Przytuliłem Zayna i pocałowałem go lekko w policzek wiedząc, że paparazzi robią nam zdjęcia. Obaj tego potrzebowaliśmy dla naszych promocji, Zayn miał niedługo rozpoczynać jako model na wybiegach, a ja dopiero co wydałem płytę i wolałem robić plotki związane ze mną oraz moim przyjacielem niż z jakąś dziewczyną.- Miłego lotu, kochanie - wyszeptał całując moją szyję oraz robiąc tam kilka malinek.
Złapałem go lekko za tyłek i już mogłem wyobrazić sobie te nagłówki gazet jaki to jestem niewyżyty razem z Malikiem.
Usłyszałem z głośników, że muszę już wsiadać na samolot i odszedłem od chłopaka po daniu mu szybkiego całusa w usta.
Nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu, obaj pragnęliśmy sławy i wszystkich oczu zwróconych ku nam. Na dodatek jesteśmy przystojni i już nie raz wylądowałem z mulatem w łóżku uprawiając gorący seks.
Usadowiłem się wygodnie w fotelu i założyłem słuchawki oraz włączyłem płytę The 1975, miałem z nim kiedyś trójkąt na jakiejś imprezie, pieprzyliśmy się paląc jointy i słuchając ich najnowszej płyty. Może i byłem na dole, ale i tak było bosko.
Przymknąłem oczy i zacząłem się relaksować w swoim fotelu. Przede mną długa podróż.
Westchnąłem słysząc, że nasz lot się przedłuży przez konieczność lecenia nad Afryką, ponieważ pogoda na naszej pierwszej trasie nie zapowiadała się zbyt dobrze.
Pozwoliłem sobie przymknąć oczy i oddać się pięknemu głosowi Matty'iego.
***
Panika.
Wszyscy ludzie krzyczeli w niebogłosy kiedy nagle samolot zaczął spadać. Ja sam o mało nie zesrałem się w gacie.
Zachowałem chociaż minimalny spokój i cicho podniosłem spadochron walający się po podłodze.
Wybaczcie ludzie, ale ta twarz musi przeżyć. Jestem za piękny.
Dalsza część tego wszystkiego jest dla mnie jak mgła.
***
Obudziłem się przy szczątkach palącego się samolotu, natychmiast wstałem i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu jakiegokolwiek bagażu.
Znalazłem jedynie batoniki, które i tak się roztopiły i nie miałem jak je zjeść.
W oddali zauważyłem moją walizkę, która nie wyglądała za dobrze. Nawet nie chciałem do niej podchodzić, bo bym się chyba rozpłakał.
Moim pierwszym postanowieniem było znalezienie jedzenia lub ludzi. W końcu w Afryce są jacyś, prawda?
Przetarłem twarz ze zdenerwowania odchodząc od samolotu oraz dużej ilości śmierdzących ciał.
Zabolało mnie serce na wspomnienie o tej dwuletniej dziewczynce siedzącej przede mną i nucącą jakieś piosenki.
Ona też zmarła.
Wziąłem głęboki wdech przedzierając się przez dżunglę, na samą myśl o robakach jakie tam były przechodziły mnie ciarki.
***
Możliwe, że szukanie ludzi nie było zbyt dobrym pomysłem.
Stałem chowając się za drzewem obserwując masywnych mężczyzn z dziwnymi strojami oraz wielkimi brońmi. Wyglądali jak strażnicy, ale nie wiedziałem czego lub kogo.
Chciałem tam podejść, ale strach wypełniał mnie całkowicie i te wszystkie horrory o kanibalach jakie obejrzałem wcale nie pomagały.
Wychyliłem się lekko popełniając ogromny błąd, jeden z nich nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i już wiedziałem, że mam ostro przejebane.
Uwierzcie mi, uciekałem.
Jednak kiedy musisz biec przez dżunglę i goni cię dwójka potężnych facetów z wielkimi kijami, którzy mieszkają tutaj prawdopodobnie od lat, to nie jest zbyt łatwe.
Złapali mnie za ramiona i zaczęli ciągnąc mówiąc jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa.
- Tra Louis poi nue qa (Książę Louis musi go zobaczyć) - jeden powiedział do drugiego, a tamten pokiwał głową.
Zamknąłem oczy modląc się by mnie nie zabijali i pozwoliłem się zabrać w głąb ich plemiona.
Język plemiona L jest wymyślony przeze mnie i za każdym razem będzie przy nim tłumaczenie tak byście wiedzieli o co chodzi
YOU ARE READING
Hiraeth l.s
FanfictionSamolot Harry'ego Stylesa, sławnego piosenkarza, rozbija się podczas lotu nad Afryką. Przeżył jedynie on z ponad stu osób, które były na pokładzie. Jakimś cudem udaje mu się odnaleźć swój bagaż (raczej jego resztki) i zaczął przemierzać dżunglę szu...