35

1.4K 164 88
                                    

Czułam, że jedyne miejsce, które trzymało mnie jeszcze przy życiu, był bar, przed którym właśnie się znajdowałam. Zawsze przychodziłam do niego, gdy walił mi się świat, a alkohol zazwyczaj zwalczał moje poczucie winy i dezorientację światem. W zasadzie był to też jedyny bar w okolicy, który znałam i wiedziałam, którą linią metra dojechać do domu.

Gdy weszłam do środka, neon nad ladą nie był jeszcze włączony, a ilość ludzi przy ladzie łatwo zmieściła by się na jednej ręce. 
Usiadłam na pierwszym krześle, które wydawało mi się czyste i zwróciłam się twarzą w stronę barku. Kolejnym argumentem, czemu wybierałam ten właśnie lokal, znajdował się naprzeciwko mnie. Wariacja alkoholi.
- To znowu ty - usłyszałam przed sobą. Młody chłopak wycierający szklanki, patrzył się na mnie, jakby naprawdę widział mnie kiedyś na oczy. Ciemne włosy zasłaniały mu trochę oczy, ale nadal wyglądał bardzo przystojnie. Poza tym jego koszulka dobrze leżała na jego barkach. Niestety nadal miałam pusto w głowie. 
Możliwości było dużo, jednak nie kojarzyłam jego twarzy, a nie chciałam się jeszcze pomylić, dlatego nie próbowałam nawet zgadywać jego imienia.
- To ja - powiedziałam, kładąc torebkę na stoliku. Nie było tłumu, by ukrywać ją pomiędzy udami. Z drugiej strony nawet nie miałabym jak jej schować przez obcisły materiał, który nadal kaleczył moje biedne ciało. Miałam szczęście, że nie zostałam dłużej na sali. Nie wytrzymałabym tam, czując, jak każdy chociaż raz spojrzał na mnie podczas uroczystości. Tam byłam córką prezesa firmy. Tutaj jedynie desperatką, która przyszła się nachlać. Odpowiadała mi ta druga wersja. - Poproszę whisky z colą.
- Już się robi - zniknął za kontuarem, przechodzą na drugą stronę baru. Przez chwilę miałam nawet okazję, by znowu przeskanować lokal wzrokiem. Pomimo tak wczesnej godziny zauważyłam kilku facetów, sączących piwo w zakamarkach baru. 
Odwróciłam głowę i od razu rzuciły mi się w oczy trzy kanapy zrobione w stylu boksów. Od razu przeniosłam wzrok na coś innego, czując, że jedna szklanka whisky nie pomogłaby mi w przypilnowaniu swoich myśli przed błądzeniem. To tutaj spotkałam Harry'ego po kłótni z siostrami. To tutaj oskarżył mnie o bycie hipokrytką. 
Czy nasza cała znajomość opierała się tylko i wyłącznie na głupim zakładzie z Ethanem?
- Trzymaj. Na koszt firmy - szklanka z brązowym płynem, który uwielbiałam, wylądował pod moimi rękami. Uśmiechnęłam się do tego samego barmana, który zaklinał, że mnie zna. - Jestem wokalistą The Foreign Boys, Ashton.
Zmarszczyłam brwi, ponieważ nazwa tego zespołu, nawet jeżeli ją pamiętałam, nie została w mojej głowie na długi czas. Zaśmiał się, kładąc ścierkę po mojej prawej stronie. Stanął bliżej lady i wychylił się w moją stronę.
- Widziałem, jak obserwowałaś nasz koncert. Myślałem, że nigdy nie wrócisz. - Teraz już wiedziałam, dlaczego jego głos wydawał się taki jedwabny i melodyjny. Ich koncert był niezły.
- Już pamiętam. Jestem Brenda - wzięłam łyk whisky, biorąc ją pomiędzy dłonie. Nadal uważałam, że potrzebowałam słomki, by nie brać zbyt dużej ilości do ust.  - Byliście świetni, jeżeli dobrze pamiętam.
- Dzięki - uśmiechnął się szeroko, kładąc rękę na swoich włosach, po czym kilka razy poprawił swoją grzywkę. Wyglądał jak model. Flirtował ze mną, a ja nie chciałam nawet uśmiechnąć się, by kontynuować zabawę. Nienawidziłam tego, że przez dzisiejszy wieczór prawdopodobnie zostanę do końca życia starą panną z kotami. W zasadzie mieszkanie w pojedynkę bywało czasami nudne. - W takim razie, Brenda, co sprowadza cię o tej porze do baru? W dodatku w takim stroju?
Spojrzałam na swój dekolt, podciągając jedno ramiączko. Prawdą było, że siedziałam w najbardziej niekomfortowej pozie, próbując nie ukazać, co miałam pod sukienką. Musiałam wyglądać jak wygięta strzała. Komiczne.
- Zerwałam się wcześniej z imprezy - wyjaśniłam, przykładając kolejny raz szklankę do ust. Cieszyłam się, że dołożył więcej kostek lodu, przez co drink tak szybko nie stawał się gorący pod temperaturą mojego ciała. - Nie za dobrze się bawiłam.
- Może tutaj się trochę rozerwiesz - zaproponował. Nie wydawało się to jednak być propozycją, wykraczającą poza moje standardy. Był naprawdę przejęty. - O dwudziestej wchodzi pierwszy zespół. Są dobrzy. Musisz ich posłuchać.
Pokiwałam głową. W zasadzie nie miałam nic zaplanowanego na dzisiejszy wieczór. Mogłam poczekać i spróbować się rozerwać, jak wskazał mi Ashton. 
- Pewnie - odparłam. - Mam czas.

Chłopak z metra | H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz