III

6 1 0
                                    

Cisza. Nagle w całym pomieszczeniu słychać głośny, niespokojny wdech. Oczy wracają do życia. Lustrują wszystko co je otacza. Usta, wciąż niezdrowo spierzchnięte, nie mówią niczego. I wtedy włącza się również dotyk. Pozwala zarejestrować rękę kobiety ściskającą lekko jedno z ramion przebudzonej dziewczyny. Podnosi głowę i spogląda wprost w jej oczy.

— To nie było przez twoją moc, jeśli o tym myślisz. — odzywa się Darlene, nieudolnie probując brzmieć szorstko — Zwyczajne omdlenie. Pewnie stres czy coś takiego.

Dziewczyna kiwa powoli głową i podnosi się, w niespodziewanie szybkim tempie.

— W tej sali jeszcze nie byłam. — rozgląda się po schludnie wyglądającej hali. Ściany, zdobione bielą w odcieni żółtawej, idealnie eksponują wszechobecne echo i chłód tego pomieszczenia. Co ciekawe w sali nie znadują się żadne meble, poza szpitalnym łożem na kółkach, na którym spoczywa właśnie Victoria, oraz kilkoma mniejszymi komodami, służącymi za przechowalnię personelowych narzędzi medycznych. Sala sprawia pozory szpitalnej, operacyjnej, i choć trochę tak jest, Victoria nie do końca przyjmuje to do wiadomości. Co to za sala operacyjna, skoro operują tu, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło, tylko Victorię?

— To sala A. Zaczynałam wątpić, że kiedykolwiek tutaj trafisz. — uśmiecha się półgębkiem kobieta — Przyznam, że ciężko się tutaj dostać. Ale utrata przytomności czy omdlenie mieści się w przedziale. — odzywa się z lekka żartobliwym tonem, jednocześnie patrząc na podopieczną współczująco.

Wtedy dużo zbyt szerokie drzwi sali A otwierają się, wpuszczając do środka Davisa. Wyraz twarzy Victorii z miejsca markotnieje, nawet Darlene zdaje się bardziej pochmurna niż jeszcze chwilę temu.

— Trzeba będzie nad tobą popracować, — zaczyna mężczyzna, wskazując palcem ranę, jaką zrobiła mu dziewczyna — ale przynajmniej mam pewność, według, którego ze schematów powinienem działać.

— Słucham? — Victoria unosi głowę na wysokość jego ramion, co mogłoby zdać się wielkim wysiłkiem, biorąc pod uwagę jej stan — Schemat? Twierdzisz, że jestem przewidywalna? Że dokładnie wiesz, co zrobię za chwilę, lub o czym myślę?

Davis działa pod wpływem chwili, przez co z odruchu przytakuje, nie do końca będąc świadomym, że właśnie rozpoczął wojnę.

— W takim razie, jesteś jeszcze głupszy, niż kiedykolwiek myślałam.

— Wystarczy! — kłótnia powoli rozwija się, na szczęście Darlene zdobywa się na uciszenie pozostałych, co, niestety, wcale nie rozwiązuje konfliktu.

— To pierwszy dzień, a ty już skaczesz mi do gardła! — mówi Hunter, a gdyby był młodszy możnaby uznać, że chce płakać.

"Davis Hunter proszony o opuszczenie sali A, natychmiast."

Ze wszystkich trzech głośników, umieszczonych w sali, rozebrzmiewa to właśnie ogłoszenie, na co Davis prycha wściekle i wychodzi.

Godzina 19:03

— Hunter, czyż nie? — mężczyzna o tym imieniu, dosłyszał właśnie melodyjny, męski głos, dobiegający z końca długiego korytarza, na którym przesiaduje. Jego, niskiego wzrostu, właściciel zajęty jest rozbrajaniem zamka u drzwi jednej z sal. Nie jest jednak ubrany jak naukowiec, lekarz czy też podobnie do pracowników tego oddziału. Luźny, kolorowy t-shirt z seksistowskim nadrukiem, jasne jeansy do połowy łydki oraz niedbale związane trampki, z lekka dziurawe, gdzieniegdzie umorusane błotem, mówią same za siebie o stylu i roli tego mężczyzny. Sam człowiek ten jest raczej pulchny. Nie gruby, lecz nie należy do chudzielców. Dolną połowę jego twarzy oblega niezbyt gęsty zarost, a na głowie kłębią się ciemnokasztanowe kosmyki krótkich włosów. A w stronę Davisa patrzą niemal czarne tęczówki, skryte za oprawami ciemnych okularów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 13, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PotwórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz