13

251 61 29
                                    

Myślę, że Yumi pojawiła się z mojego powodu.

— Słucham? — rzuciłam, gromiąc go wzrokiem. — Co ty właśnie powiedziałeś?

Wonho westchnął, przygryzając dolną wargę.

— To z mojego powodu blondyna się tutaj pojawiła — odpowiedział cicho, splatając razem swoje dłonie.

— Możesz mi to wytłumaczyć? — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Jak to z twojego powodu? Mówiłeś, że nie masz z tym nic wspólnego.

— Bo nie mam — warknął, posyłając mi mordercze spojrzenie. — To wszystko przez ciebie! — dodał, przeczesując dłonią swoje włosy, następnie ciągnąc za ich końcówki.

— Przeze mnie? — powtórzyłam po nim, prychając. — Dobre sobie.

Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę okna. Przeze mnie? Czemu niby przybycie Yumi miałoby być moją winą? Oparłam się o ścianę, mierząc blondyna morderczym spojrzeniem.

— Mam przez ciebie same problemy — jęknął, podrywając się do góry. — Jak myślisz, dlaczego zniknąłem? — zapytał, zmierzając w moją stronę. Zaczęłam odczuwać dziwny niepokój.

— Może znowu to moja wina? — sarknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jasne, wszystkie nieszczęścia tego świata to moja wina.

— Bingo — odparł, oblizując wargi. — Moi przełożeni ściągnęli mnie do siebie z twojego powodu.

— Przełożeni? — mruknęłam, pociągając nosem. — Wow, nawet demony mają kogoś nad sobą?

— Jasne, Szatana. Nie wiedziałaś, że jest on demonem najwyższej rangi? — zapytał, robiąc krok w moją stronę.

— Dobrze wiedzieć — powiedziałam, kiwając głową. — Zapamiętam na przyszłość. A teraz do rzeczy. Dlaczego niby z mojego powodu?

Blondyn westchnął, uważnie mi się przyglądając.

— Powiedzmy, że złamałem nasz regulamin demonów — rzucił, chowając ręce do kieszeni.

— To wy macie coś takiego jak regulamin? — zapytałam zdziwiona. — Myślałam, że demony czegoś takiego nie potrzebują. No wiesz, jesteście uosobieniem zła, po co wam zasady.

— Uwierz, że nawet w świecie zła potrzebne są zasady, bo inaczej zapanowałby istny chaos — odparł, uśmiechając się pod nosem.

— Dalej nie rozumiem, dlaczego niby przeze mnie cię tam wezwali — burknęłam, drapiąc się w kark.

— Mamy wiele zasad — kontynuował, wpatrując się w moje oczy. — Nie możemy chaotycznie wprowadzać zmian, musimy je dawkować stopniowo, bez pośpiechu. Zakazane jest ingerowanie życia innych istnień, chyba że jest to ostatecznością — dodał, podchodząc do mnie tak, że dzielił nas dosłownie już tylko jeden krok. — A przede wszystkim, nie możemy zakochiwać się w ludziach — mówiąc to, zniwelował odległość pomiędzy nami, kładąc swoją dłoń na ścianie, tuż obok mojej głowy.

Wstrzymałam oddech, uważnie mu się przyglądając.

— Jak myślisz, którą z zasad mogłem złamać? — zapytał, zbliżając swoją twarz do mojej.

Odwróciłam głowę w drugą stronę, nie chcąc na niego patrzeć. Domyślałam się, jaka mogła być odpowiedź, jednak nie chciałam usłyszeć jej z jego ust.

— Halo, mówię do ciebie — mruknął, łapiąc mnie za podbródek. Następnie obrócił moją głowę tak, że musiałam na niego spojrzeć. Jego tęczówki przybrały kolor głębokiej czerni. Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła.

PactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz