Rozdział pierwszy

326 14 9
                                    

Życie Gośki, na którą wszyscy i tak wołali Nala, nigdy nie było ciekawe. Opierało się na przetrwaniu w szkole, wróceniu do domu i przesiedzeniu reszty dnia przed komputerem, ewentualnie podroczeniu się z siostrami. Budząc się rano Nala nie myślała, że ta lipcowa środa wszystko zmieni. Sturlała się z łóżka i powtarzała poranną rutynę, bardzo podobną do tej Nanami Cian desu, której była paprochem. Gdy odhaczyła już wszystkie punkty na swojej codziennej liście do zrobienia po obudzeniu się, zeszła na dolne piętro swojego domu. O tej godzinie nikogo już tutaj nie było. Siostry przebywały u babci, a rodzice byli w pracy. Gośka westchnęła. Oznaczało to, że znowu będzie jadła tosty z miodem, bo do tego ograniczały się jej zdolności w dziedzinie przyrządzania jedzenia. Znaczyło to też, że jej dzień będzie jeszcze bardziej zwyczajny.
Jedząc przypalone tosty, Gocha jak zwykle losowała ludzi na bardzo popularnej aplikacji, którą było GG. Albowiem chciała napisać z kimś godnym jej oczekiwań historyjkę, znaną potocznie jako roleplay, by zaspokoić swoje rządze. Niestety cuda rzadko się zdarzają i Nala nie trafiła na nikogo wyjątkowego, tylko na same "skały osadowe" i napalonych dwunastolatków.
Rzuciła telefonem na kanapę i zirytowana wyszła z domu (tak, bez butów). Nie wiedział, gdzie idzie, wiedział, że teraz czuł się mężczyzną. Otwock był duży. Nala, pomimo iż mieszkał tu już parę lat, nadal nie znał wszystkich jego uliczek. Może jak pójdzie w te najbardziej tajemnicze i mroczne zakamarki, znajdzie coś, co sprawi, że jego życie nie będzie już tak monotonne. Włożywszy słuchawki do swojej najnowszej podróby MP3, ruszył przed siebie nucąc pod nosem i słuchając "Poka Sowę". Mijał wiele ulic z dziwnymi nazwami, jak na przykład Ładowarka, albo Kontaktowa. Nic nie przyciągało jego uwagi. Dopiero po piętnastu minutach marszu trafił na to, czego szukał. Uliczka bez nazwy pomiędzy starymi domami. Zadowolony uśmiechnął się i w nią skręcił. Ścieżka wydawała się być długa, więc Nala był pewny, że szybko nie wróci do domu. W końcu jak to mówią - jeśli jesteś w stanie przejść 5 kilometrów, to jesteś też w stanie przejść 10, bo musisz jakoś wrócić. Domy na ulicy bez nazwy były definitywnie opuszczone. Drzewa były stare i kruche, lepiej było na nie nie wchodzić, bo gałąź na pewno by się złamała. Alan, bo takie było męskie imię Nali, uważnie przyglądał się każdemu drzewu jak i budynkowi w poszukiwaniu czegoś wyjątkowego. W końcu na małym, orzechowym drzewku, zauważył przypięte ogłoszenie. Kto normalny wiesza ogłoszenia w starych uliczkach, gdzie nikt nie chodzi i to jeszcze na małych drzewkach? Nala rozejrzał się wokół siebie. Nikogo nie było w pobliżu. Podszedł do drzewka. Ogłoszenie wyglądało na nowe, jakby ktoś dopiero je zawiesił. Alanowi wszystko wydawało się być coraz dziwniejsze. Kartka była błękitnego koloru. Widniał na niej różowy napis "Do you want some hentai? Go to Senpai.". Było to ogłoszenie o nauce języka japońskiego. Nietypowy język, coś nowego, to była szansa dla Nali! Jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Pod drzewkiem leżały ulotki z numerem telefonu i adresem. Były przybite kamieniem, żeby nie odleciały. Nala zaśmiał się cicho widząc to. Wziął ze sobą dwie ulotki, na wypadek, gdyby jedną zgubił i chciał jak najszybciej wrócić do domu, żeby się zapisać.
Wracał o wiele szybszy tempem. Czuł, że stoją przed nim drzwi do zakończenia monotonnego życia. Pod koniec zaczął nawet biec, żeby zdążyć przed powrotem rodziców. W tym momencie jedna ulotka mu wypadła. Machnął tylko ręką i pobiegł dalej. Przecież miał drugą.

Do you want some hentai? // Nafałpai [DADDY KINK 100% LEGIT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz