1

378 36 6
                                    

Wysoki, trzydziestoparoletni mężczyzna przeczesał ręką po swoich krótkich, czarnych włosach i westchnął. Był to William Denver. Po raz kolejny odwiedził aukcję roczniaków. Mężczyzna odziedziczył stadninę koni wyścigowych po swoim ojcu. Cóż, nie miał rodzeństwa.

Jego stadnina nie była wielka; było w niej tylko trzech ogierów i jedna klacz. Potrzebował czempiona po dobrych rodzicach...

Gdy już prawie usypiał jego uwagę przykuł kasztanowaty ogier z dosyć szeroką strzałką na pyszczku. Był dobrze zbudowany oraz miał wspaniałych rodziców; American Pharoah i Songbird. Był po prostu idealny. Will wiedział, że będzie wygrywał. To była jego ostatnia szansa na ratunek dla stadniny.

— Cena wywoławcza 100 tysięcy dolarów! — krzyknął zachrypniętym głosem prowadzący. Will nie spodziewał się tak dużej sumy. Cóż, przecież to syn American Pharoah'a i Songbird.

Licytacja trwała dosyć długo. W końcu Will kupił ogiera za niecałe milion dolarów.

Musiał wziąść kolejną pożyczkę.

~***~

Wieczorem pod stajnią zaparkował stary, miejscami zardzewiały samochód z przyczepą do przewozu koni. Żona Will'a oraz jego córka przyszły zobaczyć nowy nabytek. Mężczyzna wyprowadził go.

— Jak go nazwiesz? — spytała ciekawsko niska, błękitnooka szatynka, jego córka Cassie.

— Jeszcze nie wiem.— odparł Will.

—Mam nadzieję, że jest szybki, bo to nasza ostatnia nadzieja — powiedziała chłodno również niezbyt wysoka blondynka o błękitnych oczach, żona Will'a, Elizabeth. Ona w przeciwieństwie do męża niezbyt interesowała się końmi.

— Na pewno — zapewnił ją.

Will zaprowadził ogierka do boksu, a następnie udał się do domu. Było już późno.

Tym czasem rudzielec uważnie oglądał stajnię. Nie była ona duża, koni też wiele nie było. Mimo że było ciemno, dało się dostrzec blado czerwone ściany, gdzie miejscami farba odpadała. Po chwili zauważył, że ktoś mu się przygląda. Tym kimś okazał się być kary ogier z boksu obok. Nie udało mu się zauważyć żadnych odmian u sąsiada.

— Cześć, jak się nazywasz? — przywitał się rudy.

— Jestem Black Royal — odparł zasypanym głosem.— Jako jedyny z tutejszych koni jeszcze się ścigam. Mam trzy lata.— ziewnął.

— Ja mam dopiero rok i jeszcze nie mam imienia.— odpowiedział entuzjastycznie ogierek — Jak wygląda twoja kariera?

— Eh, mistrzem nie jestem. Zaledwie 10:3-1-5 — parsknął niechętnie — Ale teraz chodźmy już spać.

U Will'a w biurze

Drzwi lekko skrzypnęły, a do pokoju weszła Cassie. Podeszła do ojca i odezwała się:

— Tato, masz dla niego imię?

— Zastanawiałem się nad „Fire", „Gold" lub coś w tym stylu — odpowiedział pocierając czoło dłonią.

— Mam lepszy pomysł. Może „Last Hope"? Lepiej to brzmi — zmarszczyła brwi.

— W sumie, czemu nie? Niech będzie — zgodził się.

Z samego rana Will udał się do stajni.

— Cześć kochany — przywitał się z rudzielcem — Mam już dla ciebie imię. Last Hope. Podoba ci się?— podrapał czule ogierka po czole.

____
No i jest. Mam nadzieję, że się podoba, początek jak zawsze nudny.
Bayo!

[Edit]
Poprawiłam błędy i zmieniłam imię Helgi i Maggie na lepsze. Jak wam się podoba?
Matko, było mniej niż 300 słów ;-; Teraz jest prawie 400, więc już lepiej. Poprawiłam opisy i dialogi i według mnie jest już lepiej. A co wy o tym myślicie?

Last Hope ||KOREKTA||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz