09

94 7 2
                                    


        [Perspektywa Lilianny]

          Sprawa z Natanielem nie została przeze mnie jeszcze rozwiązana. Naprawdę nie wiedziałam co mam myśleć o tamtym zdarzeniu. Chcąc nie chcąc zapomniałam o tym, a pomogła mi w tym szkoła. Jak? Kalendarz wskazując, że mamy czerwiec zwiastował zbliżający się od tamtej pory koniec roku szkolnego oraz lawinę sprawdzianów, kartkówek, ustnych odpowiedzi i jeszcze milion innych form zdobywania ocen przez uczniów. Nauczyciele naprawdę mieli parcie na to, zresztą uczniowie również, no może innym pozostawał taki jeden, czerowonowłosy, chłopak. Kastiel to niestety ten typ człowieka, który jak czegoś nie chce zrobić to tego za Chiny Ludowe nie zrobi! To chyba była jego największa wada, ta pieprzona upartość. Dzisiaj, w te jedne
z cieplejszych dni, siedzieliśmy u niego w pokoju, ucząc się na ostatnią już klasówkę z historii. Poprawka, ja się uczyłam, a on tylko siedział z gitarą na kolanach, przy tym z największą czułością ją czyszcząc.
- Kastiel – westchnęłam cicho – naprawdę mógłbyś się wziąć za tą naukę. Juro mamy sprawdzian z historii i naprawdę nie będę wstanie ci pomagać.
- Wiesz, że nie musisz – odparł zajęty swoją robótką chłopak.
- „Nie musisz"- powtórzyłam – muszę! Chce byś dobrze zdał tą cholerną historię. Dlaczego nie możesz wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił? Zaliczyłeś chemię, angielski i biologię, a przed tą historią bronisz się jak diabeł przed święconą wodą! – trułam wciąż chłopakowi głowę, czym był wyraźnie niezadowolony.
- Lil, proszę cię. – westchnął zmęczony już moim ględzeniem - Wychodzi mi dopuszczający,
mnie to w pełni wystarczy, a to że Farazowski ma co do mnie jakieś niespełnione ambicje – zamilknął na moment, przyglądając się przez chwilę gitarze - to już nie moja sprawa.
- Nie rozumiem cię, Kas. – westchnęłam zmęczona już ciągłym błaganiem chłopaka o to,
aby w końcu przysiadł do nauki.
- Nie musisz, po prostu odpuść – skwitował krótko.
Złożyłam swoje wargi w cieniutką linię, zaczynając myśleć jak tu go zmobilizować do pracy. Chwilę tak zapatrzyłam się w jeden punkt, układając jednocześnie swój mały plan. Nagle mnie olśniło.
- Kasiii – zaczęłam słodko. W duchu uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jak chłopak wyraźnie jest zbity z pantałyku.
- Słucham? – zapytał ostrożnie, jakby bał się co ja mogę jeszcze wymyślić.
- A jeżeli obiecam ci nagrodę za to, że przysiądziesz ze mną i nauczysz się tej historii, to zrobisz to dla mnie?
- Jaką nagrodę? – powiedział z wyraźnie namalowanym zaciekawieniem na twarzy.
Jeden zero dla mnie.
- Przekonasz się – powiedziałam z kokieteryjnym uśmiechem, delikatnie trzepocząc rzęsami
w stronę chłopaka.
          Przez chwilę widać było, że jego mózg analizował wszystkie za i przeciw, plusy i minusy tej propozycji, ale koniec końców przełamał się. Odłożył, chodź niechętnie, gitarę na bok i przysiadł bliżej mnie, spoglądając przy tym na moje liczne notatki.

[Perspektywa Kastiela]

          Niemogę powiedzieć, że propozycja Lilianny mnie nie zaciekawiła. Ta mała wrednaistotka doskonale wiedziała jak we mnie wzbudzić zainteresowanie. Trochę teżdla świętego spokoju zacząłem wraz z dziewczyną uczyć się na tą klasówkę. Wedwoje uczyliśmy się kolejnych zagadnień, dat i postaci. Czas mijał, a ja miałemwrażenie, że materiału nie ubywa.
- Czas na przerwę! – obwieściłem znużony już czytaniem kolejnych notatek natemat II wojny światowej.
- Jeszcze chwilę, dużo nam nie zostało... - odparła pospiesznie zaczytanadziewczyna.
- Nie ma jeszcze chwilę. Mózg ci się zlasował już od tego – powiedziałem stanowczo,wstając
z łóżka, po chwili również biorąc na ręce Liliannę.
- Co ty robisz! Cholera, Kastiel puść mnie! – protestowała, a na mojej twarzypojawił się jedynie szeroki uśmiech.
- Nie puszę cię Słońce, wystarczy na razie. Idziemy coś zjeść – zarządziłem i zdziewczyną na rękach wyszedłem z pokoju, idąc do kuchni.
Razem z Lil przygotowaliśmysobie jakiś prosty, mało wymagający, posiłek. Pizza z zamrażarki. Wiem, bardzo wykwintne danie.
- Miałeś rację, mój mózg się już wyłączył po tylu godzinach – zaśmiała się zpełnymi ustami dziewczyna.
- Ja zawsze mam rację – żachnąłem się, wypinając pierś w dumnym geście, na codziewczyna zareagowała gromkim śmiechem.
- Oczywiście Kasi – odparła, nie mogąc przy tym opanować kolejnych salwśmiechu.
          Uśmiechnąłem się mimo wszystkopod nosem. Śmiech Lil był muzyką dla moich uszu. Niestety ta słodka chwila nietrwała wiecznie, ponieważ dziewczyna szybko chciała wrócić do nauki. Nie miałemwyjścia, więc oboje wróciliśmy do pokoju z małym dzbankiem zimnej lemoniady.Usiadłem na łóżku za Lil, delikatnie obejmując ją w talii. Starałem się słuchaćtego co Lilianna do mnie mówi, ale oczy jakoś same zaczęły mi się zamykać.Zasnąłem.

[Perspektywa Lilianny]

          Objaśniałam kolejne zagadnieniechłopakowi, kiedy nagle usłyszałam chrapnięcie.
- Kastiel! – podniosłam głos na chłopaka, zrzucając jego dłonie, którymi mnieobejmował.
- C-co?! Ja nie śpię – poderwał się, ale jego organizm zmusił go do naprawdępotężnego ziewnięcia.
- No ty sobie chyba żarty robisz! Ja tutaj się produkuję, tłumaczę, objaśniam aty sobie śpisz
w najlepsze. Jak tak ma być to ja wychodzę. Nie będę się jużmartwić o twoje oceny! – wstałam zdenerwowana i zebrałam swoje notatki.
- Lil, ale ja nie chciałem zasnąć, samo jakoś tak... - zaczął się tłumaczyć,jednak nie za bardzo chciałam go słuchać. Zanim cokolwiek zdołał zrobić to jatrzasnęłam drzwiami od jego pokoju. Szybkim krokiem pokonałam korytarz, schody isalon aż znalazłam się w przedpokoju, w którym zaczęłam ubierać buty.

[Perspektywa Kastiela]

          Szybko poderwałem się z łóżka,kiedy do mnie dotarło co właśnie się dzieje. Pospiesznie pobiegłem zadziewczyną, zbiegając wręcz przy tym na boso po schodach. Lily już wyszła
z mojego mieszkania. Bez najmniejszego pomyślunku wybiegłem na klatkę schodową,chcąc tym jak najszybciej złapać dziewczynę. Zdążyła już wsiąść do windy, którazamknęła mi się dosłownie przed nosem.
- Cholera – warknąłem.
          W pośpiechu zacząłem zbiegać po schodach, o mało co się nie zabijając na nich.No tak, zbieganie w samych skarpetkach nie jest dobrym pomysłem. W myślach kląłemna własną rodzinę, że mieszkamy na pierdolonym 5 piętrze! Okay, przy odrobinieszczęścia powinienem być przed nią na dole. Przyspieszyłem jeszcze bardziej.Piętro 4...3...2...1. Niewiele się pomyliłem. Byłem na parterze kiedy Lilianna jużwybiegała z budynku. Nie zamierzałem tak łatwo odpuścić. Nie zważając na to, żejestem bez butów i ludzie będą patrzeć na mnie jak na idiotę, od razu rzuciłem się w pogoń za Lil. Musze jejprzyznać jedno, że mimo swoich niesamowicieseksownych, a przede wszystkim krótkich, nóg to uciekała niezwykle szybko.
 Po chwili stanąłem przed blokiem irozglądałem się. Cholera jak mogłem ją zgubić w takim momencie?! W końcu woddali dostrzegłem biegnącą Liliannę. Od razu pobiegłem w jej stronę. Skręciłado parku, a ja za nią. Na moje szczęście, jej już niekoniecznie, dziewczynaniefortunnie przewróciła się o wystający korzeń drzewa, który rósł nieopodal.Padłem przy niej na kolana zasapany.
- Lil, nic ci nie jest? – zacząłem dokładnie oglądać jej ciało. Kolana miałanieco zdarte, z jednego nawet sączyła się krew. Przyjrzałem się jej buzi. Lekko zdartypoliczek.
- Nie, nic mi nie jest – odparła oschle i zaczęła się podnosić na równe nogi,przy czym nieco strzepując piasek z swojej sukienki.
- Lily, przepraszam – stęknąłem żałośnie, będąc równocześnie zażenowany tym cowydarzyło się w moim domu. Nie chciałem przecież zasnąć! – naprawdę niechciałem.
- Kastiel – zaczęła poważnym tonem – mam po prostu już dość twojego podejściawzględem swoich ocen. Wiem, że nie jest to moja sprawa i mogła bym interesowaćsię jedynie swoimi,
ale chce dla ciebie jak najlepiej. Nie było by ci miłojakby rodzice byli z ciebie dumni,
że podciągnąłeś się w szkole? Możesz ich nie lubić, ale to są jednak wciąż twoichrodzice.
A nawet jeśli nie dla nich, ani nie dla mnie to chociaż dla samego siebie.
          Westchnąłem cicho i sampodniosłem się z piaskowej ścieżki. Otrzepałem swoje czarne spodnie z kurzu ispojrzałem na twarz dziewczyny. Wiem, że miała rację, ale ja nigdy nie musiałemjakoś specjalne się starać o oceny. Byle zdać, byle zaliczyć, nie ważne na jakąocenę.
- Eh, dobrze. Nauczę się na ten sprawdzian, ale.... - zaciąłem się – pomożesz mi?
- Dobrze wiesz, że ci głupku zawszę pomogę – zaśmiała się perliście.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się do niej.
           Chwyciłem za dłoń dziewczynę i zaczęliśmywracać do mojego domu. Szliśmy w ciszy.
- Kasii? – zaczęła dziewczyna z cichym chichotem, którego nie mogła powstrzymaćod dłuższej chwili.
- Tak? – spojrzałem na dziewczynę.
- Dlaczego jesteś bez butów? – zapytała, wybuchając przy tym kolejną salwąśmiechu.
- To ty nie wiesz?! Zostaję dzieckiem kwiatu! – zaśmiałem się – A tak serio tonie było czasu zakładać butków, kiedy moja Calineczka zaczęła uciekać.
- Ja ci dam Calineczkę! – żachnęła się, uderzając moje ramie.
          Wróciliśmy do mojego mieszkaniaw końcu. Oboje przebraliśmy się z zabrudzonych ciuchów. I tak miała spać u mniedziś. Dałem jej na przebranie moje krótkie spodenki oraz koszulkę. W kuchniposadziłem Liliannę na blacie i obejrzałem jej kolano. Po chwili wyprostowałemsię i sięgnąłem z górnej szafki apteczkę, z której po chwili wyjąłem wodęutlenioną, gazę oraz plaster.
- Teraz może boleć – ostrzegłem Lil.
Dokładnie przemyłem jej kolano z brudu iskrzepniętej krwi, aby po momencie przykleić na ranę plaster w misie. Nieoceniajcie, tylko taki był! Na koniec złożyłem jedynie delikatny, wręcz motyli,pocałunek na plastrze.
- No, żeby nie bolało – zaśmiałem się, ponieważ dziewczyna dziwnie na mniespojrzała po tym geście – mama zawsze tak robiła i działało.
- Awww – moja dziewczyna wręcz rozczuliła się tym wyznaniem, a to wywołało namoich policzkach soczyste rumieńce.
Po chwili również przemyłem nieco zdarty polik Lilianny, ale tam to jedyniezłożyłem delikatny buziak zamiast plastra.
- Dziękuję Kasii – powiedziała uroczym głosem niższa istotka.

[Perspektywa Lilianny]

          Po tym całym dzisiejszym zajściuKastiel naprawdę przyłożył się do pracy i dużo sprawniej szła nam nauka. Nawetnie wiedziałam, że on potrafi się tak wiele nauczyć w przeciągu paru godzin dosłownie. Co gorsza zdawało mi się, że Kasii umielepiej ode mnie!
- To co z tą obiecaną nagrodą? – zapytał czerwonowłosy, przytulając mnie doswojej piersi.
- Ach tak, pamiętam – zachichotałam i wsparłam się na łokciu, patrzącchłopakowi głęboko
w oczy. Uśmiechnęłam się zalotnie, a odległość między naszymi ustamizmniejszyłam do minimum. Złożyłam najczulszy i najbardziej oddający mojeuczucia do niego pocałunek jaki tylko potrafiłam. Czułam, że Kastiel także nienarzeka na taką formę nagrody, ponieważ sam przyciągnął mnie delikatnie zabiodra nieco bliżej siebie. Po dłuższej chwili oboje odsunęliśmy się od siebie.
- Dla takiej nagrody to ja mogę codziennie się uczyć – zaśmiał się perliściechłopak – chodź przyznam, że myślałem o innej rzeczy.
- Zbereźnik z ciebie i tyle – skwitowałam krótkoz cichym chichotem.
          Położyłam głowę na piersi Kastiela i przymknęłam oczy. Było już późno i mieliśmy już
w sumie iść spać. Nagle uderzyła mnie myśl, która skutecznie spędziła sen z powiek. Sytuacja
z Natanielem. 



==========    

Witajcie! Tak, w końcu powróciłam. Przed wami nieco dłuższy rozdział "Zmiany 360 stopni". Mam nadzieję, że się podobał i do następnego!

Zmiana 360 stopniWhere stories live. Discover now