3

355 69 35
                                    

Siedziałam na parapecie w salonie, obserwując uderzający z impetem o szosę deszcz. Padało już od jakiejś godziny i wcale nie zanosiło się na poprawę pogody.

Spojrzałam na swój prawy nadgarstek, krzywiąc się z bólu. Był cały czerwony, a do tego niemiłosiernie piekł, jakby był poparzony.

Wypuściłam powietrze z płuc, przymykając powieki.

Za oknem szalała burza, a ja wewnątrz toczyłam walkę sama ze sobą. Byłam zrozpaczona tym, co ujrzałam w szpitalu.

Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przydarzy mi się taka tragedia. Zupełnie inaczej patrzy się na to, kiedy przykra sytuacja spotyka nas, a nie kogoś obcego.

Odchyliłam głowę do tyłu, obejmując rękami przyciągnięte do klatki piersiowej kolana.

Byłam dziwnie zmęczona. Nie było to zwykłe zmęczenie, po jakimś wysiłku fizycznym albo pracy. Moje ciało i umysł było zmęczone psychicznie. Ciężko mi było oddychać, a jeszcze ciężej poruszać się.

Poderwałam się jak porażona, gdy w salonie rozdzwonił się mój telefon. Wstałam szybko, po drodze prawie zabijając się o dywan. Miał cholernie długie włosie, przez co cały czas potykałam się o jego krawędzie.

— Tak? — zapytałam, przykładając urządzenie do ucha.

Yoona... — usłyszałam po drugiej stronie roztrzęsiony głos mamy Hyungwona.

— Pani Chae? — rzuciłam, biorąc głęboki wdech.

Yoona, dziecko... — mruknęła, zanosząc się szlochem. — Oni każą się nam z nim żegnać — wydusiła, wybuchając płaczem.

Upuściłam telefon, przykładając dłoń do ust.

Oni każą się nam z nim żegnać.

Rzuciłam się pędem w stronę korytarza, następnie wkładając pierwsze lepsze buty.

Otworzyłam drzwi, na chwilę się zatrzymując. Czułam, jak mój słuch szwankuje. Słyszałam wszystko jakby przez zatkane uszy. Do tego doszedł jeszcze rozmazany przez łzy obraz.

Naciągnęłam kaptur na głowę i ignorując strzelający we mnie deszcz, ruszyłam w stronę szpitala.

Czułam każdą kroplę, odbijającą się od mojego ciała, a w uszach wciąż dudniały mi słowa mamy Hyungwona.

Oni każą się nam z nim żegnać.


***


Pomimo bezlitosnego deszczu, na miejscu znalazłam się dość szybko.

Wpadłam do środka jak burza, ignorując karcące spojrzenia innych. Od razu podreptałam w znajome mi już miejsce, zupełnie nie zwracając uwagi na pokrzykującą za mną pielęgniarkę.

Z każdym kolejnym krokiem, czułam się coraz gorzej. Oddech zatrzymywał mi się w płucach, a ręce zaczynały niemiłosiernie się trząść.

Gdy w końcu pokonałam ostatni zakręt i zobaczyłam rodziców Hyungwona, kolana się pode mną ugięły.

Chciałam złapać haust powietrza, ale niemiłosierne kłucie w klatce piersiowej mi to uniemożliwiło.

Podeszłam wolnym krokiem do szyby, zwracając tym samym uwagę pani Chae.

— Yoona... — zaczęła, podchodząc do mnie. Kiedy zobaczyła moje przemoczone ubrania, aż się żachnęła.

— Dziecko, jak ty wyglądasz — kontynuowała, przejeżdżając trzęsącą się dłonią po moich mokrych włosach.

PactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz