11

1.9K 171 18
                                    

- Wyjaśnisz mi, co się tam tak właściwie stało?
Szliśmy w stronę wyjścia. Dwie godziny w ich towarzystwie sprawiły, że byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed wejściem do baru. Wieczór zaczęłam z kłótnią z siostrami. Skończyłam na bijatyce Duke'a z jednym z olbrzymów, których poznałam wcześniej. Widocznie mieli coś na sumieniu. Gloria - okazała się rudowłosa - wydawała się winna całemu zamieszaniu, a nawet nie kiwnęła palcem w ich kierunku. 
- Masz rację, Duke trochę przesadził. Chłopak będzie miał limo.
- Ty chyba żartujesz - nie dowierzałam w słowa, które właśnie opuściły jego usta. 
Zaczynałam podejrzewać, że zażył coś przed wejściem na scenę. Zachowywał się kompletnie inaczej niż na weselu, czy na przykład w metrze.
W tym momencie marzyłam, być jak najdalej od niego. Jak najdalej od kłopotów, które przyciągał.
- Nie - zatrzymał się w przejściu, torując drogę dwóm kobietom, które wychodziły z lokalu zaraz po nas. Pokazały Harry'emu środkowy palec i na szczęście na tym się tylko skończyło. - Jesteś na mnie zła? Nie planowałem tego, byś stała się świadkiem przemocy. Duke zwykle taki nie bywa. 
- Okej - wcale nie było okej. Ale nie chciałam wdawać się w większe dyskusje. Wystarczyła i ta słodka niewiedza. - To kim oni tak naprawdę dla ciebie są?
Wznowił kroku, doganiając mnie w korytarzu.
- Uwierzysz, jak powiem, że rodziną?
- Zapomnij.
- Masz mnie - zaśmiał się. - Gram z nimi w zespole.

- To mogę zrozumieć.

- Kai gra na gitarze przewodniej, a Duke na perkusji. Gramy razem już dwa lata - wyjaśnił.

- Czyli poniekąd jesteście rodziną.

- Może.

Otworzył drzwi, puszczając mnie przed siebie. Gdy wyszłam na zewnątrz, od razu zrobiło mi się zimniej, ale nie chciałam tego przyznawać. Założyłam rękę na rękę i powoli, w swoim tempie, szłam w stronę postoju taksówek.

- Mogę cię odprowadzić, jeżeli chcesz - chłopak przerwał niezręczną ciszę, która między nami powstała. Spojrzałam na niego. Założył skórzaną kurtkę, która bardzo podkreślała jego umięśnione barki. Na chwilę w moich myślach ukazał się obraz grającego Harry'ego bez koszulki. Jego mięśnie poruszające się przy każdej zmianie akordu i głębszym wdechu, by dalej mógł śpiewać.

Otrząsnęłam się chwilę później, próbując wymazać fantazję jak najszybciej, by Harry nie zauważył, jak pomimo niskiej temperatury zaczynało robić mi się ciepło.

- Nie zabiję cię, czy coś - poprawił futerał gitary, przekładając go do drugiej ręki, przez co musiałam odwrócić wzrok. Wydawało mi się, że potrafił czytać w moich.
Gdy chwilę później nie poczułam jego obecności, spojrzałam w bok, jednak go już tam nie było.
Harry stał kilka kroków za mną, patrząc w okno jakiegoś z mieszkań.

Dzisiejszą noc spokojnie mogłam zaliczyć do najdziwniejszych w życiu. 

Spojrzałam na mieszkanie, na które spoglądał Harry, jednak nie potrafiłam zrozumieć, co znalazł w tym tak interesującego, że aż musiał się zatrzymać. Wokół niego znajdowało się ze sto takich samych.
- Jak będziesz odwalał takie akcje, to nigdzie z tobą więcej nie pójdę - zakomunikowałam.
Od razu po tym odwrócił się w moją stronę, po czym w kilku krokach znalazł się koło mnie.
- To nic takiego. Myślałem, że zauważyłem kota w oknie - minął mnie, idąc dalej. Uznałam więc temat za zamknięty.

Dzisiejsza noc zasługiwała na miano szczególnej pod względem wielu rzeczy. Jedną z nich było niebo, które oświetlały miliony gwiazd. Przez dłuższy czas naszej wędrówki wpatrywaliśmy się w nie w poszukiwaniu szczególnych konstelacji. 
- Widzę swój znak zodiaku.
- Jak? - Harry zaśmiał się, szybko prosząc o wdrążenie go w temat. - Jak go rozpoznałaś?
- To było łatwe. Dziadek pokazywał mi gwiazdy, jak byłam mała. W przeszłości chciałam zostać astronomem. To było moje marzenie - spojrzałam na chodnik, który nadal pokrywały liczne kałuże  po wczorajszej ulewie. Na ich widok jeszcze bardziej zapragnęłam znaleźć się w moim ciepłym i nagrzanym od słońca mieszkaniu.
- Co się z nim stało? - szybko odwróciłam wzrok od ulicy. Znowu utkwiłam wzrok w Harrym, który wyglądał na zainteresowany rozmową.
- Z moim marzeniem? - pokiwał głową, czekając, aż odpowiem. - To tylko fantazja. 
- Dostałem swoją pierwszą gitarę na gwiazdkę, gdy miałem dziesięć lat. Mieszkaliśmy na przeciwko domu handlowego. Całymi dniami tam przesiadywałem. Najbardziej lubiłem dział z instrumentami. 
Uśmiechnęłam się na samą myśl otworzenia się go przede mną. Nie wyglądał na typ człowieka, który chętnie opowiadał historię ze swojego życia. 
- Nie wolałeś chodzić z kolegami na plac zabaw?
Nie chciałam być wścibska, ale Harry nie wydawał się tym przejmować. W zasadzie mogłam stwierdzić, że czekał na pytania. Był bardzo otwarty.
- Nie miałem ich za dużo. Może jednego, ale mieszkał po drugiej stronie miasta. Wychowywałem się na Brooklynie.
To już zdążyłam zauważyć, ale nie chciałam o tym mówić. Przyjaźniłam się z kilkoma dziewczynami z Manhattanu przez to, że ich matki urządzały spotkania z moją mamą. Harry miał inną mentalność od nich. Był niczym świeży kwiat w zwiędłym bukiecie. Polubiłam go za to.
- Ja mieszkałam w Bostonie przez większość mojego życia. Od kilku lat mieszkam dopiero w Nowym Jorku. Podoba mi się to życie.
- Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę - złapał się za głowę. - Uwielbiałem jeździć tam z tatą na mecze. Wasz zespół wymiatał. Do boju Celtowie?*
- Jesteś fanem?
Gdy wspomniał o jego ojcu, ścisnęło mnie w sercu. Wyglądało na to, że miał bardzo dobrą relację z rodziną. Zazdrościłam mu tego.

- Największym - złapał się za klatkę piersiową, jakby przysięgał przed trybunałem. - Moje ulubione kolory to biel i zieleń.

Zaśmiałam się z jego przesadnej mowy. Zauważyłam, że lubił wszystko wyolbrzymiać, na przykład niektóre fakty, bądź dusił je w zarodku. Widocznie był bardzo uczuciowym człowiekiem. 
W końcu był muzykiem.

Rozejrzałam się dokoła, przez co zauważyłam, że prawie doszliśmy do celu. Została jeszcze jedna przecznica, ale stwierdziłam, że to najlepszy czas by pożegnać mojego towarzysza. Nie chciałam, by znał mój adres. Pomimo naszego krótkiego zbliżenia, nadal bardzo mało o sobie wiedzieliśmy. Potrzebowałam więcej szczegółów, by mu zaufać.

- To chyba tu się pożegnamy - stanęłam w pewnym momencie tak, by Harry mógł to zauważyć. Po chwili również stanął. Spojrzał na mnie, po czym rozejrzał się dokoła. Staliśmy pod jedną z moich ulubionych restauracji. Żadnych bloków mieszkalnych.
- Okej.
Nie potrafiłam odczytać jego wyrazu twarzy.
- To...

- Do zobaczenia - pokiwał ręką na pożegnanie i szybko przebiegł na drugą stronę ulicy.
Otworzyłam szerzej oczy, gdy w końcu dotarło do mnie, co się stało. Jak z sekundy na sekundę zmienił się jego wyraz twarzy. Jakby były w nim dwie osoby. Miła i towarzyska, oraz chamska i zimna. 
Niestety musiałam stwierdzić, że pożegnał mnie drugi z nich.

*Celtowie - przydomek drużyny koszykarskiej Boston Celtics.

Chłopak z metra | H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz