Joyce w szkole nie miała powodzenia. Dla chłopaków z klasy była zbyt dziwna i skryta, a oni dla niej zbyt dziecinni i bezmyślni. Czasami bywali jacyś w pensjonacie, więc będąc małą dziewczynką lubiła się z nimi bawić, ale im była starsza tym rzadziej spotykała kogoś z kim mogłaby naprawdę dobrze spędzać czas. Jednak podczas wakacji zdarzało się jej być nie raz podrywaną. Parę razy była również na randkach, ale na każdej z nich po jakimś czasie okazywało się, że ani ona ani ten chłopak nie mają już sobie nic więcej do powiedzenia.
Dziewczyna nie uważała siebie za brzydką, ale zdawała sobie sprawę, że jednak rożni się od innych nastolatek w swojej szkole. Może dlatego nie cieszyła się tam zbytnią popularnością. W małej egzotycznej miejscowości jej brązowo-rude włosy i zielone oczy przyciągały wzrok każdego mężczyzny. Jej figura też była nie zła, dziewczyna mogła się pochwalić odpowiednimi okrągłościami w odpowiednich miejscach. Nogi i brzuch miała szczupłe, ramiona drobne. Miała bardzo jasną skórę, więc wychodząc z domu bez grubej warstwy kremu do opalania wracała spalona. Nigdy nie umiała opalić się na brązowo. Po kontakcie ze słońcem jej skóra była albo czerwona albo po paru dniach zaczynała schodzić.
Z opalaniem wiązały się też inne problemy. Odkąd Cindy umarła na raka skóry Charlie, wręcz obsesyjnie unikał słońca i pod tym względem wykazywał się dużą nadopiekuńczością. Kiedy Joyce wychodziła z domu, czasami nawet nie pytał, gdzie idzie albo o której wróci, ale czy na pewno posmarowała się kremem i czy nałożyła dostatecznie dużą warstwę - oraz czy wzięła go ze sobą. Także zwracał uwagę na jej pieprzyki, (które dziewczyna miała dosyć sporo) ciągle kazał jej je kontrolować albo samemu się im przyglądał. Dziewczynę czasami irytowała jego nadopiekuńczość, ale zdawała sobie sprawę z czego ona wynika. Cindy miała identycznie bladą skórę - prawie przezroczystą. Jakby nie ciemny kolor włosów można by pomyśleć, że była albinoską. A w wieku dwudziestu paru lat zachorowała na raka.
Joyce wyszła rano trochę za późno, więc szła bardzo szybko. Musiała pomóc tacie posprzątać pokoje dla gości - tego dnia przyjeżdżało starsze małżeństwo i para z małą dziewczynką. Później długo stała przy szafie i nie wiedziała, co ma ubrać. W końcu zdecydowała się na dżinsowe krótkie spodenki i zwykłą szara koszulkę na ramiączkach. Do torebki zgarnęła krem do opalania i wybiegła z domku.
- Gdzie się tak śpieszysz? - Zawołał za nią tata, robiąc coś w ogródku pod domem.
- Jestem umówiona - odkrzyknęła dziewczyna.
Do zejścia na plażę przy którym miała się spotkać z Noah było około 1 mili. Dziewczyna darowała sobie pójście po piasku i poszła wzdłuż wydm, podziwiając widoki na zatokę. Kiedy prawie doszła do zejścia zobaczyła, że Noah już tam jest. Na jego widok musiała na chwilę zwolnić i uspokoić oddech oraz bicie serca. Była trochę zestresowana.
- Cześć! - Zawołał Noah na jej widok. - Myślałem, że pójdziesz z tamtej strony. - I wskazał ręką na plażę.
- Śpieszyłam się, bo wyszłam z domu trochę za późno. A po piasku się trochę niewygodnie idzie.
- Mówiłaś coś wczoraj o sprzątaniu pokojów. Prowadzisz pensjonat?
- Tak, z moim ojcem.
- To może się gdzieś przejdziemy? Jadłaś śniadanie?
- Jadłam. Ale możemy przejść się później na jakieś lody.
- A to gdzie idziemy najpierw?
- A jak daleko chcesz iść? Bolinas jest naprawdę nudne, ale możemy się przejść w stronę mojego pensjonatu. Zobaczysz jak wygląda tamta część miasta. Później możemy skoczyć na jakieś lody i na plażę.
- Bardzo chętnie się przejdę. Lubię spacery.
- Ja też.
Czując się trochę nieręcznie Joyce ruszyła pierwsza w stronę z jakiej dopiero przyszła.
- Długo jesteście w Bolinas? - Zapytała.
- Przyjechaliśmy dwa dni temu wieczorem. Ciężko było do was trafić. Trochę śmieliśmy się z rodzicami, bo jak mówiliśmy znajomym, że jedziemy do ,,Grand Hotelu" wszyscy myśleli, że to takie luksusowe miejsce, 5 gwiazdek itp... A to nawet nie przypomina hotelu. Są to zwykłe pokoje do wynajęcia za jakimś sklepem.
- Uroki Bolinas. Tutaj trudno o luksusy. Ludzie, którzy tu przyjeżdżają bardziej muszą pragnąć ciszy niż jakichkolwiek atrakcji kiedy indziej zanudzą się na śmierć. Albo uciekną po paru dniach.
- Rodzice właśnie chcieli wybrać jakieś ciche miejsce i spędzić trochę czasu na plaży. W sumie nie chciałem z nimi jechać, ale być może to będą nasze okazje wspólne wakacje tylko w czwórkę. Więc pojechałem.
- Jak długo zamierzacie zostać?
- Najpierw na jakieś 3 tygodnie. Sprawdzamy to miejsce. Rodzice rozglądają się za domkiem letniskowym nad zatokę, więc padło na zwiedzenie Bolinas. Jeśli coś znajdą to być może zostaniemy tutaj na dłużej. Nie mam i tak żadnych innych planów na wakacje.
- Ludzie odwiedzający Bolinas najczęściej albo spędzają tutaj koło tygodnia albo prawie całe wakacje. Do tej drugiej grupy należą ludzie z miasta, którzy są naprawdę spragnieni spokoju i jacyś surferzy. Normalnym rodzinom po jakimś czasie zaczyna się jednak nudzić. Nie ma tu zbyt wielu rzeczy do roboty.
- Ale jednak lubisz tą miejscowość - Noah uważnie przyglądał się Joyce.
- Bardzo lubię. Wychowałam się tutaj. Znam każde drzewo i każdą ścieżkę. Uwielbiam pobliski las i zatokę. Kocham plażę i piasek. No i bardzo lubię samotność. Potrafię spędzać sama godziny na łonie natury. Jestem wtedy najszczęśliwsza.
- Tak mi się w sumie wydawało. W sensie wiesz... Że ludzie z Bolinas muszą lubić samotność, ciszę i spokój.
- Dużo moich znajomych chce stąd uciec do miasta.
- A ty?
- Nie wyobrażam sobie zostawienie mojego ojca samego w pensjonacie.
- Właściwie to nie pytałem... Ile masz lat?
- 17. A ty?
- Oo serio?! To jesteś w moim wieku.
Szli drogą, którą Joyce przyszła. Noah co jakiś czas zatrzymywał się, żeby zrobić zdjęcia. Ładne widoki robiły na nim wrażenie. Joyce bała się, że chłopaka zirytuje spacer tak właściwie donikąd. Ale - pocieszała się w myślach - w Bolinas naprawdę nie ma nic zbytnio interesującego. Może mu jedynie pokazać miasteczko, a to właśnie robi.
Rozmawiało im się zaskakująco dobrze. A przynajmniej takie wrażenie odnosiła Joyce. Przy chłopaku czuła się dosyć pewnie. Widziała, że ją uważnie słucha i nawet jak powie coś głupiego to jej nie wyśmieje. Nawet jak nie zgodzi się z jakąś jej myślą to potraktuje ją poważnie. Rozmawiając doszli do pensjonatu.
- Tutaj właśnie mieszkam - powiedziała Joyce.
- Dużo tutaj macie pokoi? - Chłopak z zainteresowaniem przyglądał się małemu domkowi.
- W sumie 7. Na parterze jest kuchnia i salon. Tam też śpi mój tata. Oprócz tego są pokoje 2 i 3 osobowe. Na pierwszym piętrze są 3 i 4 osobowe oraz mój pokój. Łazienkę mam wspólną z tatą na parterze. Pensjonat nie jest zbyt duży, ale przytulny. Jak chcesz mogę ci kiedyś pokazać, jak wygląda w środku.
- Bardzo chętnie.
- To co? Teraz idziemy na lody?
- Jasne!
Najpierw kupili lody w budce a później poszli z nimi usiąść na wydmy. Jedząc dalej ze sobą rozmawiali.
- Chyba nie zapytałam nawet skąd jesteś.
- Urodziłem się w Australii... pewnie tego domyślałaś się po moim śmiesznym akcencie.
- Nie jest śmieszny! - Zaprotestowała Joyce. ,,Jest całkiem słodki" dodała w myślach. - Ale faktycznie zwróciłam na niego uwagę.
- Mieszkałem tam 7 lat, ale później przeprowadziliśmy się do Sacramento... Tam właśnie aktualnie mieszkam.
- Nigdy tam nie byłam. Ładne miasto?
- Całkiem ładne. Dosyć duże i w sumie typowo amerykańskie. Jak dla mnie nic szczególnego, ale może być. Mieszkamy w wysoki apartamentowcu, więc mamy bardzo ładny widok. Blisko mojego liceum.
- Wybierasz się na studia?
- Taki mam plan. Tylko nie jestem pewien na jakie.
- Ja z jednej strony bym chciała, ale z drugiej to może być problem... Boję się zostawiać ojca samego.
- Nie wygodniej byłoby mu się w ciągu roku przeprowadzić do Mill Valley?
- Myślę, że tak. Zresztą mi pewnie też. Ale tak kochamy to miejsce, że nie chcemy stąd wyjeżdżać.
Kiedy zjedli lody poszli na plażę. Świeciło słońce, ale temperatura była zbyt niska, żeby Joyce skusiła się na kąpiel. Usiedli więc po prostu na piasku i rozmawiali dalej.
Noah opowiedział jej o dorastaniu w dużym mieście, a Joyce o więzi jaką czuła ze swoją małą nadmorską miejscowością. Wspominali szkołę i nauczycieli. Dziewczyna po paru godzinach spędzonych z chłopakiem mogła już mniej więcej nakreślić jego charakter. Przede wszystkim Noah sprawiał wrażenie jakby zawsze wiedział, czego chce. Chodził do dobrej szkoły, uczył się dobrze, musiał więc być inteligentny. Był też - co bardzo podobało się na ogół cichej Joyce - dosyć gadatliwy i z dużą otwartością dzielił się swoimi przemyśleniami, dzięki czemu również dziewczyna czuła się pewnie w jego towarzystwie. Sprawiał wrażenie uczciwego i godnego zaufania chłopaka. Podobał jej się sposób w jaki na nią patrzył i uwagą z jaką ją słuchał.
Po jakimś czasie chłopak oznajmił, że musi wracać do hotelu.
- Zrobiło się już późno - zauważył. - Rodzice mogą zacząć się martwić. No i wypadałoby coś zjeść.
Dziewczyna z emocji wywołanych spacerem i pogaduszkami nawet nie myślała o jedzeniu, ale kiedy chłopak o tym wspomniał również poczuła głód.
- Odprowadzę cię!
- Nie, nie to ja cię powinienem odprowadzić Joyce. - Chłopak wyjął telefon komórkowy z kieszeni spodni. - Umówię się z rodzicami na mieście, więc nie będę miał daleko. Odprowadzę cię pod pensjonat.
- Dzięki - odparła dziewczyna znowu trochę się zawstydzając.
Kiedy doszli pod pensjonat Joyce nie była pewna jak się pożegnać. Właściwie nie chciała tego robić, miała olbrzymią nadzieję, że spotkają się ponownie.
- Dzięki za dzisiejszy dzień - powiedział Noah. - Mam nadzieję, że będziesz miała czas znowu wybrać się kiedyś na jakiś spacer? Albo na lunch?
- Prawie wszystkie pokoje są już zapełnione. Nie mam zbyt wiele do roboty - odparła Joyce. - Możemy się widzieć, kiedy chcesz.
- To może lunch jutro?
- Brzmi dobrze - uśmiechnęła się dziewczyna.
- To spotkamy się tam, gdzie dzisiaj? O której? 14?
- Okej.
- To do jutra Joyce - chłopak uścisnął dziewczynę na powitanie. Joyce lekko zażenowana odwzajemniła uścisk.
- Do jutra Noah - uśmiechnęła się.Dziewczyna weszła po schodkach pod drzwi. Chłopak zaczekał przy furtce, aż zamknie je za sobą. Dopiero wtedy oddalił się drogą. Joyce weszła do domku i obserwowała go przez okno w przedpokoju. Czuła jak ogarnia ją olbrzymie szczęście. Już nie mogła się doczekać następnego dnia. Nigdy wakacje nie zapowiadały się ciekawiej.
Kolejny rozdział. Dajcie znać, czy się podoba i czy choć trochę wciąga ;) ,,Wytykanie" błędów też mile widziane ;) Pozdrawiam!
CZYTASZ
Lato na piasku
RomanceMieszkająca w małej nadmorskiej miejscowości Joyce poznaje chłopaka, który przyjechał z rodziną na wakacje. Bardzo szybko pojawia się między nimi uczucie. Mogą pojawiać się sceny +18