× Rozdział 7 ×

941 60 8
                                    

- Gdzie idziemy? - zapytałam Carla idąc za nim w coraz większą trawę przy ogrodzeniu.
- Tędy - odpowiedział po chwili wchodząc na pierwszy stopień drabiny.
- Na ogrodzenie? Możemy?
- Oj no dawaj!

Po krótkim zastanowieniu, postawiłam stopę na szczeblu i sprawnie weszłam za chłopakiem.
Kiedy  na górę, zastałam go stojącego z rękoma za głową, powoli wypuszczającego powietrze z ust

- Coś się stało? - spytałam
- Sama zobacz - odparł wskazując palcem za ogrodzenie - Coraz więcej ich się tu zbiera... Nie daj Boże, któregoś dnia sztywni zniszczą płot, a wtedy...
- Nawet tak nie myśl - ucięłam - Nie byłabym w stanie znieść skutków takich wydarzeń...

Usiadłam w budce przeznaczonej dla osoby strzegącej naszej osady.

- Gdzie nasz snajper? - odpaliłam.
- Jaki snajper?
- No strażnik naszej osady?
- Aa... Tara miała nim teraz być, ale chciała pobyć trochę z Olivią, która swoją drogą kiepsko się trzyma... Nie potrafi znieść widoku tych wszystkich trupów szwendających się wszędzie... Z resztą, nikt nie może... Ale właśnie dlatego tu jesteśmy! Zastępujemy Tarę niczym strażnicy Teksasu! - zaśmiał się.

Miał uroczy śmiech

- Chcesz coś do picia? Mamy tu... chwilę - zaczął grzebać w szafce - sok pomidorowy - oboje się skrzywiliśmy - i wodę.
- Mm, bogaty asortyment! - zażartowałam - wodę poproszę.
Rzucił we mnie butelką, a ja w ostatniej chwili ją złapałam.
- Niezły refleks - zauważył.
- Wie... - nie dokończyłam, gdyż dopiero w trakcie mówienia zorientowałam się, ze już mam wodę w ustach.
Tak, oblałam się.
- Haha, jezu, Angeles - zaczął się ze mnie śmiać.
- Ygh, to nieźle - starałam się strzepać z siebie wodę.
Wtem złapał mnie za rękę.
- To nic nie da. - patrzył na mnie tymi niebieskimi oczyma. Czułam jakby czas się zatrzymał. Musiałam się jednak otrząsnąć, prawie go nie znam, jestem pośród potworów, które nie wiadomo skąd się wzięły, nie wiem co się stało z moimi rodzicami, a ja udaje jakbym przechadzała się po łące, z pięknym chłopcem u boku.
- To zwykła woda? - zapytałam sprawiając, ze to Carl lekko się oddalił.
- Tak, raczej tak, czekaj - sięgnął po butelkę, którą przed chwilą za mnie zakręcił i począł czytać etykietkę - Kurde, to smakowa, będziesz się lepić. - zrobiłam zniesmaczoną minę.
- O, świetnie - burknęłam.
- Wiesz, możemy przejść się do mojego domu, na pewno coś zostało po... po mamie.
- Ou.. - zerknął w dół, więc też zniżyłam wzrok. - Przykro mi, jeżeli to jakiś problem to..
- Nie, co ty, możemy iść - rzekł trochę zasmucony i szybko wstał. - Zaprowadzę Cię.
Wstałam i ja. Wyszliśmy z 'bazy strażnika' i skierowaliśmy się ku drabinie. Wtem spotkaliśmy Tarę.
- Dzieciaki, co wy tu robicie? - spytała wyraźnie zaskoczona.
- Przecież nam po... - dostałam kuksańca w bok.
- Mój tata powiedział mi, żebym chwilę popatrzył na sytuację i ocenił jak z ogrodzeniem. - powiedział Carl.

Czyli Tara nie wiedziała o naszej obecności.

- Przecież mógł mi o tym powiedzieć, to bym - zaczęła Tara
- Miał zamiar, ale nie mógł Cię znaleźć - mówił to tak wiarygodnie, że gdybym nie wiedziała, sama bym się na to nabrała.
- A, no dobra. - powiedziała i nas minęła.

- To ona nie wie? - zagadnęłam, gdy już siedziała w budce.
- Cóż...

- Dzieciaki, czemu ty jest tak mokro?!

Natychmiast pobiegliśmy do drabiny.

Angel with a shotgun {Carl Grimes}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz