- Pepper? -drgnęłam na dźwięk znajomego głosu, jednak nie odwróciłam się w stronę jego właściciela. Mniej pewnie niż wcześniej chwyciłam kieliszek i wypiła go do dna, po czym poprosiłam o następny. Nie byłam gotowa na spotkanie z nim. Nie dzisiaj. Nie teraz. Nie w tym stanie. Nie powinien mnie tak widzieć.
Idź sobie, idź sobie, idź sobie...
- Pepper - dopiero, gdy Farlan usiadł tuż obok mnie, nie mogłam dłużej udawać, że go nie widzę i nie słyszę. Odwróciłam się w stronę Churcha; nie lubiłam widzieć go zmartwionym, zdenerwowanym, a właśnie taki teraz był. Z jednej strony owszem, cieszyłam się, że jestem dla niego ważna, że coś znaczę w jego życiu, że poświęca dla mnie swój czas, ale z drugiej czułam pewien dyskomfort, iż robi to głównie dlatego, bo musi. Nie tyle, co do końca chce, ale wie, że musi. Bo tylko on z bliskich osób pozostał mi w całych podziemiach.
- Tak, to ja - mruknęłam, starając się ukryć ból i wstyd. Chyba z marnym skutkiem, bo wpatrywał się we mnie jeszcze bardziej intensywnie. W celu uniknięcia jego spojrzenia, wbiłam wzrok w kontaur.
- Widzieliśmy się trzy godziny temu, już się stęskniłeś?
Nie lubiłam tego uczucia, ale nie potrafiłam ani z nim walczyć ani się go pozbyć. Może dlatego, że sprawiało mi masochistyczną przyjemność, może dlatego, że gdyby nie ono czułabym się już kompletnie pusta.
No, może poza jednym, spokrewnionym ze mną wyjątkiem.
Jeszcze całkiem niedawno byłam dość bogata jak na kogoś o moim statusie społecznym w Podziemi. W każdej pracy, jakiej się chwytałam, nie zarabiałam szczególnie dużo, ale potrafiłam oszczędzać. Bo miałam cel.
Podobnie jak większość ludzi tutaj, z powodu stałego braku światła słonecznego, mój ojciec cierpiał na chorobę nóg, która postępowała coraz bardziej, odbierając mu zdolność do pracy i energię do życia. Dosłownie marniał w oczach. Jedyną szansą dla niego na ozdrowienie było wyjście na powierzchnię, jednak nie posiadając odpowiednich funduszy nie miał przed sobą przyszłości. Nie pracował - nie zarabiał. A musiał utrzymywać mnie i moją młodszą siostrę, Victorię.
Po dwóch latach pracowania nawet po czternaście godzin udało mi się zebrać odpowiednią sumę, za którą mogli utrzymać się na powierzchni we dwójkę, ojciec miał też zapewnioną opiekę medyczną. Tylko właśnie. Pieniędzy wystarczyło dla dwóch osób, nie trzech. A ojciec potrzebował pomocy. Więc zostałam tutaj.
Pożegnanie z nimi było ciężkie. Tata prawie płakał, jednak w jego oczach widziałam ulgę, że opuszcza to miejsce. Obiecał, że nie będę musiała się później o nich martwić, gdyż pod pilną opieką zaawansowanego personelu mógł szybciej wyzdrowieć i wrócić do pracy. Byłam oczywiście świadoma, że to nie jest do końca możliwe i tak będę musiała zarabiać dodatkowe pieniądze jeszcze przez jakiś czas, ale przytaknęłam.
Tylko Victoria nie była szczęśliwa. Patrzyła na mnie jak na największe ścierwo świata. Nie miałam jej tego za złe. Przecież ze mną była najbliżej, byłam dla niej siostrą, matką i przyjaciółką, ponieważ gdy mama umarła, była za mała by ją pamiętać, a ojciec z nikim później się nie związał. Teraz zostawiałam ją samą.
Wierzyłam w to, że poradzi sobie na powierzchni i mimo swojego nietuzinkowego charakteru odnajdzie przyjaciół. Miała niewyparzony język, ale była przy tym szczera. Mimo wybuchowości potrafiła w razie wypadku uspokoić się i znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Wierzyłam w nią i chciałam jak najlepiej, w podziemiu nie czekał na nią lepszy los.
A może...tylko mi się wydawało, że chciałam akurat dla nich jak najlepiej? Może po prostu miałam wszystkiego dość i chciałam tu w spokoju zgnić?
CZYTASZ
51 Shades Of Being Piece Of Meat [PL] / ZAWIESZONE
FanfictionSNK characters x OCs CZĘŚĆ I : PEPPER MILLER Pepper Miller, młoda mieszkanka Podziemi Murów, żyje w zasadzie wbrew sobie. Większość zarobionych pieniędzy wydała, by wydostać chorego ojca oraz młodszą siostrę na powierzchnię, resztę zaś konsekwen...