Rozdział 2

26 1 1
                                    


Z udawanym spokojem wkroczyłam na arenę i zaczęłam się rozglądać. Wszystkie miejsca na widowni były zapełnione. Oczywiście, najbliżej siedziały osoby przynależące do kast wyższych rangą. Na samej górze natomiast siedziała kasta robotników, do której się zaliczałam. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie co czyni perspektywa. Miejsce na widowni w żadnym razie nie oddawało piękna budowli, wykonanej z największą precyzją. Nawet po tylu latach, wciąż prezentowała się niesamowicie. Wystarczyło spojrzeć na balustrady ozdobione płaskorzeźbami. Tego dnia dach był odsłonięty, a błękit nieba przebijał się spod pokrywy chmur.

Dopiero teraz, spostrzegłam wychodzącą z przebieralni przeciwniczkę. Trzeba przyznać, wyglądała jak gladiatorka z krwi i kości. Świadczył o tym jej ubiór. Przyodziana była w nagolenniki ze wzorem skorpiona oraz napierśnik przytrzymywany przez skórzane pasy. Oprócz tego, nosiła obszerną spódnicę a także stalowy naramiennik, który spoczywał po jej prawej stronie. Twarz dziewczyny nie kryła w sobie nic zaskakującego, jednak trudno było mi określić kolor jej oczu. Za to w barwie włosów, nie było żadnych niedomówień. Rudowłosa uśmiechnęła się lekceważąco, mierząc mnie wzrokiem.

Po zajęciu przez nas swoich miejsc, postanowiłam sprawdzić swoje wyposażenie. Miecz zdawał się ważyć więcej niż powinien, natomiast tarcza była wyraźnie wyszczerbiona. Starałam się tym nie przejmować, ponieważ to taktyka czyni wojownika. Przynajmniej tak uważałam...

Gong zawył, a walka zaczęła się na dobre. Obydwie poczęłyśmy krążyć, niczym stare wiggary kołujące nad padliną.

- Wyjdziesz stąd w kawałkach, dzieciaku - wykrzyknęła, biorąc zamach.

Jej broń poszybowała w górę, a moja odpowiedziała tym samym.

- A ciebie zniosą na noszach - odparłam, zagryzając zęby.

Nasze miecze spotkały się w połowie drogi. Dźwięk stali ocierającej się o siebie był wszechogarniający... Czułam jak kobieta napiera na mnie całą swoją siłą. Zaparłam się nogami, choć i tak zaczęłam tracić przyczepność. Jej ostrze zaczęło wbijać mi się w szyję.

Postanowiłam wtedy zrobić coś, co nie jest rycerskie. Ale kto by się tym przejmował? Gwałtownie pochyliłam się, podcinając kobietę ruchem prawej nogi. Straciła równowagę i runęła na plecy. Strategicznie zasłoniła swój brzuch tarczą, a ja pochyliłam się nad nią z mieczem.

- Widzę, że gramy nieuczciwe... - zaśmiała się, po czym sypnęła mi piachem w oczy.

Ból był znośny, ale musiałam mrugać powiekami. Przez dłuższą chwilę nie widziałam kompletnie nic, co wykorzystała moja rywalka.

- I co teraz zrobisz, dziecino?

Skandująca widownia nagle ucichła. Wszyscy wiedzieli, że byłam bezbronna. A może jednak nie?

- Coś, czego się niespodziewasz.

Upuściłam miecz i wciąż zasłaniając się tarczą, wbiegłam w nią z całym impetem. Moja siła skierowana była w jej kolana. Poczułam, że równowaga rudowłosej została zachwiana. Obie upadłyśmy, jednak to ja byłam na górze.

Jej zdziwienie było czymś bezcennym, czego nie sprzedałabym nawet za porządną kurtkę na zimę.

Osłupiona dziewczyna, wciąż próbowała swoich sił. Postanowiła zawalczyć mieczem, ale za póżno zorientowała się, że odległość między nami jest za bliska. Odrzuciła go na bok, wyraźnie zezłoszczona obrotem spraw.

- Nie dam Ci się tak łatwo - odburknęła.

Zdenerwowana, wymierzyłam jej cios, który zablokowała stalową tarczą. Ból przeszył moją rękę tak, że nie mogłam nią ruszyć. Czułam, jakbym pogruchotała sobie wszystkie kości.

Dziewczyna obróciła nas, bym to ja leżała pod nią. Zamachnęła się, chcąc obdarować mnie lewym sierpowym. Byłam szybsza o sekundę i zablokowałam jej cios w pół drogi, jednocześnie wykręcając rękę.

Zawyła, wyraźnie cierpiąc.

Tłum zaczął skandować moje imię.

- Sethia! Sethia!

Po raz kolejny, zmieniłam pozycję. Tym razem, to ja byłam na górze. Przyszpiliłam ręce przeciwniczki do ziemi, czekając na jej rezygnację.

- Poddaję się! - krzyknęła po chwili.

Gong zawył po raz ostatni.

Odetchnęłam z ulgą, wstając na równe nogi. Bezimienna zawodniczka wciąż leżała na ziemi. Miała przymknięte oczy, a dłonią przytrzymywała zbolałą rękę. Najwidoczniej poczuła na sobie mój wzrok, gdyż odwzajemniła spojrzenie.

- Dobra walka dzie... Sethio - powiedziała, uśmiechając się do mnie.

Tym razem, uśmiech był raczej szczery.

- Jak masz na imię? - spytałam, pomagając jej wstać.

- Eliadith.

Podałyśmy sobie ręce, żegnając się. Już miałam odejść, kiedy zatrzymał mnie krzyk jednego z niezadowolonych widzów.

- I to tyle?! - zawołał ktoś z widowni.

Obejrzałam się za siebie, próbując namierzyć źródło dźwięku.

- Kto chce zobaczyć trochę krwi?!

Malkontentem okazał się być zakapturzony mężczyzna, siedzący w piątym rzędzie. Ludzie rozmawiali między sobą podniesionymi szeptami, a sam maruder stanął właśnie na kamiennej ławie.

- Jeśli ktoś jest chętny, niech podniesie rękę!

Nikt nie podnosił ręki, do czasu...

- A co mi tam. Chcę krwi! - odpowiedział mu człowiek z tłumu.

Wkrótce, w ślad za zbuntowanymi widzami, poszła cała widownia. Ludzie chcieli zobaczyć krew? To będą ją mieli.

- Doprawdy?! Chcecie tego?! - krzyknęłam, omiatając wzrokiem całą arenę.

- Tak!

Eliadith popatrzyła na mnie z niepewnością, malującą się na jej twarzy.

Bez wahania wzięłam miecz i powróciłam na środek areny.

- Chcecie?! Macie krew! - wykrzyczałam, przecinając swoją skórę na dłoni.

Krew zaczęła sączyć się po kilku sekundach, a ja zaczęłam działać. Chodziłam od jednego punktu do drugiego, formując "magiczny" symbol. Kiedy skończyłam, spojrzałam na swoje dzieło.

Były to trzy trójkąty, ułożone pod kątem względem siebie. W wierzeniach mieszkańców Airyth, znak diabelny. Legenda głosi, że uformowany z krwi, przywołuje eriedy - starożytne czarownice.

Nie obchodziło mnie jak będą mnie potem nazywać. Ważne było jedynie to, by ich uciszyć.

Zobaczywszy znak, wszyscy zaczęli rozchodzić się w popłochu. Nikt nic już nie powiedział. Osiągnęłam to, co chciałam i byłam z siebie zadowolona.

Zabrałam swoje rzeczy, dziękując współzawodniczce za walkę.

Przed wejściem do przebieralni, rzuciłam symbolowi ukradkowe spojrzenie.

- Żegnaj, areno...

~*~*~*~

Rozdział krótki, ale wnoszący coś do fabuły.

Życzę przyjemnego czytania następnych części :-)

Łzy HeliosyWhere stories live. Discover now