× Rozdział 3 ×

1.4K 69 91
                                    

- Masz już wszystko? - spytał zniecierpliwiony.
- Jejku, Nico, poczekaj, jeszcze pare rzeczy - krzyknęłam do przyjaciela stojącego na korytarzu.
- No dobra, ale pośpiesz się, nim się obejrzysz, oni mogą tu przyjść.
- Oni? - spytałam na chwilę zaprzestając pakowania moich przedmiotów.
- Sztywni.
-Oh, ok - odpowiedziałam i powróciłam do wykonywanej przedtem czynności.

Spojrzałam na komodę i ujrzałam na niej zdjęcie mojej rodziny.
Ja, Abigail i rodzice.
Uśmiechnęłam się, po czym wyjęłam zdjęcie z ozdobnej ramki i wsadziłam do mojego plecaka.

- Dobra, jestem gotowa! - poinformowałam Nico.

Odpowiedziała mi cisza.

- Nicolas?! - wrzasnęłam i wybiegłam na korytarz.

Ledwo przekroczyłam próg pokoju, a ten wyskoczył na mnie, śmiejąc się i mało nie przewracając.

- Tak Ci jest do śmiechu? Myślałam, że coś Ci się stało! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie
- Nie bój nic, mi by się coś stało? - wskazał palcem na siebie i zaczął cofać się do wyjścia z mojego domu. - Chodź, nie ma na co czekać!

Kierowaliśmy się w stronę domu Nicolasa, jednak ten po ostatniej prostej postanowił skręcić w lewo zamiast w prawo.

- Ej Nico! Mieszkasz w drugą stronę! - krzyknęłam, a właściwie krzyknęłam szeptem zaczepiając go.
- A co będziesz jadła? Idziemy po jedzenie. Jak myślisz, stoi ktoś za kasą? - zaśmiał się ukazując szereg jego białych zębów.

Znałam ten sklep, jego sprzedawczyni mieszkała w bloku obok. Często kupowałam tu pączki.

- Idź w prawo, ja pójdę w lewo - szepnął mój przyjaciel. - Tylko bądź ostrożna. - pokiwałam głową idąc w wyznaczoną przez chłopaka stronę.

Starałam poruszać się powoli i bezszelestnie trzymając nóż przed sobą, ale wiedziałam, że jak coś mnie zaatakuje to i tak nie będę miała szans. Nigdy nie korzystałam z noża w ten sposób.

Starałam się znaleźć na dziale z puszkami, bo te zazwyczaj miały najdłuższą datę ważności i trafiłam. Spakowałam do plecaka 4 puszki znalezione gdzieś pod szafką. Najwyraźniej ktoś już zdążył splądrować te miejsce. Następnie udałam się na dział z wodą.
Dwie butelki wody i puszka Coca-Coli.
Całkiem nieźle. Zapełniłam tym ostatnie wolne miejsca w moim plecaku i wyruszyłam na poszukiwanie Nicolasa.

Obeszłam chyba cały sklep, a po nim nadal ani śladu.

Może jest na zapleczu?

Zaczęłam szukać drzwi z napisem 'TYLKO DLA PERSONELU'
i po aż 2 minutowych poszukiwaniach je odnalazłam. Lekko uchyliłam owe wrota i znalazłam się w środku. Nicolas stał przodem do jakiejś tablicy korkowej.

- Nico? Wszystko okej? - dotknęłam jego ramienia, a ten odwrócił się, odskakując jak poparzony.
- Ona wiedziała
- Co? - zapytałam zbita z tropu.
- Pani Everwood, sprzedawczyni i właścicielka tego sklepu, wiedziała o epidemie od 6 tygodni, a dalej jednak z uśmiechem na ustach sprzedawała rano bułki. Nie mogła ostrzec przed tym? Spójrz tylko. - machnął do mnie ręką, abym podeszła do tablicy, na której poprzyczepiane były różne obrazki oraz mapa, a na niej zaznaczona trasa do jakiegoś miejsca podpisanego na czerwono. - Już dawno obmyśliła plan ucieczki z Atlanty zanim to coś by się tu przedostało. Była zawsze krok przed nami. Musiała mieć coś wspólnego z rządem... - nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie pewną rozmowę z panią Everwood. Rozmawiałyśmy wtedy o tym jak to jej mąż nigdy nie ma dla niej czasu, a ona tak go kocha...
- Jej mąż był kimś ważnym w rządzie. Nie pamiętam dokładnie, ale mówiła mi, że jakby chciała to mogłaby nie pracować, gdyż pozwalała jej na to wysoka pensja jej męża, rządowego, ale ona uwielbiała ten swój mały dobytek w postaci tego sklepiku.
- Myślisz, że udała się do Azylu? - wskazał palcem na mapę, a dokładnie na miejsce zaznaczone czerwonym kółkiem.
- Możliwe

Nagle zza drzwi obok dobiegł nas odgłos warczenia.

- Pora stąd spadać - powiedział mój towarzysz i pobiegliśmy w stronę wyjścia.

Na zewnątrz szwędało się paru sztywnych, a my nie zamierzaliśmy się z nimi rozprawiać, więc od razu skręciliśmy w stronę domu Nico.
Biegłam bardzo szybko, aby tylko nie zgubić przyjaciela. Byliśmy prawie przed domem, gdy dostrzegłam grupkę zombie zmierzających w moją stronę.

- Nico, sztywni! - krzyknęłam, a ten spojrzał na mnie przez ramię dalej biegnąc.
Wtem jego noga wpadła do dziury, jak się później okazało, kanalizacyjnej*, a on sam runął na ziemię.

- Jezu Nicolas, nic Ci nie jest?!
- Moja noga... Ona utknęła.

Spojrzałam na nią zaniepokojonym wzrokiem i chwyciłam ją. Próbowałam w jakiś sposób poluzować kratki, jednak nic to nie dało. Musiałabym odciąć Nicolasowi nogę.

- Nicolas tego nie da się wyjąć - krzyknęłam spanikowana patrząc na zbliżające się stado zgnilców.
- Spróbuj, proszę Cię

Próbowałam, więc jeszcze raz i jeszcze raz, ale nie przynosiło to żadnych rezultatów.

- Angeles?

Spojrzałam na niego, zmęczonego próbami wydostania nogi z krat.

- Uciekaj.
- Nicolas, błagam, nie rób mi tego
- Uciekaj! -  powtórzył, ale znacznie głośniej.
- Ale ja Cię tu nie zostawię, one Cię rozszarpią! - zawyłam.
- Jak tu zostaniesz zginiemy oboje - spojrzał na mnie srogo. - Trzymaj - podał mi swoją broń - Bądź silna Aniołku. Kocham Cię. Proszę uważaj na siebie i... uciekaj! - krzyknął kiedy zauważył, że stado jest już przy nas.
Wstałam, spojrzałam na niego ostatni raz i uciekłam.

Po raz kolejny uciekałam, zostawiając kogoś na pastwę tych bestii.

Biegłam tak szybko jak mogłam i po krótkim czasie dotarłam do mojego obecnego miejsca zamieszkania.
Wchodząc do środka, od razu zabarykadowałam drzwi kanapą oraz krzesłem i zsunęłam się obok po ścianie płacząc.

Czemu on, a nie ja?
Dlaczego znowu kogoś tracę?

Te pytania nie dawały mi spokoju.
Patrzyłam tępo w ścianę już nie płacząc, bo co by mi to dało?

Muszę być silna.

✖✖✖✖✖

Chyba ktoś umarł, ups...
Co sądzicie o jego śmierci? Mi trochę przykro, ale cóż, to była idealna okazja XD
Do zoba! 💋

*Chodzi o te takie dziury, na które nałożone są metalowe kraty, nie wiem jak to wytłumaczyć, są na uliczkach często xd

Angel with a shotgun {Carl Grimes}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz