Rozdział I: Kim tak właściwie jesteśmy?

145 4 0
                                    


Cicha ulica, białe światło latarni i delikatne dudnienie deszczu o beton. To wszystko co życie oferuje mi w tej chwili. 

W chwili, w której uciekam od rzeczywistości paląc LM'a i rozmyślając o życiu. Nie jestem pewna swojej realności, obecności, udziału w tym świecie.

Jak to jest, że rodzimy się tylko po to by zaraz umrzeć? Po to by przypodobać się społeczeństwu i zatracić swoje własne "ja". Godzimy się na standardy, które zabijają naszą osobowość tylko dlatego, że tak jest łatwiej, wygodniej. Nie mamy prawa głosu, własnego zdania ani nawet prywatności.

Bo czym jest prywatność w XXI wieku? W świecie internetu?

Niczym.

Mglistym wspomnieniem z dawnych lat.

Wstaje z betonowych schodków znajdujących się pod jednym z rozpadających się bloków. Idę ulicą pochłaniana przez ciemność. Jest zimno, wilgotno i nawet księżyc wychyla nieśmiało tylko jedno oko, jakby bał spojrzeć się na tą ponurą scenografię. Nie dziwię się. Teraz nikt nie chcę dojrzeć tego co się dzieje wokół niego. Ból. Cierpienie. Głód. Nikt tego nie widzi, choć każdy patrzy.

Obojętność. Tak, każdy jest obojętny na krzywdy innych. Każdy boi się o własny tyłek, własne sprawy i stołek w hierarchii zawodowej.

W dzisiejszych czasach nic nie jest robione bezinteresownie. Żeby godnie żyć musisz zapłacić odpowiednią stawkę. Nie masz pieniędzy? Nie ma ciebie. Nie istniejesz. Nie znaczysz nic dla świata.

Przykre, nie? 

Tak właśnie jest, ludzie są zadufanymi w sobie egoistami usiłującymi po trupach dojść do celu, którym najprawdopodobniej są pieniądze albo jeszcze więcej pieniędzy. Świat kręci się wokół pieniędzy i nic z tym nie można zrobić. Tak samo jak nic nie można zrobić z bezrobociem i ludźmi bezdomnymi. Jest to obecne wszędzie, ale nigdzie się o tym głośno nie mówi.

C'est La vie.

Idę jeszcze bardziej szarą dzielnicą miasta. Słyszę odgłos tłuczonego szkła, krzyki, płacz i wołanie o pomoc. Dostrzegam grupkę zakapturzonych postaci znęcających się nad bezdomnym mężczyzną. Czemu to robią? Przecież nic im nie zrobił. Robią to dla zabawy. Robią to by pokazać jacy są męscy, odważni i żeby okazać, że nikt nie da rady im podskoczyć. Tylko czemu on? Przecież mogliby zaczepić kogoś równego sobie, silniejszego, naprawdę udowodnić, że dadzą sobie radę. Lecz wolą osoby słabsze, nie potrafiące sobie poradzić z jednym przeciwnikiem, nie mówiąc już o całej grupie. Oni wolą osoby takie jak ja.

Samotne.

Samotnie zmierzające w nieznanym kierunku, bezbronne.

Naciągam mocniej kaptur czarnej bluzy na głowę i staram się w sobie skurczyć. Nie chcę żeby mnie zauważyli. Mam na imię Nicole i również nie chcę patrzeć. Nie chcę widzieć tego co jest wokół mnie. Nie mogę otworzyć oczu, nie chcę tego. 

Jestem takim samym tchórzem jakim jest reszta z nas, lecz ja nie uważam tego za słuszne. Wręcz przeciwnie, nienawidzę siebie za tą słabość.

Mimo to idę dalej. Słyszę za sobą odgłos tłuczonego szkoła, krzyki, płacz i wołanie o pomoc, lecz nie reaguję. Idę dalej w nieznanym kierunku, modląc się, żebym nie była następna.

ZdziraWhere stories live. Discover now