Rozdział 6

4 1 0
                                    

Plose o gwiazdeczki.

Mimo, iż na poprzedniej lekcji pisaliśmy sprawdzian, pan Jefferson nie mógł sobie pozwolić na stratę czterdziestu pięciu minut. Na tych zajęciach przerobiliśmy dwa razy więcej zadań, niż podczas normalnej lekcji, jakby to że musimy pisać testy było tylko i wyłącznie naszą winą.

Tak więc po tej jakże owocnej godzinie wychodzimy niemal słaniając się na nogach. Nawet fakt, że właśnie skończyłam na dziś lekcje nie jest w stanie poprawić nam humoru.

-On zawsze taki jest? - zapytała Lena.

Jako jedyna nie miała do zrobienia trzydziestu przykładów z czego każdy miał po trzy podpunkty i to wszystko na jutro.

-Yeap, czasem bywało nawet gorzej zwłaszcza kiedy nie miał humorku. Wtedy to dopiero jest źle i to przez duże "ź". Ale ty na razie nie masz co się bać zadał ci pięć równań...

-Właśnie à propos, podaj mi te które wy macie zrobić.

-Chcesz je rozwiązać mimo iż nie musisz? Oszalałaś?!

-Tak, nie chcę być inaczej traktowana, bo to mój dziadek. Jako przyszły psychiatra powinnaś wiedzieć jakie mogą być skutki gdybym miała lepiej od innych. Nie chcę tego, więc proszę podaj mi je.

-No dobra. - wyciągnęłam zeszyt od którego chyba do wieczora się nie oderwę i podałam go Lenie.

-Chyba będę musiała sobie z nim porozmawiać o tym ile zadaje do domu. - mówiła pod nosem robiąc zdjęcie telefonem. - Jak można...

Nie dokończyła ponieważ ktoś się z nią zderzył, przez co blondynka upuściła wszystko co trzymała i gdyby nie silne ramiona Joshu'y pewnie i ona by upadła.

-Przepraszam cię - usłyszałam głos chłopaka, który nadal trzymał dziewczynę w ramionach.

-Yyyy... nic... nic się nie stało - zająkała Lena.

-Joshua, no chodź! - zawołał Scott, który stał wraz z chłopakami z drużyny.

-Już, już! - odkrzyknął - Jeszcze raz przepraszam... -

-Lena, jestem Lena.

-Przepraszam Leno, cześć Bee
Schylił się zbierając rzeczy dziewczyny i podał jej, po czym poszedł do swojego przyjaciela.

-Hej! - upewniwszy się że chłopak odszedł, zwróciłam się do dziewczyny - Podoba Ci się.

-Nie, no coś ty?

-Lena, ja nie pytam, widziałam i wiem swoje.

-A jeśli nawet to co? Znam ten typ, ładna buźka i tyle. Pewnie traktuje dziewczyny jak dzięki...

-Mylisz się, Josh miał może, dwie dziewczyny. Co prawda obecnie jest z kimś, ale to chyba nic poważnego.

-Wow, spokojnie nie zamierzam się z nim wiązać, okej. Także niczego tutaj nie kombinuj.

Uniosłam ręce w obronnym geście.

-Ej nie myśl, że jestem jakimś Machiavelli, nie mam w planie jak na razie rozwalić jego związku - puściła jej perskie oczko.

Wystarczyło, żeby mnie o to poprosiła, albo sama zauważyłam, że to nie tylko zwykłe zauroczenie.

-Mam nadzieję... - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.

Uniosła ręce w górę, po czy zaczęłyśmy się śmiać. Osoby na korytarzu patrzyli dziwnie na naszą dwójkę, jednak nie zniechęcić nas do dalszego chichotu. Dopiero widok Rose opierającej się o maskę swojego auta, obok której stał Scott, przerwał mój radosny nastrój. Wyglądali na szczęśliwych, ale czy to oznacza że musieli mnie okłamywać? Przecież jeżeli chłopak nie czuł się że mną szczęśliwy mógł po prostu mi to powiedzieć. Tak samo moja była przyjaciółka, nigdy nawet słowem nie wspomniała że Scott jej się podoba.

Awry *chwilowo zawieszone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz