Rozdział VIII - "Wreszcie w domu."

100 19 14
                                    

Około dziewiętnastej przyjechała mama. Otworzyła drzwi od sali, uważnie się rozejrzała, a gdy jej wzrok padł na mnie, zszokowaną, która przed chwilą czytała książkę o tańcu uwiesiła mi się na szyi.

— Boże, kochanie! Jesteś! — Przytuliła mnie.

— Tak, mamo. — Uśmiechnęłam się delikatnie.

— Cześć, Grace. — Przytulił mnie zgrabnie Chris. — Martwiliśmy się o ciebie, kochana —powiedział zmartwiony.

— Jest już dobrze, nie martwcie się— rzuciłam po czym usłyszałam otwierające się drzwi i wyrwałam się z uścisku.

Ujrzałam starszą, przygarbioną kobietę w stroju pięlęgniarki. Podeszła do mnie i podała do specjalnego, plastikowego kubeczka dwie białe tabletki.

— To leki, dzięki nim będziemy prawdopodobnie mogli kontrolować ataki epilepsji— powiedziała jakby znała tę formułkę na pamięć. — Zaraz będzie kolacja, od dziś właśnie po tym posiłku będziesz musiała zażywać te leki — mruknęła i wyszła.

— Dobrze— powiedziałam gdy oschła kobieta opuściła pomieszczenie.

— Co to było? — Spojrzała na mnie zszokowana mama na co wzruszyłam ramionami.

 ***

  W szpitalu przeleżałam jeszcze dwa tygodnie. Byłam wymęczona już tym wszystkim, a przede wszystkim znudzona. Przez pozostały czas mojego pobytu w tym okropnym miejscu ani razu nie spotkałam się z Nickiem. Byłam taka szczęśliwa tego dnia.

Gdy tylko wstałam i się ogarnęłam szybko się spakowałam, w czarną torbę podręczną, wraz z mamą - moją prawną opiekunką, udałam się po wypis, a potem prosto do domu. Byłam taka szczęśliwa.  Na przedmieścia Rochester dojechaliśmy po około piętnastu minutach. Szybko wysiadłam z auta i pognałam do mojego domu. Wbiegłam prędko do mojego pokoju po czym rzuciłam torbę na podłogę i wskoczyłam na łóżko. Wreszcie w domu. W moim cudownym domu. Byłam taka szczęśliwa. Wreszcie miałam święty spokój. Może, może nie dokońca. Ciągle odczuwałam strach. Strach przed następnym atakiem. Oczekiwanie na to co mogło nastąpić w każdej chwili było okropne. Podobnie jak z miesiączką. Nigdy nie wiesz kiedy cię zaskoczy. Będzie to pewnie najmniej oczekiwany moment. Wtedy kiedy nie jest w ogóle potrzebna, ale zawsze się wtryni. Tu jest prawie identycznie. Leżałam nieruchomo na łóżku wpatrując się na sufit, który był pod skosem. To mogło nastąpić w każdej chwili, w szkole, w domu, na urodzinach, na jakiejś imprezie albo nawet jak będę całowała się z chłopakiem. Dobra, narazie nie mam chłopaka. Zamyśliłam się. Leżałam, cały czas, na wznak. Zresztą tak chyba było najbezpieczniej.

—Kochanie, chodź na obiad! — Usłyszałam wołanie mamy z dołu.

Byłam okropnie głodna. Powolnym krokiem wstałam z łóżka. Położyłam rękę na białej klamce i już miałam ją nacisnąć gdy poczułam strach. Schody był jakieś dwa metry od drzwi mojego pokoju. Co jeśli wychodząc z pokoju i schodząc z schodów dostałabym ataku? Dojże, że zleciałabym z kilkunastu schodków, to jeszcze miałabym drgawki. Auć. Musiałam się jednak przełamać. Ustałam na schodku, kurczowo złapałam się barierki i zaczęłam schodzić ze schodów.

— Kroczek po kroczku, kroczek po kroczku, kroczek po kroczku... — powtarzałam cichym głosem skupiając się na moich krokach.

— Co ty robisz? — Usłyszałam zdezorientowany głos mamy.

— Unikam upadku ze schodów w razie gdybym dostała ataku— rzuciłam wciąż patrząc pod nogi.

— Kochanie, ale od dwóch tygodni nie miałaś napadu. Jeszcze do tego bierzesz leki, nie bój się. Jeśli tak bardzo się boisz to przebywaj tam gdzie są ludzie, gdzie czujesz się bezpiecznie —uspokajała mnie.

— Nie, nie chcę ryzykować, więc będę uważała.— Stanęłam i spojrzałam na nią niepewnym wzrokiem.

— Koteczku, ale możesz poprosić panią żeby poinformowała innych uczniów o tym, że jesteś chora, kupiliśmy ci też bransoletkę z napisem. — pokazała mi miętową, gumową obręcz z napisem ,,Cierpię na padaczkę".

Wyciągnęłam rękę po bransoletkę i założyłam ją na lewy nadgarstek.

—Dziękuję. — Uśmiechnęłam się krzywo i poszłam na obiad.

Po chwili usiadłam przy dużym brązowym stole, na talerzu przede mną nałożone było spaghetti. Zaczęłam dłubać widelcem w potrawie.

—Koteczku, nie martw się — rzuciła mama spoglądając karcąco na niezainteresowanego niczym Chrisa.

— Tak, Grace, nie możesz się tak przejmować — powiedział od niechcenia co od razu zauważyłam. — W razie czego przecież wiemy co robić. Po jutrze pójdziesz do szkoły, przecież nauczyciele mogą zorganizować jakieś spotkanie czy coś. Będzie dobrze. Jeśli spędzisz całe życie w strachu myśląc co będzie później, zapominając o tym co jest teraz stracisz całą radość życia. — Spojrzałam na niego zszokowana.

— Masz rację. — Odsunęłam talerz i wstałam od stołu.

— Nie zjesz? — Usłyszałam cichy głos mamy.

— Nie, muszę wszystko przemyśleć — odparłam i poszłam na górę.

______________________

Przepraszam, że dziś tak krótko. Następny będzie dłuższy.

Jeśli zapomnę. [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz