Prolog

5.6K 147 21
                                    

Nie jest dobrze. Niemcy zaatakowali Londyn. Moi rodzice mają jeszcze więcej pracy niż zwykle- pracują w szpitalu. Wiele osób rannych, wiele martwych... Ludzie to bestie. Wywołują bezsensowne wojny, a potem się dziwią. Moja mama po nocnej zmianie wróciła zmęczona, a tato- jeszcze nie wrócił. Jest bardzo dobrym lekarzem, ale boję się, że oboje się przepracują. Matka przyszła do mojego pokoju i spokojnym głosem rzekła:
-Skarbie, wstawaj i pakuj się. Jedziesz na wieś do lady Pulchritudo. Pociąg już nie długo, a ty jeszcze śpisz?
Lady Pulchritudo? Mam jechać do domu kobiety której nie znam? Nawet jej nazwiska nie umiem powiedzieć! Dlaczego moja mama mówi mi to teraz? Miałam tyle pytań, ale bombardowanie znów się zaczęło. Na szczęście zdążyłyśmy dobiec do schronu. Teraz o tatę bałam się jeszcze bardziej. A co jak mu się coś stało?
-Poradzi sobie. Wiem to- mama jakby czytała w moich myślach. Do schronu zdążyłam jeszcze zabrać jedną z najcenniejszych dla mnie rzeczy- zdjęcie moich rodziców i mnie. Szczęśliwych. Przytuliłam zdjęcie do piersi, po czym wtuliłam się w mamę. Gdy wyszłyśmy ze schronu, zobaczyłam coś, od czego zakuło mnie serce. Mój dom w płomieniach. Jak dobrze, że wzięłam to zdjęcie.

Byłam tuż przy schronie, gdy nagle przypomniałam sobie o nim. Pobiegłam do domu nie zważając na wybuchy i krzyki matki. Teraz tylko to się liczyło. Złapałam ramkę ze zdjęciem i na moje nieszczęście bomba uderzyła tak blisko mnie, że siła wybuchu zwaliła mnie z nóg. Mama podbiegła do mnie i wzięła na ręce. Zaniosła do schronu. Ciekawe, czy ktoś też jest tak nie rozsądny jak ja?

Na stacji rodzice wręczyli mi bilet i mały kufer.
-Tu są twoje rzeczy, które ocalały. Nie jest ich niestety dużo, lecz twój pokój przetrwał w najlepszym stanie. Nie zgub biletu, dziecko- rodzice oboje mnie przytulili. Rozległ się sygnał, iż mam wsiadać do pociągu. Pożegnałam się z rodzicami i weszłam do pojazdu. Tłum był ogromny, przez co przewróciłam się. Wstałam i stanęłam tam, gdzie było najwięcej wolnego miejsca. Zobaczyłam małą dziewczynkę która zapytała się mnie:
-Jak masz na imię? Ja jestem Łucja.
-Ja nazywam się Luna- odpowiedziałam do małej.
-Do kogo jedziesz? Bo my do profesora Kirke.
- My?
-Tak, mam jeszcze siostrę i dwóch braci.
-Pozdrówcie ode mnie profesora proszę. To przyjaciel mojej rodziny. To on załatwił mi wyjazd do Lady Pulchritudo. Z tego co wiem, będziemy sąsiadkami.
-To świetnie! Jak chcesz usiądź ze mną w przedziale.
-Wybacz, ale muszę przemyśleć parę spraw w samotności. Do zobaczenia
Pożegnałam się z dziewczynką. Jest naprawdę sympatyczna. Zobaczyłam wolny przedział do którego weszłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie zawiadowca.
-Proszę wysiadać! Ostatnia stacja!
Chwyciłam moje bagaże i wyszłam z pociągu. Na stacji zobaczyłam Łucję i chyba jej rodzeństwo. Mała już chciała mnie z nimi poznać, lecz przyjechało po mnie auto. Lady Pulchritudo okazała się być zajęta, więc teraz jej nie poznałam. Zostałam sama z służkami. Jedna z nich tłumaczyła mi zasady jakie tu panują, lecz nie słuchałam. Moją uwagę przykuło dziwne okno. Był dzień, a tam wyraźnie było widać księżyc, gwiazdy i mrok nocy.
-....I NIE WOLNO WCHODZIĆ DO POKOJU Z OKNEM!- wrzasnęła służka. Zaprowadziła mnie do pokoju i kazała mi iść spać. Chciałam wykonać polecenie, bo czułam się senna, lecz nie było mi to dane. Te okno mnie przyciągało. Jakby jakaś magiczna siła... Postanowiłam, że pójdę tam gdy wszyscy będą spali. Jeszcze zobaczę, co tam się kryje...

*******
Witam! To moja pierwsza publikowana seria~ Mam nadzieję, że się spodobało. Za wszystkie możliwe błędy przepraszam.

Rozdział zedytowany, w razie jakiś błędów proszę napisać w komentarzu ;)

Witamy w NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz