Rozdział XIV - "Zawsze jest inne wyjście."

81 13 13
                                    

Obudziłam się. Delikatnie uchyliłam powieki, lecz gdy poraziło je białe światło lamp znajdujących się nade mną, odrazu je zamknęłam. Delikatnie przekręciłam głowę w prawą stronę a mój policzek zetknął się z delikatną tkaniną białej, szpitalnej poduszki. Uchyliłam prawe oko, potem lewe. Wszystko co widziałam było nieostre i bardzo rozmazane. Zaczęłam się rozglądać po sali. Praktycznie nic się nie wyróżniało. Widziałam tylko biel, czasami szarość. Kilka raz mignęła mi też beż. Zaczęłam przecierać oczy palcami lewej ręki. Po tej czynności wzrok mi się wyostrzył. Rozejrzałam się po sali ponownie. Nagle gdy spojrzałam w kierunku szafki i mojej prawej ręki ujrzałam Nicka. Brunet siedział zapłakany trzymając moją dłoń.

— Nick? — szepnęłam jeszcze trochę zdezorientowa tym, że chłopak płacze.

— Grace? — Podniósł głowę. — Jeju, jak dobrze, że wszystko wporządku. — Przejechał swoją ręką po mojej głowie.

— Znowu miałam atak? — zadałam pytanie już znacznie głośniej spoglądając na niego.

— Tak, ale się nie martw. Twoja mama już jedzie. Zrobili ci kilka badań i jest wporządku, więc zaraz po przyjeździe mamy pojedziesz do domu — mówił spokojnie głądząc moją dłoń.

— Nie chcę tam jechać. — Odwróciłam głowę w stronę okna, aby chłopak nie zobaczył, że zaczynam płakać.

— Grace, ale czemu? Boisz się? Przecież wiesz, że mama czy Chris w razie czego wiedzą jak ci pomóc. — Odsunął pasma ciemnych włosów z moich barków.

— Można tak powiedzieć. — Nie umiałam wyjawić prawdy.

— Yhm. — poddał się. — Wiesz, co? Chyba już pójdę. — Wstał i odwrócił się w kierunku drzwi.

Nie wytrzymałam. Nie chciałam sama czekać na mamę. Nie mogłam. Nie umiałam.

— Zaczekaj. — Cicho szlochnęłam. 

Chłopak odwrócił się i podszedł do łóżka.

— Nie mogę wrócić do domu. Nie, gdy wiem, że ona jest w ciąży. — Spoglądałam w dół.

— Co?! — Chłopak wyraźnie się zszokował.

— Tak, dobrze słyszałeś. Moja mama zaszła w ciążę bez mojej zgody. Robi to samo co ojciec — mówiłam, a między słowami wycierałam łzy.

— Nie lubisz dzieci? Wiesz, młodsze rodzeństwo to fajna sprawa i...

— Nie, gdy masz szesnaście, prawie siedemnaście, lat i chcesz zacząć żyć własnym życiem, mieć wsparcie w rodzinie i móc podzielić się z nimi swoimi problemami. Teraz nawet nie mogę się jej wygadać. — Łkałam żałośnie.

— Zawsze możesz pogadać ze mną, zresztą kiedyś zaakceptujesz swoje młodsze rodzeństwo. — Pocałował mnie w czoło.

— Nie, nie zaakceptuję. Nie zamierzam. Nie lubię gdy ktoś robi coś wbrew mnie. Może jestem... zazdrosna? — Gwałtownie przełknęłam ślinę.

— Nie wykluczone — odparł bez ogródek.

Westchnęłam.

— Zobaczysz, jeszcze zrozumiesz, że dorosłe życie nie jest takie łatwe, że czasami naszym życiem rządzi przypadek... — Skierował swój wzrok ku podłodze.

— Zawsze jest inne wyjście. — Chłopak spojrzał na mnie przerażony. Widocznie zrozumiał aluzję.

— Czy ty myślisz, że twoja mama usunie dziecko, które się w niej rozwija? — Pokiwałam potakująco głową. — Wiesz co? Jesteś chora. Ona na pewno kocha i cieszy się z tego dziecka, a ty jeszcze sugerujesz, że mogłaby je U S U N Ą Ć?! — Zaakcentował ostatnie litery. — Wychodzę.

— Rób co chcesz, nigdy nikt mnie nie zrozumie. — Odwróciłam głowę w kierunku okna.

Zaczęłam myśleć, intensywnie myśleć. Skupiałam się na tej czynności obserwując krople deszczu, które osadzały się na szybie. Wsłuchiwałam się w symfonie, którą tworzył szum wody i wiatr. Starałam się odunąć od codziennego świata, oddać się marzeniom, ale coś trzymało mnie przy ziemi. Wiedziałam, że zamiast się obrażać powinnam wspierać mamę, jednak nie umiałam. Tak najprościej w świecie i najzwyczajniej nie potrafiłam. Stało się coś czego się obawiałam. Wszyscy się ode mnie odsunęli. A może ja to po prostu tak odczuwałam? To dla mnie za dużo. Ta choroba, ataki, szkoła... Nie dawałam rady. To życie w ciągłym strachu i nie zrozumieniu mnie wykańczało. Co to za życie? Żadne. To po prostu nie życie.

Poniosłam się do pozycji siedzącej i poczułam jak po mojej twarzy spływają ciepłe krople słonej substancji. Szybko napełniała moje oczy, z których po chwili wypływała. Jednym ruchem wytarłam łzy i wyszłam na korytarz. Oczywiście moja niezdarność dała o sobie znać. Wpadłam na kogoś. Poczułam ciepły tors i spojrzałam w górę. Luke.

— Hej, Mała. — Uśmiechnął się dziwnie.

— Nie mów tak do mnie — warknęłam i zaczęłam iść dalej, ale czując jego spojrzenie na sobie skierowałam się do sali.

Chłopak wbiegł za mną do pomieszczenia i zamknął drzwi.

— Może chcesz poznać mnie bliżej? — Zarechotał.

— Spadaj zboczeńcu. — podeszłam do ściany.

— Wiesz co? Najpierw się ze mną całujesz a teraz jestem zboczeńcem? — powiedział kpiąco gwałtownie się do mnie zbliżając.

— Dokładnie. — Odepchnęłam go, zgrywając odważną.

— No ej... — Zaczął rozpinać guziki w mojej koszuli.

— Zostaw mnie! — Chciałam uderzyć go w twarz, ale złapał mnie za rękę. Chciało mi się płakać.

— Pomocy! — krzyknęłam, ale zasłonił mi usta moją dłonią.

Po twarzy spłynęło mi kilka gorzkich łez bezsilności.

Był już coraz bliżej brzucha gdy otworzyły się drzwi od sali. Ujrzałam bruneta, który gałtownie do nas podbiegł.

— Zostaw ją! — Złapał chłopaka za barki i go ode mnie odsunął.

— A co mi zrobisz, smarkaczu?! — Zamachnął się.

— Kto tu jest smarkaczem? — Złapał jego rękę w ostatnim momencie i sam uderzył go w brzuch.

Luke zwinął się z bólu i padł na podłogę spoglądając z pogardą na Nicka.

— Jeszcze raz ją dotkniesz to cię zniszcze, rozumiesz?! — warknął.

Luke z przerażeniem pokiwał potakująco głową.

Nie zwracając uwagi na zwijającego się z bólu chłopaka wskoczyłam Nickowi w ramiona.

— Już, już. Nie płacz Grace.  — Zaczął gładzić mnie po głowie.

— Dzięki, że jesteś moim jedynym i zecydowanie najlepszym przyjacielem. — Mocno się do niego przytuliłam.

— Nie ma sprawy, a teraz chodź, weź rzeczy i idziemy po ochronę — rzucił i wskazał na szafkę.

Czym prędzej wzięłam moje ubrania i komórkę, nie zważając, że Luke jęczy z bólu wyszliśmy. Zamykając drzwi chłopak złapał mnie za dłoń i splotł nasze palce. Poczułam nieokreślone uczucie ciepła w sobie. Na twarzy również było mi ciepło, więc prawdopodobnie miałam same czerwone wypieki. Uśmiechnęłam się do chłopaka przez wysychające już łzy i cmoknęłam go w policzek, w który uderzyłam go kilka dni temu.

— Przyjaciele tak robią... chyba. — Przemknęło mi przez myśl.

________________________

Kochani, dziś wstawiłam kolejny rozdział. Jest trochę krótki, bo ma tylko tysiąc dwadzieścia słów, ale myślę, że przypadnie wam do gustu. Pozdrawiam was gorąco. Buziaki :*


Jeśli zapomnę. [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz