Myślę, że Yumi pojawiła się z mojego powodu.
— Słucham? — rzuciłam, gromiąc go wzrokiem. — Co ty właśnie powiedziałeś?
Wonho westchnął, przygryzając dolną wargę.
— To z mojego powodu blondyna się tutaj pojawiła — odpowiedział cicho, splatając razem swoje dłonie.
— Możesz mi to wytłumaczyć? — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Jak to z twojego powodu? Mówiłeś, że nie masz z tym nic wspólnego.
— Bo nie mam — warknął, posyłając mi mordercze spojrzenie. — To wszystko przez ciebie! — dodał, przeczesując dłonią swoje włosy, następnie ciągnąc za ich końcówki.
— Przeze mnie? — powtórzyłam po nim, prychając. — Dobre sobie.
Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę okna. Przeze mnie? Czemu niby przybycie Yumi miałoby być moją winą? Oparłam się o ścianę, mierząc blondyna morderczym spojrzeniem.
— Mam przez ciebie same problemy — jęknął, podrywając się do góry. — Jak myślisz, dlaczego zniknąłem? — zapytał, zmierzając w moją stronę. Zaczęłam odczuwać dziwny niepokój.
— Może znowu to moja wina? — sarknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jasne, wszystkie nieszczęścia tego świata to moja wina.
— Bingo — odparł, oblizując wargi. — Moi przełożeni ściągnęli mnie do siebie z twojego powodu.
— Przełożeni? — mruknęłam, pociągając nosem. — Wow, nawet demony mają kogoś nad sobą?
— Jasne, Szatana. Nie wiedziałaś, że jest on demonem najwyższej rangi? — zapytał, robiąc krok w moją stronę.
— Dobrze wiedzieć — powiedziałam, kiwając głową. — Zapamiętam na przyszłość. A teraz do rzeczy. Dlaczego niby z mojego powodu?
Blondyn westchnął, uważnie mi się przyglądając.
— Powiedzmy, że złamałem nasz regulamin demonów — rzucił, chowając ręce do kieszeni.
— To wy macie coś takiego jak regulamin? — zapytałam zdziwiona. — Myślałam, że demony czegoś takiego nie potrzebują. No wiesz, jesteście uosobieniem zła, po co wam zasady.
— Uwierz, że nawet w świecie zła potrzebne są zasady, bo inaczej zapanowałby istny chaos — odparł, uśmiechając się pod nosem.
— Dalej nie rozumiem, dlaczego niby przeze mnie cię tam wezwali — burknęłam, drapiąc się w kark.
— Mamy wiele zasad — kontynuował, wpatrując się w moje oczy. — Nie możemy chaotycznie wprowadzać zmian, musimy je dawkować stopniowo, bez pośpiechu. Zakazane jest ingerowanie życia innych istnień, chyba że jest to ostatecznością — dodał, podchodząc do mnie tak, że dzielił nas dosłownie już tylko jeden krok. — A przede wszystkim, nie możemy zakochiwać się w ludziach — mówiąc to, zniwelował odległość pomiędzy nami, kładąc swoją dłoń na ścianie, tuż obok mojej głowy.
Wstrzymałam oddech, uważnie mu się przyglądając.
— Jak myślisz, którą z zasad mogłem złamać? — zapytał, zbliżając swoją twarz do mojej.
Odwróciłam głowę w drugą stronę, nie chcąc na niego patrzeć. Domyślałam się, jaka mogła być odpowiedź, jednak nie chciałam usłyszeć jej z jego ust.
— Halo, mówię do ciebie — mruknął, łapiąc mnie za podbródek. Następnie obrócił moją głowę tak, że musiałam na niego spojrzeć. Jego tęczówki przybrały kolor głębokiej czerni. Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła.