Trochę mnie tu nie było :c Studia, życie i inne głupoty sprawiły, że naprawdę nie miałam po pierwsze czasu a po drugie weny i chęci. Nie wiem ile razy myślałam, żeby to rzucić w cholerę i nie pisać dalej, ale jednak wróciłam. Mnie też wkurza jak ktoś nie dokańcza historii i bardzo samolubnie myślę, że ktoś też by się wkurzył gdybym i ja tego nie skończyła.
Dlatego oddaję w wasze ręce 3 rozdział, planuję napisać jeszcze ze 2-3? Mam trochę innych pomysłów w głowie, ale ereri zawsze w moim serduszku :P
ENJOY!
W chwili kiedy młodzi zwiadowcy opuścili mury, odetchnęli pełną piersią. Z jednej strony dawały im one bezpieczeństwo z drugiej jednak więziły i ograniczały. Eren jednak nie myślał ani o murach, ani o tym co ich czeka poza nimi. Przez tę jedną jedyną chwilę cieszył się wiatrem we włosach i promieniami słońca ogrzewającymi jego twarz. Zawsze chciał się udać na taką zwykłą przejażdżkę konną, bez misji, bez zdenerwowania i ciągłego patrolowania terenu. Chciał się na nią udać z Levim. Chciał zobaczyć jego zaróżowione policzki wysmagane silnym podmuchem wiatru i być może uśmiech. Domyślał się, że prosi o zbyt wiele, jednak kto zabronił im marzyć?
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, zwiadowcy zatrzymali się pośród drzew, aby nakarmić i napoić konie. Przez kilkugodzinną jazdę nie zauważyli ani śladu tytanów. Pogoda była cudowna, wszyscy w wyśmienitych nastrojach usadowili się na gałęziach najwyższych drzew. Musieli znaleźć schronienie na noc i kolejne dni. Spodziewali się, że cała wyprawa zajmie im około tygodnia, bo zapasy ich były ograniczone, a i konie inaczej padłyby ze zmęczenia. Jeśli Eren miał być ze sobą szczery, nie planował wracać w ogóle. Po cichu liczył na spotkanie tytanów, z którymi planował przegrać walkę. Choć raz miał ochotę być samolubnym. W zasadzie nie widział powodu dla którego ma dalej żyć. Jeśli do końca swoich dni miałby spoglądać na miłość swojego życia, której nawet nie obchodzi jego uczucie, to jaki jest sens.
Dni mijały im niezwykle szybko i nim się zorientowali minął tydzień. Znacznie oddalili się od murów dlatego droga powrotna miała im zająć cały dzień. Nie mieli większych problemów z tytanami. Jedynie kilka niegroźnych incydentów. Obszary które spatrolowali wydawały się niezwykle spokojne i puste. Eren jako dowódca ich małego składu spisywał się znakomicie, na tyle, że nawet Ymir znalazła dla niego kilka ciepłych słów.
Jedynie godzina drogi dzieliła ich od ponownego przekroczenia murów. Każdy z nich w głębi siebie żałował, że to już koniec. Jaeger wydawał się przez cały dzień nieobecny duchem. Myślał o Levim, czy jego noga się już zagoiła, czy używa filiżanki którą mu podarował i przede wszystkim, czy choć przez sekundę o nim pomyślał. Z letargu wyrwał go głośny krzyk Conniego. Kiedy skierował wzrok na swojego towarzysza, zobaczył pięciu tytanów biegnących w ich stronę. Bez wątpienia każdy z nich był odmieńcem. Miało się już ku zachodowi słońca, jednak te nie straciły ani krzty energii.
-Wszyscy galopem w stronę murów! Zatrzymam ich i dołączę do was.
-Nie ma mowy Eren, nie poradzisz sobie sam z tyloma odmieńcami. Tak bardzo chcesz umrzeć?!
-To był rozkaz Mikasa, nie sprzeciwiaj mi się chociaż dzisiaj !
-Kpisz sobie z nas? Do cholery Eren, nie pozwolimy ci umrzeć!
-Jeśli chcecie zginąć to proszę bardzo. Ale radzę wam uciekać jak najszybciej.
W momencie wypowiadania tych słów Eren ugryzł swoją dłoń, a niebo przeszyła błyskawica. W formie tytana bez zawahania ruszył na odmieńców. Ymir, Mikasa i Connie także. Poradzili sobie z czterema, jednak jeden zdołał się wybronić. Eren miał go już w garści kiedy ten oderwał obie jego ręce. Gdyby nie pomoc Ymir, Eren zostałby zjedzony. Jednym zwinnym ruchem Connie rozciął mu kark, a tytani jeden po drugim leżeli na ziemi. Razem z nimi leżał Eren, który przyjmował cios za ciosem, praktycznie się przed nimi nie broniąc. Kiedy Mikasa wyciągnęła go z ciała tytana, całą twarz miał we krwi, która stróżkami wypływała mu z oczu i uszu. Nie reagował ani na jej słowa ani na dotyk. Czuć było jedynie jego puls, który z każdą chwilą wydawał się być oraz słabszy.
Natychmiast wszyscy wsiedli na konie, a Conny razem ze sobą wiózł bezwładne ciało Erena. Widzieli na horyzoncie mury, które w tej sytuacji wydawały się tak odległe.
***
Levi codziennie spał w pokoju Erena. Tęsknił za jego zapachem, uśmiechem i bezsensownym gadaniem. Najgorsze była dla niego niemoc. Z powodu zwichniętej kostki nie mógł nawet poprawnie chodzić, a co dopiero walczyć z tytanami za murem. Przez tydzień, kiedy Eren był nieobecny, wypijał dziennie po kilkanaście filiżanek herbaty, która od tej pory kojarzyła mu się tylko z nim. Nie chciał nawet myśleć o sytuacji, w której miałby już nigdy nie zobaczyć Jaegera. Pluł sobie w brodę wcześniejsze zachowanie. Bał się pokazać komukolwiek swoje uczucia, bał się odrzucenia i zależności od drugiego człowieka. Jednak w tym momencie niczego nie pragnął bardziej, niż powrotu chłopaka do siedziby i wzięcie go w swoje ramiona. Nie miał zamiaru już nigdy go z nich wypuścić.
Było grubo po 22 kiedy Levi usłyszał dźwięk zapowiadający powrót zwiadowców. Spodziewał się tego, wiedział, że wzięli zapasy starzące na maksimum tydzień. Szybkim krokiem wyszedł ze swojego gabinetu kierując się w stronę bramy. Kiedy zobaczył bezwładne ciało Erena na rękach Connyego sparaliżowało go. Jedyne o widział to twarz zalana krwią i usta wykrzywione w grymasie bólu. O giętkich nogach podszedł to Springera i chwycił głowę Erena w swoje ręcę.
-Eren? Proszę powiedz coś, proszę powiedz mi że wszystko z tobą w porządku.
Chłopak jednak nie zareagował. Hanji zjawiła się w mgnieniu oka i od razu zarządziła przeniesienie młodego zwiadowcy do jej gabinetu. Levi przejął Erena i przyciskając do piersi podążył za Hanji.
Co chwile szeptał prośby o to aby się obudził i zapewniał, że kocha go ponad życie i nie może go teraz zostawić samego, kiedy jeszcze go nie przeprosił za bycie takim dupkiem.
-Levi, niewiele mogę pomóc. On... on musi sam chcieć się zregenerować, a z tego co widzę bardzo się stara, żeby tego nie robić.
-Zostaw nas samych Hanji.
-Tak jest Levi, ale powinieneś być przygotowany na wszystko.
Kiedy zostali sami, Levi starannie umył Erena i założył mu czyste ubranie. Przeniósł go na kozetkę, a sam dostawił sobie krzesło i usiadł obok.
-Nigdy ci tego nie mówiłem, ale kocham twoje włosy wiesz? Zawsze są takie miękkie i ładnie pachną. Kiedy spałeś u mnie wykręcałem ci w nocy loczki i chyba ci się to nawet spodobało bo wtulałeś się we mnie jeszcze bardziej.
Na to wspomnienie Levi stłumił śmiech i chwycił chłopaka za rękę.
-Nie pozwolę ci nigdzie odejść, rozumiesz? Nie zostawisz mnie tutaj samego.
Levi wytrwale siedział przy łóżku, jednak i jego w końcu zmorzył sen. Zasnął siedząc na krześle, trzymając Erena za rękę. Dowódca mocno spał, kiedy w odpowiedzi Eren ścisnął jego dłoń.
YOU ARE READING
Feel something
FanfictionEren pomimo tego iż miał 20 lat, nigdy nie przyznał się do swoich uczuć względem Kapitana. Wszystko uległo zmianie, kiedy Hanji oddelegowuje ich dwóch do sprzątania piwnicy.