prolog

698 83 10
                                    

Rok później...

Minęło 365 wschodów i 365 zachodów słońca od dnia, w którym zabiłem Markusa, a ja nadal nie zmieniłem zdania i uważałem, że moje czyny były w pełni słuszne. W moim życiu nie działo się zbyt wiele, ale czego mogłem oczekiwać po pobycie w więzieniu. To nie park rozrywki, a raczej szkoła przetrwania — szkoła, w której każdy dzień był grą, ale zdążyłem nauczyć się już jej zasad.

Współwięźniowie pytali dlaczego tu jestem, ale nigdy nie opowiadałem im całej historii. Nie musieli wiedzieć, że zostałem zgwałcony, gdyby się dowiedzieli historia mogłaby się powtórzyć, a to była ostatnia rzecz, której chciałem. Kiedy mówiłem, że zabiłem człowieka, który na to zasłużył, otwierali szeroko oczy. Nie rozumiałem co w tym takiego dziwnego, każdy z nich trafił tu z jakiegoś powodu, oszustwa, kradzieże, napady, morderstwa, ale byli zdziwieni tylko wtedy, kiedy ja o tym mówiłem. Pewnego dnia jeden z nich zdradził mi powód ich zaskoczenia.

— Cene, nikt nie zasługuje na śmierć. Ludzie robią złe rzeczy, popełniają błędy, ale trzeba dać im szansę, żeby mogli je naprawić. Zabijanie, bo ktoś na to zasłużył, nigdy nie było dobrą drogą. Żaden z nas nie robił tego z taką myślą, my pozbywaliśmy się świadków, a ty pozbyłeś się kogoś kto cię zranił, a być może oceniłeś go zbyt pochopnie? — stwierdził.

Nie traktowałem jego słów poważnie. Chciał mnie uczyć jak żyć, a sam był osobą, która w życiu się pogubiła. Może i miał rację, że nikt nie zasługuje na śmierć, ale punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Ciekawe czy gdyby był na moim miejscu myślałby tak samo. Markus nie zasługiwał na dar jakim jest życie, nie miał prawa chodzić po tej ziemi, ale zło zawsze dostawało się do naszego świata. Mała furtka w piekle ciągle była otwarta.

Dawałem sobie tutaj radę, ale była jedna rzecz, z powodu której było mi strasznie przykro. Inni dostawali listy, odwiedzała ich rodzina, przyjaciele, do mnie nie przychodził nikt, co po części nie wydawało się aż tak dziwne. Peter i Domen byli moimi braćmi, ale i ich dopadła moja zemsta, mogli mieć mi to za złe, wypiąć się na mnie, ale przecież byliśmy rodziną, a rodzina wybacza sobie wszystkie świństwa. Oni chyba nie potrafili. Anze był moim jedynym przyjacielem, ale to co kiedyś nas łączyło już nie istniało. Rodzice zapomnieli, że mieli trzech synów. Wymazali mnie ze swojego życia, byłem skazany na samotność.

Kiedy inni pytali czy jestem samotny, odpowiadałem, że tak, bo czy moje życie właśnie takie nie było? Sztuczne przyjaźnie, rodzina, która nie zwracała na mnie uwagi. Teraz byłem wolny. Pozbyłem się wszystkiego co miałem tylko na pozór, wszystkiego co mnie ograniczało. W końcu mogłem stać się kimś, jedyne co mi na to nie pozwalało to kolejne 24 lata siedzenia w zimnej celi.

Tego dnia wydarzyło się coś nietypowego, coś czego się nie spodziewałem. Kiedy strażnik przyniósł listy, miał przy sobie malutką paczuszkę, każdy zastanawiał się do kogo mogła przyjść, a w mojej głowie nawet przez chwilę nie pojawiła się myśl, że to ja mogłem być jej adresatem. Strażnik wręczył mi pudełko do rąk, było otwarte, przecież biorąc pod uwagę kwestię bezpieczeństwa musieli sprawdzić co jest w środku. Dopiero, kiedy wróciłem do celi, którą od kilku dni zajmowałem sam czekając na nowego współwięźnia, dopiero wtedy odważyłem się zajrzeć do środka.

Wewnątrz było siedem listów związanych ozdobną wstążką, każdy z nich miał na sobie numerek od 1 do 7, na kopertach nie pisało nic więcej, ale była do nich dołączona karteczka z wydrukowaną instrukcją. Szybko ją przeczytałem.

"Minął rok od dnia, w którym skończyłeś swoją zemstę, Cene. Pewnie ani razu nie zastanawiałeś się jaki wpływ miały twoje czyny na dalsze losy twoich ofiar. Nigdy nie uważałeś tego za błąd, a raczej konieczność. Potrzebowałeś zemsty, żeby ostatecznie pożegnać się z przeszłością i my to rozumiemy, ale musisz wiedzieć, że każdy z nas popełnia błędy, może i ty je popełniłeś. Listy wszystko ci wyjaśnią, czytaj je według kolejności w jakiej je ponumerowaliśmy. Może, kiedy je przeczytasz zrozumiesz, że każdy medal ma dwie strony."

Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi, ale skoro te kartki papieru z nabazgranymi słowami miały mi przynieść odpowiedź, od razu zabrałem się za ich czytanie. Ciekawość zwyciężyła. Przede mną była długa noc, pełna zaskoczeń i prawd, które niespodziewanie wdarły się w moje życie. 

skrucha nadchodzi o świcie ~ c.prevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz