigdy nie rozumiałam dziewczyn które zapuszczały je do połowy pleców, ile trzeba o nie dbać, czesać i wymyślać fryzur. Spoglądam ostatni raza na swoje odbicie w lustrze i wychodzę z łazienki, wpadając do mojej sypialni po torbę z książkami. W kuchni spotykam babcię, którą jak co dzień z rana witam buziakiem w policzek.

-Cześć babciu - witam się na tyle radośnie na ile się da.

-Witaj skarbie, cóż to się stało, że nie musiałam cię wyrzucać z łóżka?

Jęczę na jej pytanie.

-Nawet mi nie przypominaj o nim, tak bardzo pragnę tam wrócić...

-Och, co wy młodzi macie z tym spaniem? W końcu prześpicie swój najlepszy czas i na starość będziecie narzekać.

-Daj spokój nic by się nie stało jeśli mogłabym wstać godzinę później, a nie o siódmej rano.

-Moja droga ja w twoim wieku...

-Musiałam wstawać przed wschodem słońca - dokańczam za nią. - Tak wiem. Co nie zmienia faktu, że nadal jestem zmęczona - ziewnęłam na dowód.

-To kładź się wcześniej spać, a nie siedź na tej komórce do północy.

-Ale to nie o to chodzi, po prostu... - posłałam mi spojrzenie mówiące "niczego mi nie wmówisz, jestem na to za stara" - Ygh... no dobrze ale wiesz, jak dużo poświęcam nauce, a też chcę pogadać z koleżankami.

-Wiem kochanie, ale nie chcę, żebyś się przemęczała.

-Nie musisz się martwić, dam sobie radę, jeszcze ten rok i pójdę na studia, a wtedy wszystko się ułoży i zwolnię tempo. Na razie muszę trochę się pomęczyć, żeby mieć jak najlepsze oceny.

-Jestem z ciebie taka dumna i oni na pewno też - posłała mi smutny uśmiech.

-Staram się - odwzajemniłam jej uśmiech.

Pewnie przydało by się małe wyjaśnienie, mieszkam z babcią, bo moi rodzice zginęli w katastrofie samolotowej będą na jednej z wielu podróży służbowych. Było to czternaście lat temu, miałam wtedy cztery latka. Przez ten czas zdążyłam już pogodzić się z tym, chociaż czasem mi ich brakuje.

Obecnie mieszkam w Miami, przeprowadziłyśmy się tam w rok po śmierci rodziców. Nigdy nie musiałyśmy się bać o pieniądze, ponieważ dziadek zostawił babci dużo oszczędności a i moi rodziciele nie pozostawili mnie bez grosza, państwo także wpłacało parę groszy na moje konto, ale te pieniądze oszczędzam na studia.

Usłyszałam klakson samochodu Rose, która jak co dzień rano zawoziła mnie i jeszcze nasze dwie przyjaciółki do szkoły.

-Babciu ja już muszę lecieć, do zobaczenia po południu.

-Pa skarbie miłej nauki.

Wybiegłam z domu i wsiadłam do czerwonego kabrioletu. 

-No hej dziewczyno! - wydarła mi się do ucha Tina.

-Jezu z kim ja żyję - zakryłam twarz ręką

-A ponoć chcesz pracować z oszołomami, masz przedsmak - zaśmiała się Rose

Awry *chwilowo zawieszone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz