Bartek powoli otworzył oczy, czując, że coś jest nie tak. Było mu zimno i niewygodnie. Poczuł zapach ziemi na której leżał. Zapach lasu. Chłopak wstał, otrzepując szlafrok z brudu. Ostatnie, co pamiętał, to było łóżko. A łóżkiem środka lasu zdecydowanie nazwać nie można. Tuż obok miejsca, gdzie spał, zauważył zagaszone ognisko. Poza tym wokół nic specjalnego nie było. Obrócił się kilka razy w miejscu, myśląc o tym, jakim cudem znalazł się w takim miejscu. Sięgną do kieszeni szlafroka, mając nadzieję znaleźć tam telefon. Okazało się, że jest prawie cały. Na ekranie miał wyryte dwie litery: „JX". Jednak sam telefon miał rozładowaną baterię.
— No zajebiście — powiedział Bartek na głos.
Nie miał pojęcia co oznaczają litery, ale coś naprawdę było nie tak. Martwa cisza nie napawała optymizmem. Uznał, że jednak przydałoby się wydostać z tej polany. Tylko w którą stronę iść? Gdzie nie spojrzał, wszędzie te same drzewa przez które nie widać nic konkretnego. Chciał się już poddać i po prostu pójść gdziekolwiek, gdy usłyszał za sobą czyjeś kroki. Osobnik z blond czupryną przecisnął się pomiędzy krzakami, wpadając na polanę.
— Hej, widziałeś gdzieś Gargamela? — zapytał Naky.
— Co? Nie, nie wiedziałem go. Wiesz gdzie jesteśmy?
— Cooo, to ty nic nie pamiętasz? Wiesz, że jestem słabym w opowiadaniu. Jak znajdziemy Gargamela, to ci wszystko opowie.
— Ta, prawda — zgodził się Bartek bez mrugnięcia okiem.
Naky poprowadził Bartka do wyjścia z lasu. Okazało się, że tuż przy jego granicy stoi drewniany domek oraz piękny, jaskrawożółty samochód osobowy.
— Wow, dojebany – skomentował Bartek.
— Chodź, jedziemy na poszukiwania – powiedział Naky, od razu wsiadając do auta.
Blondwłosy usadowił się na miejscu kierowcy, a chłopak w szlafroku tuż obok. Dość sprawnie udało im się wyjechać na asfaltową drogę. Bartek siedział wpatrzony w przestrzeń, nie zwracając uwagi na to, że jadą na jedynce. Gdy po raz kolejny auto zgasło, nagle coś go olśniło.
— Czekaj, ty masz prawo jazdy?
— Nie, przecież nawet nie mam 18 lat.
— Aha, a masz chociaż coś, żeby podładować telefon? — zapytał, machając smartfonem.
— Czekaj, chyba gdzieś tu był powerbank — powiedział, puszczając kierownicę, aby otworzyć schowek.
Samochód zjechał na drugi pas, podczas gdy Naky grzebał w schowku, praktycznie leżąc na kolanach Bartka.
— Kurwa, Naky, lepiej trzymaj kierownicę. — Bartek sam złapał za kółko, po czym skierował auto na odpowiedni pas.
— Bahaha, umiem bez trzymanki — zaśmiał się, wyciągając powerbank w kształcie Minionka.
Bartek tylko westchnął, przekazując kierownicę koledze i biorąc Minionka. Podłączył smartfona, po czym położył go na desce rozdzielczej.
Jechali już od jakiegoś czasu. Droga ciągle prowadziła prosto, wokół nie było żadnych zabudowań ani ludzi. W końcu Bartek zapytał:
— Na pewno jedziemy w dobrą stronę?
— Nie wiem.
— Co?
W tym momencie popatrzyli się na siebie. Z początku żaden z nich nie zauważył szybko zbliżającego się punktu na drodze. Bartek kątem oka zobaczył kogoś stojącego na środku ulicy. Od razu krzyknął:
— Naky hamuj!
Chłopak w ostatnim momencie wyhamował z piskiem opon tuż przed, aktualnie skulonym, człowiekiem. Oboje wyszli z auta, podchodząc do ciężko dyszącego osobnika.
— Hej, masz zawał? Nic ci nie jest? — zapytał Bartek.
— N-nie, chyba nic – odpowiedział, uspokajając się trochę.
— Już myślałem, że cię rozjechałem.
— Na szczęście nie. W każdym razie, jestem Bartek, a to Naky. Ale co robisz na środku ulicy?
— Kręcę vloga. Jestem Janek.
— Nie widziałeś, żeby ktoś inny tędy niedawno przechodził?
— Tak, widziałem jednego chłopaka w okularach.
Towarzysze podróży rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Wtedy Janek zrozumiał, że to była zła odpowiedź.
— Jedziesz z nami — oznajmił Bartek.
Vloger, z małą pomocą nowych kolegów, wsiadł do samochodu. Przy okazji kontynuował nagrywanie filmu.
— Zostałem porwany przez dwóch nieznajomych. — Chłopaki pomachali do kamery. — Jeśli coś mi się stanie, to nigdy nie zobaczycie tego nagrania, ale nie zapomnijcie o łapce w górze oraz subskrypcji.
Janek skończył nagrywanie, po czym został wypytany o to, jak dokładnie wyglądał osobnik, którego widział. Chudy, ubrany na czarno i z szopą na głowie. To musiał być Gargamel.
— Możecie mnie wypuścić?
— Najpierw pokaż nam, gdzie widziałeś naszego kolegę — powiedział Naky.
— Ale chłopaki... — zaczął Janek płaczliwym głosem.
— Spokojnie, nic ci nie zrobimy — przerwał mu Bartek.
Jechali w ciszy przez kilka minut. W końcu chłopakowi w szlafroku przypomniało się, że jego telefon pewnie można już włączyć. Razem z uruchomieniem smartfona, rozległo się buczenie wywołane przez przychodzące powiadomienia. Od razu też ktoś do niego zadzwonił.
— No patrzcie kto dzwoni, dam go na głośnomówiący.
— Ej debile, gdzie jesteście? - Głos Gargamela rozległ się po aucie.
— Eh, długa historia — zaśmiał się Bartek. — A ciebie gdzie wcięło?
— No w lesie jestem.
— Chciałem wam przecież powiedzieć, że szedł w drugą stronę — odezwał się Janek z tylnego siedzenia.
Tymczasem Gargamel wrócił do ogniska. Wziął ze sobą sushi. Jak się okazało, poszedł po nie, gdy tylko się obudził. Chwilę mu to zajęło, bo szedł do Warszawki.
— Cóż, więcej imbiru dla mnie — powiedział, siadając przy ognisku.
CZYTASZ
Teoria Meme Familii
FanfictionChore, irracjonalne gówno. Stworzone na faktach, ale niezbyt poważnych. Serdecznie zapraszam do czytania.