Poruszyłam się niespokojnie, przełykając ślinę.
— Hyungwon? — rzuciłam, podnosząc się z ławki. Obok brązowowłosego stała śliczna, niska blondynka, ubrana w zwiewną, czerwoną sukienkę.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.
— Yoona, co tutaj robisz? — zapytał, przenosząc wzrok na Wonho. Blondyn wyprostował się jak struna, zaciskając szczękę. Każdy jego mięsień napięty był do granic możliwości.
— Dotleniam się — zaśmiałam się, nerwowo stukając palcami o swoje udo. — A ty?
Hyungwon uśmiechnął się, chwytając za rękę uroczą blondynkę. Spojrzałam na ich splecione dłonie i poczułam, jakbym dostała siarczystego policzka.
Czy właśnie o to chodziło Wonho, kiedy mówił o odbieraniu nadziei?
— My też się dotleniamy — odparł, przekrzywiając głowę w bok. — To jest ten chłopak, o którego chcesz walczyć? — zapytał szeptem, uważnie obserwując Wonho. Ten tylko zaśmiał się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Nie, to nie on — odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
— Oh, rozumiem — mruknął, nadymając policzki.
— Cześć Wonho — odezwała się blondynka, słodko się uśmiechając. Zamrugała swoimi długimi rzęsami, wwiercając się w niego spojrzeniem.
Ona go zna?
Przeniosłam swój wzrok na Wonho, posyłając mu pytające spojrzenie.
— Cześć Yumi — odparł, stając krok przede mną, jakby chciał mnie osłonić. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, co oznaczało, że był najprawdopodobniej piekielnie wkurzony.
— To wy się znacie? — zapytał wesoło Hyungwon. — Ale zbieg okoliczności! Może kiedyś wyjdziemy gdzieś razem?
— Taka podwójna randka? — rzuciła Yumi, klaszcząc w dłonie. Jej głos przyprawiał mnie o mdłości.
Randka.
Na sam dźwięk tego słowa zagotowało się we mnie.
— Tak, świetny pomysł! — kontynuował Hyungwon, splatając razem z blondynką swoje dłonie. Spojrzałam w tamtym kierunku, zagryzając wnętrze policzka.
To boli.
— Zdzwonimy się Yoona! — zawołał brązowowłosy, machając mi na odchodne. — Do zobaczenia!
Kiwnęłam tylko głową, przygryzając dolną wargę.
Zrobiło mi się niedobrze. Ich wspólny widok ranił moje serce.
— Yumi? — rzuciłam, zaciskając dłonie w pięści. Blondyn stał nieruchomo, wpatrując się w jakiś punkt w oddali. — Kto to, do jasnej cholery jest? — warknęłam, spoglądając na Wonho.
— Nie wiem — mruknął, wciąż na mnie nie patrząc.
— Nie wiesz? — powtórzyłam po nim, pociągając go za rękaw bluzy. — Naprawdę nie wiesz? — syknęłam z mordem w oczach. — Doskonale wiedziałeś, że taka sytuacja będzie miała miejsce, bo wszystko ukartowałeś. To miałeś na myśli, mówiąc o odbieraniu nadziei?
— Niczego nie ukartowałem — rzucił, spoglądając na mnie. Jego tęczówki zaczęły nabierać koloru intensywnej czerwieni.
— Kłamiesz — warknęłam, zaciskając dłonie w pięści. — Na pewno o wszystkim wiedziałeś. Kolejnym punktem było podłożenie Hyungwonowi dziewczyny tak, żeby się w niej zakochał? Takie rzucanie mi kłód pod nogi, żebym nie mogła złamać paktu?
— Powtarzam po raz kolejny — krzyknął, chwytając mnie za nadgarstki i następnie przypierając do drzewa. — To, co przed chwilą się stało nie było z mojej inicjatywy.
Poczułam znów niemiłosierne pieczenie jego dotyku.
— Puść mnie — syknęłam z bólu, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie, bo mi nie wierzysz — krzyknął, oblizując wargi. Jego oczy przybrały już całkowicie odcień szkarłatu.
— I nie uwierzę — odparłam, pociągając nosem. — Naiwna uwierzyłam ci wcześniej i teraz mam za swoje. Zrobisz wszystko, żeby zniszczyć moje życie, bo zawarłam ten cholerny pakt. Najlepiej od razu mnie zabij, skoro Hyungwon i tak do mnie nie wróci! — wykrzyczałam, następnie rozklejając się na dobre.
Miałam już wszystkiego dość. Wiedziałam, że moje działania i tak pójdą na marne. Nie ważne jak bardzo bym się starała i tak wszystko skończy się niepowodzeniem.
— Przestań krzyczeć — jęknął Wonho, mrużąc oczy. — Musisz mi uwierzyć, że nie miałem z tym nic wspólnego.
Odwróciłam głowę w drugą stronę, unikając jego wzroku.
— Zachowujesz się gorzej, niż małe dziecko — mruknął i chwycił mnie za podbródek, zmuszając, bym spojrzała na niego. — Nie zrobiłbym czegoś takiego. Nie po tym, co ci powiedziałem — dodał, wwiercając się we mnie wzrokiem.
— Puszczaj — wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
— Chyba się nie dogadamy — powiedział, cmokając ustami.
— Nie uwierzę ci już w ani jedno słowo — rzuciłam, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. — Żałuję, że ci współczułam, tego, co niby przeżyłeś. Najwidoczniej zasłużyłeś na los, jaki cię spotkał. I na to, że Hyemi umarła.
W tamtym momencie powinnam była ugryźć się w język. Jednak nie zrobiłam tego.
— Coś ty powiedziała? — syknął, przygważdżając mnie jeszcze mocniej do drzewa.
— To, co słyszałeś. Zasłużyłeś na to wszystko — odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Wonho uśmiechnął się pod nosem, uwalniając mnie z uścisku.
— Proszę bardzo — mruknął, odsuwając się ode mnie o krok. — Zejdź mi z oczu, zanim zmienię zdanie — dodał, przymykając powieki.
Wzięłam głęboki wdech, pocierając bolące nadgarstki. Znów pojawiły się na nich zaczerwienienia. Minęłam blondyna, przeczesując swoje włosy ręką.
— A i jeszcze jedno — zawołał, odwracając się za mną. — Kiedy już zrozumiesz, że nie miałaś racji, nie liczę na przeprosiny. Liczę na to, że następnym razem będziesz w stanie mi zaufać — dodał, smutno się uśmiechając.
Obdarzyłam go po raz ostatni spojrzeniem, odwracając się na pięcie.
Przeszłam kilka kroków, po chwili uświadamiając coś sobie.
— Wonho! — krzyknęłam, odwracając się w jego stronę. Niestety blondyna już nie było.
Yumi miała czerwone oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć dziubaski!
Kto się spodziewał, że dzisiaj pojawi się rozdział?
Nikt :v
I co wy na to?
Jeszcze trochę Wam namieszam, więc nie bądźcie niczego pewni :v
Mam nadzieję, że się Wam spodobało!
Buziaczki!