1

4.1K 151 22
                                    

Jest już północ,  wszyscy powinni być w łóżkach. Obiecałam sobie, że zbadam w miarę możliwości to tajemnicze okno. Zapaliłam świeczkę, która była jedynym źródłem światła i uchyliłam drzwi. Wszystkie inne światła pogaszone, czyli wszyscy powinni już spać. Wyszłam szybko na korytarz. Nie do końca zapamiętałam drogę do okna,  ale wiem że było na końcu któregoś korytarzu na parterze. Musiałam zejść na dół. Przeszłam zaledwie kilka schodków,  i szybko musiałam schować się za kotarą. Gosposia weszła do mojego pokoju, aby zobaczyć czy śpię. Na szczęście pod kołdrę wepchnęłam kilka dużych poduszek, by wyglądało na to że skulona śpię pod kołdrą. Zmylona gosposia zamknęła drzwi do mojej sypialni i ruszyła w kierunku swojej. Udało się! Ponownie ruszyłam w kierunku drzwi,  za którymi kryje się okno.
-Witaj kochana- szepnął tajemniczy głos. Potwornie się przestraszyłam, ale powstrzymałam się od krzyku.
Za mną stała piękna kobieta.
-Lady Pulchritudo?- zapytałam nie pewnie.
-Zgadza się. Domyślam się, iż podążasz w stronę tego okna?
-Przepraszam bardzo...
-Dobrze wiem,  że przyciąga swą tajemniczością. Nie musisz przepraszać za swą ciekawość, moja droga. A teraz radzę ci zbadać to okno w najbliższym czasie, gdyż Madame Stultitia (czyli gosposia ~autorka) patroluje posiadłość w godzinach 2-3 nad ranem- i odeszła tak cicho jak przyszła. Usłyszałam jeszcze:
-W lewo,  potem przez długość korytarzu i ostatnie drzwi na prawo. Powodzenia- usłyszałam głos kobiety.
  Powodzenia?  Przecież ja tylko chcę zobaczyć co kryje to dziwne okno... No dobrze, nie ma się co teraz przejmować, mam sprawę do załatwienia i coraz mniej czasu. Pobiegłam drogą wskazaną przez Lady Pulchritudo i po krótkiej chwili znalazłam się przed ogromnymi drzwiami. Chwyciłam za klamkę, drzwi były otwarte. Weszłam do pokoju, i zamknęłam drzwi. Podeszłam do okna. Za nim ukazała się duża... Latarnia? Za oknem padał śnieg, wszystko było zaśnieżone. To zdecydowanie jest co najmniej dziwne. Otworzyłam okno i zerwał się bardzo silny wiatr. Był tak silny, że porwał mnie ze sobą. Wypadłam przez okno. Nic mi się nie stało, gdyż wylądowałam na czymś miękkim. Okno przez które przyszłam, znikło. Ściany budynku nie było za mną.
Już nie jestem na terenie posiadłości Lady Pulchritudo. Jestem w... Właśnie, gdzie ja jestem?
Poczułam ból z tyłu głowy. Musiałam jednak o coś uderzyć. Z miejsca uderzenia zaczęła lać się krew. Ogarnęła mnie ciemność.

Poczułam, że ktoś rzuca mną o ziemię. Nie ukrywam, kość ogonowa ucierpiała, lecz przez to najbardziej boli mnie głowa. Znów leje się krew.
-Wstawaj!- krzyknął oschle jakiś głos.
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam... Elfa?  Albo skrzata? A może karła? Nie, to raczej nie elf,  nie ma tych charakterystycznych uszów.  Ale to chyba nie był skrzat.
-Kim jesteś?- zapytałam.
-Jeśli nie widzisz, to jestem karłem- powiedział z irytacją w głosie.
-A czy mogłabym wiedzieć, gdzie się znajduję?
-Jak to gdzie?  W Narnii,  w zamku Pani Samotnych wysp, Pani...
-Cicho siedź, głupi! Skoro ona nic nie wie, być może jest Córką Ewy. Rusz się, idziemy do Białej Czarownicy- powiedział wilk. Zaraz, mówiące zwierzę? Czy zwariowałam? A może za dużo krwi straciłam?
Wstałam i ruszyłam za wilkiem.
-Jak mogłeś przyjść sam?!- usłyszałam krzyk mrożący krew w żyłach.
-A-ale oni tu są. Z-znaczy w Narnii. U bobrów- odpowiedział wystraszony głos.
-Ach, czyli był z ciebie jakiś pożytek. Mały. A wy,  wyruszać na polowanie.
  Z komnaty wybiegła swora wilków. Jeden z nich wprowadził mnie do komnaty.
-Pani, ja... -zaczął wilk,  lecz nie dane było mu dokończyć.
-Pokaż Edmundowi jego komnatę. Nasz gość jest głodny- uśmiechnęła się wrednie do swojego sługi i bruneta. Karzeł wziął za rękę chłopca nazwanego Edmundem i wyprowadził go z komnaty uśmiechając się okropnie.
-Czego chciałeś, Futrzasty?- zapytała Wiedźma.
-Ale ja się nazywam...- i znów przerwano biednemu wilkowi.
-Milcz! Czego chciałeś?!- zapytała zdenerwowana kobieta.
-To jest Córka Ewy.
-Ewy? Och, ciekawe. Jak masz na imię, złotko?- zapytała mnie. Jej przesłodzony głos nie świadczył o niczym dobrym. Podeszła do mnie bliżej, a ja poczułam jak moje tęczówki, których kolor jest nie określony (wiele kolorów jest pomieszanych) właśnie zmieniają swój kolor na czerwony. Miałam tak od urodzenia, lecz moi rodzice nie uważali tego za jakieś niezwykłe. Nie zwracali na to uwagi.
-Brązowe włosy, wysoka jak na 10 lat, dziwne oczy- szeptała do siebie kobieta- to nie możliwe... Luna... Straże! Do lochu z nią!  Futrzasty,  pilnuj jej. Od tego zależy twoje życie.
  Było mi żal biednego wilka. Robił tylko to, co musiał, a jeden błąd mógł decydować o jego życiu. Zaprowadził mnie do lochu, włożył mi kajdany i przypiął je do ściany. Smutnym wzrokiem spojrzał na mnie i zamknął drzwi. Gdyby nie te głupie oczy nie siedziałabym tu! 
-Twoje oczy... One są czerwone... - osoba dzieląca ze mną celę wystraszyła się nie na żarty. Spojrzałam i zobaczyłam tego samego chłopaka, który został nazwanym Edmundem.
-Jest tak zawsze. Gdy się denerwuję są czerwone.
-A-a dlaczego jesteś zdenerwowana?- Edmund był przerażony.
-Bo to przez zmianę koloru oczu tu siedzę. Nie musisz się mnie bać. Jestem Luna Fortis- przywitałam się z chłopakiem.
-Edmund Pevensie.
-Jesteś bratem Łucji?
-Tak. Jest tu, w Narnii.
-Nic niej nie jest?- zapytał pół-mężczyzna i pół-kozioł.
-Tego nie wiem- odpowiedział smutnym głosem Edmund.
-Jestem Tumnus, faun- powiedział do mnie. Do lochu weszła kobieta. Przypomniałam sobie, że ta kobieta ma na imię Jadis. Wiedźma zapytała:
-Wiesz za co tu siedzisz, faunie?  On- Czarownica wskazała na Edmunda- wydał cię za słodycze- powiedziała zimnym głosem.
-Interesuje cię los Córki Ewy?  Nie jakiej Łucji? Więc pora na ciebie. Zabrać go! A ty- złapała bruneta za kołnierz- kłamałeś. Nie ma ich u bobrów. Gdzie są?! 
-Nie wiem!  Poszłem szybciej do twojego zamku!- krzyknął z zaniepokojeniem- Teraz wiem że to był błąd- dodał ciszej.
-Coś ty powiedział?!- Czarownica krzyczała w niebogłosy, ale brunet nie interesował się tym zbytnio. Wiedźma rzuciła nim o ziemię i podeszła do mnie.
-Luna, tak dawno cię nie widziałam. A teraz gadaj,  co wiesz o Aslanie- ostatnie słowo wręcz wypluła.
-Aslanie?- zapytałam zdziwiona. Słyszałam już gdzieś to imię, lecz nie wiedziałam do kogo ono należy.
-Nie udawaj głupiej!  Gadaj natychmiast!
-Ja nic o nim nie wiem!
-A więc to tak... No dobrze, będziesz pięknym posągiem do mej kolekcji.
-Nie waż się jej tknąć!- wtrącił się Edmund. Czarownica tylko uderzyła chłopaka. Po chwili i ja zostałam uderzona.
-Na nic się nie przydasz, złotko. Zabrać ją!- od jej krzyku bolą uszy.
-Czekaj!  Aslan pojawi się przy Kamiennym Stole.
-No proszę, chłopak,  który zdradził rodzinę, bronił dziewczyny. Ciekawe. Posiedzicie tu sobie, a niedługo zabiorę was na... Wycieczkę- uśmiechnęła się złowieszczo i wyszła.
-Dlaczego to zrobiłeś?  Czemu mi pomogłeś?- zapytałam chłopaka.
-Nie mogłem siedzieć bezczynnie.
  Od tego zaczęła się nasza przyjaźń.

Przepraszam za wszelkie możliwe błędy. Jest tu dużo słów (samo opowiadanie- ponad 1070 słów) więc błędy mogą się niestety pojawić.

Witamy w NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz