(perspektywa Chloe)
Wrzesień-czyli początek nowego roku szkolnego. Kto by pomyślał, że wakacje skończą się aż tak szybko. Bawiłam się wprost bajecznie! Czas spędzony na podróżach po całym świecie, pokazach mody, koncertach...ale przede wszystkim...Moja ukochana sesja zdjęciowa, która już niedługo trafi na okładki najlepszych czasopism modowych! Może nawet trafię do jednego magazynu z Adrienkiem!!! Ach! Byłoby cudownie!
-Panienko Chloe-powiedziała po cichu pokojówka, wchodząc wolnym krokiem do mojego pokoju, przy okazji bezczelnie wybudzając mnie z moich przepięknych marzeń-już pora na wstanie! Chyba nie chce się panienka spóźnić się już pierwszego dnia szkoły.
Wzięłam pozłacany budzik, który leżał na szafce nocnej i rzuciłam w stronę drzwi, gdzie stała pokojówka (niestety jej nie trafiłam):
-WYJDŹ Z MOJEGO POKOJU LINDO! JAK CI NIE WSTYD WYBUDZAĆ MNIE ZMOIC PIĘKNYCH MARZEŃ! SAMA DECYDUJĘ O TYM KIEDY I GDZIE SIĘ Z NICH WYBUDZAM! NIKT, ALE TO NIKT NIE MA PRAWA ROBIĆ TEGO ZA MNIE!!!
-Prze-przepraszam...Za-zapomniałam-
-ZAPOMNIAŁAŚ?! ILE RAZY MAM CI TO JESZCZE POWTÓRZYĆ?! ŻADNEGO WCHODZENIA DO MOJEGO POKOJU BEZ POZWOLENIA!!! JESTEŚ JAKAŚ GŁUCHA CZY GŁUPIA?!
-Przepraszam panienko...Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy-
-OBIECUJESZ?! OBIECYWAĆ TYMI SWOIMI ŻAŁOSNYMI OCZKAMI TO TY MOŻESZ MOJEMU OJCU! A TERAZ WYNOŚ SIĘ STĄD ZANIM WYRZUCĘ CIĘ NA PRÓG!!!
Linda wyszła z mojego pokoju dużo szybszymi krokiem niż weszła, miała lekko zaszklone oczy. Heh...Dobrze jej tak! Ludzie którzy nie znają zasad panujących w tym domu zasługują na to żeby płakać dniami i nocami! Nie mam pojęcia dlaczego tatuś ją zatrudnił...Mam wrażenie, że przy zatrudnianiu jej chyba patrzył bardziej na wygląd, niż na inteligencję...To prawda, że jej długie, czarne włosy, brązowe oczy, opalona cera i dobrze zbudowana sylwetka mogłyby oślepić niejednego głupca, ale czy to możliwe...Czy mój tata mógłby należeć do takich ludzi...Ehhh! Kogo to obchodzi?! Nawet gdyby się w niej zakochał nigdy by mi o tym nie powiedział! On nigdy mi o niczym nie mówi! Więc w zasadzie...czym ja się przejmuje?!
Wstałam i usiadłam na łóżku, rozejrzałam się po pokoju:
-No cóż...chyba i tak nie opłaca mi się tutaj dłużej leżeć-powiedziałam do siebie-czas się wziąć za siebie!
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej sukienkę, którą dostałam od jednego z najlepszych projektantów mody na świecie, podczas pokazu w Londynie...Zaraz...Jak on się nazywał?...Eh! Kogo to interesuje? Ważne, że będę wyglądać w niej bosko! Adrienek będzie zachwycony! Do tego firmowe buty na koturnie...Chwila...Gdzie one...Aha! Tutaj są!
Przejrzałam się w lustrze. Niebieska sukienka do kolan z grubymi falbankami u dołu i kilkoma fioletowymi kokardkami zdobiącymi spódnicę sukienki, razem z błękitnymi butami na koturnie wyglądały na mnie po prostu...FANTASTYCZNIE! Teraz jeszcze tylko fryzura...Jak zwykle spięłam moje śliczne, złote włosy w kitkę, tak żeby wszyscy widzieli kto jest królową szkoły! Kitkę przewiązałam błękitną kokardką. Ah! Gdyby lustro potrafiło mówić, pewnie powiedziało by coś w stylu "Ah, Chloe! Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym, wielkim świecie!". To przynajmniej chciałabym usłyszeć...Inaczej bym je potłukła.
Gdy już byłam gotowa, podeszłam do drzwi i zobaczyłam budzik, którym przed chwilą rzuciłam...Miał rozbitą szybkę i pod wpływem wstrząsu najwyraźniej wykrzywił mu się tył i wypadła jedna z baterii.
-Niech to szlak...Całkiem ładny był ten budzik...I drogi...Nawet go lubiłam-powiedziałam do siebie w myślach-No cóż...On chyba też pójdzie na półkę...
(W mojej szafie miałam specjalną półkę na górze, w której trzymałam rzeczy, zepsute w wyniku moich przypływów złości). Weszłam na krzesło i próbowałam je zdjąć. Leżało na samym końcu półki.
-Och! No dalej! Kto je położył tak daleko?!-powiedziałam ze złością, wpychając rękę coraz głębiej w głąb szafy.
Nagle...TRZASK! Półka się załamała, a ponieważ się o nią opierałam...Cóż...Spadłam w dół razem z nią...Nawet krzesło nie mogło mnie wtedy uratować. Uderzyłam się w głowę i w kolano, z pudełka wysypała się cała zawartość.
-Ałaaa! Ale booliii! Wiedziałam, że nie warto było kupować tej szafy! Te meble są takie denne, że prędzej, czy później by się rozwaliły! Wszystko w tym domu jest beznadziejne! Dlaczego nawet meble mnie tutaj NIE SZANUJĄ!!!
Już miałam zamiar się rozpłakać, kiedy moje serce nagle się zatrzymało i poczułam bolesne ukłucie w klatce piersiowej...W tym pudełku...Zobaczyłam coś...Coś czego chciałam unikać przez te wszystkie lata...Dlaczego? Dlaczego po tym wszystkim to tak po prostu do mnie wraca? To wspomnienie...To tak bardzo bolesne wspomnienie...Podniosłam z podłogi leżącą obok pudełka, pękniętą ramkę na zdjęcie, a w niej...Heh...Poczułam jak dwie, wielkie łzy zaczynają spływać mi po policzkach...
-Mamo...-powiedziałam cicho do siebie
W ramce zobaczyłam zdjęcie kobiety, przytulającej czule swoją małą córeczkę. Obydwie miały żółte sukienki w czarne paski. Dziewczynka miała pięć lat, długie, rozpuszczone blond włosy, niebieskie oczy i prześliczny uśmiech. Kobieta miała podobnie jak jej córka niebieskie oczy, oraz blond włosy, jednak w odróżnieniu do niej krótkie, do ramion. Jedno z jej oczu było charakterystycznie przymknięte. Miała bajeczny uśmiech, pełen radości i szczęścia. Z tyłu widniał napis, napisany czarnym piórem i piękną kaligrafią:
"Cler i Chloe-mama i córka-najlepsze przyjaciółki na wieki wieków". Łzy płynące mi po policzkach poleciały na zdjęcie, prosto na twarz kobiety. Wyjęłam zdjęcie z ramki i włożyłam do kieszonki w sukience. Spuściłam głowę i przykryłam twarz dłońmi, zaczęłam płakać.
-Mama nie byłaby ze mnie dumna-powiedziałam do siebie-jestem okropną osobą...
Nagle usłyszałam trzask garnka na dole. Co się tam znowu dzieje?! Czy ja nawet nie mogę się rozpłakać w spokoju?!
Pobiegłam na dół, żeby sprawdzić co się dzieję. Oczywiście mój kucharz jak zwykle wywalił jedną z potraw na podłogę...O matko...Jakim cudem on jeszcze u nas pracuje? Chociaż właściwie...Mam to gdzieś...Na ten moment bardzo mało mnie obchodzi co robią nasi pracownicy...
Weszłam do kuchni. Wspomniany wcześniej kucharz popatrzył na mnie przestraszonym wzrokiem, tak jakbym miała go zaraz zabić. Przeszłam obok niego obojętnie bez słowa.
-P-panienko?-powiedział do mnie-czy-czy coś się stało?
Odwróciłam się do niego i objęłam go moim pustym wzrokiem, w którym mieszały się emocje takie jak smutek, obojętność i złość.
-Nic mi nie jest-powiedziałam spokojnym głosem, po czym odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych.
-Panienko Chloe! A śniadanie?-zawołał
-Obejdzie się...-odpowiedziałam tak, obojętnie jak tylko mogłam.
Wyszłam z domu i zaczęłam iść w stronę szkoły. To chyba mój pierwszy raz kiedy nie jadę tam limuzyną...i kiedy idę tam bez towarzystwa Sabriny...Jestem ciekawa, czy ona w ogóle wie o tym, że idę dzisiaj do szkoły sama...Albo czy to ją w ogóle interesuje...Albo czy one w ogóle dzisiaj idzie do szkoły...Z tego co wiem, powinna już być po powrocie z wyjazdu, ale może się mylę...Kto wie...Cóż...
Szłam przez drogę, zastanawiając się co mnie czeka w szkole. Pewnie znowu zirytuję Adriena, który i tak mnie nie znosi, pokłócę się z Marinette, obrócę wszystkich przeciwko sobie-Ehhh...Zapowiada się "wspaniały" dzień! Brakuje jeszcze tylko wypadku samochodowego...Zastanawia mnie, dlaczego nagle zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem?...Mam na myśli...Nie robiłam tego od bardzo dawna...Dlaczego robię to dopiero teraz?
Wyciągnęłam z kieszonki zdjęcie, które znalazłam dziś rano.
-Mamo-pomyślałam-Gdzie jesteś?
Przytuliłam zdjęcie do klatki piersiowej, łza spłynęła mi po policzku. Wydawałoby się, że resztę drogi do szkoły przejdę w depresyjnym stanie, kiedy nagle...
-ZATRZYMAĆ GO! NIECH KTOŚ COŚ ZROBI!
Huh? Co? Ktoś krzyczał?
Odwróciłam się, i zobaczyłam mężczyznę biegnącego z małą skrzyneczką w rękach. Za nim ledwo biegł, opadając z sił niski staruszek z bródką, siwymi włosami, z drewnianą laską i w czerwonej koszuli z wzorkiem białych liści. Staruszek upadł, mężczyzna ze skrzyneczką biegł dalej.
-ZA-ZATRZYMAJCIE GO!-krzyknął staruszek ledwo dysząc-PROSZĘ! NIE POZWÓLCIE MU UCIEC!
Naprawdę nikt nie zamierza zareagować? W tym momencie coś we mnie pękło. Od razu udałam się w pogoń za złodziejem. Matko, ale jest szybki...A ja muszę wyglądać strasznie komicznie, biegnąc w tej sukience...
Minęliśmy szkołę (mam nadzieję, że nikt z moich "znajomych" mnie nie zauważył). Przebiegliśmy kilka uliczek, i skręciliśmy w jedną bez wyjścia. Schowałam się za jednym z grubszych słupów, chyba pomyślał, że go zgubiłam. Mężczyzna wszedł na jedno zagięcie w murze i zaczął się wspinać. Teraz jest moja szansa! Podeszłam po cichu i pociągnęłam go za bluzkę w celu przyciągnięcia uwagi.
-He? Co?-powiedział mężczyzna spuszczając na mnie wzrok.
W tym momencie trysnęłam mu porządną porcję lakieru do włosów w oczy. Mężczyzna jęknął z bólu i padł na ziemię, wypuszczając z rąk malutką, czarną skrzyneczkę z czerwonymi wzorkami. Podniosłam ją i przykułam go do ziemi kolanami.
-A to mój drogi jest najlepszy dowód na to, że złodziejstwo NIGDY nie popłaca!-powiedziałam, poprawiając sobie włosy w filmowym stylu.
Zdjęłam kokardę, która ozdabiała moją kitkę, i przywiązałam małego złodziejaszka do jednego z słupów.
-I nawet nie myśl o ucieczce. Ta kokarda jest zrobiona z jednego z najlepszych, najdroższych i najmocniejszych materiałów. Próba wyrwania się z mojej "pułapki" będzie wręcz śmieszna.
Spojrzałam na buteleczkę od lakieru do włosów i powiedziałam do siebie z dumą:
-I kto mi teraz powie, że nie warto brać takiego sprzętu do szkoły? No kto?
Co za dziwne uczucie...Czuje się...Szczęśliwa, ale...W trochę inny sposób...Co to może być?...Satysfakcja? Hmmm...
-Bardzo ci dziękuję-ktoś nagle się odezwał.
Odwróciłam się.
Zaraz...Rozpoznaję ten głos.
Odwróciłam się, za mną stał ten sam staruszek, który wcześniej wołał o pomoc. Jakim cudem dotarł tutaj tak szybko?
-Em...Ehh...N-nie ma za co! Eeee...Mam nadzieję, że jakoś się przydałam! Hehe!
Wszystkie negatywne emocje nagle ze mnie zeszły.
-Co w ogóle jest w tej skrzyneczce, że komuś zależało na ukradnięciu jej?-zapytałam staruszka-Pytam z ciekawości...
Staruszek uśmiechnął się i popatrzył na mnie radosnym wzrokiem:
-Chciałabyś się przekonać?
W tym momencie usłyszałam dzwonek dobiegający ze szkoły. Już tak późno? Spojrzałam na zegarek. OJ TAK! JEST MASAKRYCZNIE PÓŹNO! Muszę biec!
-Bardzo pana przepraszam, ale muszę się spieszyć. Zadzwoni pan po policję, tak? Cieszę się, że mogłam pomóc! Do widzenia!
Podałam mu szybko skrzyneczkę i pobiegłam tak szybko jak mogłam w stronę szkoły. Gdy weszłam do środka korytarz był już pusty, wszyscy weszli do klas. Nie wierzę! Spóźniłam się już pierwszego dnia!
Podeszłam do drzwi od klasy i położyłam rękę na klamce.
-No cóż-pomyślałam sobie-niezręczne wejście do klasy czas zacząć.
Otworzyłam drzwi i weszłam wolnym krokiem do sali. Tak jak myślałam, wszyscy wlepili we mnie wzrok, usłyszałam cichy szept, który rozległ się po klasie. Wyglądałam beznadziejnie: sukienka pognieciona, buty zdarte, fryzura rozwalona...Chociaż w sumie...Tyle się dzisiaj wydarzyło, że jestem w stanie to zignorować.
-Chloe Bourgeois...Spóźniona-powiedziała nauczycielka, wpisując mi spóźnienie do dziennika.
Coś było nie tak...Miałam wrażenie, że mówiła i wpisywała to z lekkim strachem w oczach, ręce jej się trzęsły. Czyżby...Czyżby bała mi się wpisać spóźnienie? W sumie nie dziwię jej się...Normalnie pewnie bym wypaliła z jakimś tekstem typu "dopilnuję, żeby tatuś cię zwolnił, i bla, bla, bla...". Nie dzisiaj...Może to czas na nowy rozdział...Może to czas, żeby zachować się tak jak moja mama by chciała...Może to czas...żeby...coś zmienić...
-Bardzo przepraszam panno Bustier!-powiedziałam, kłaniając się w stronę nauczycielki, jak to mają w zwyczaju robić postacie z anime.
Nauczycielce aż wypadł długopis z ręki, rozszerzyła oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Rozejrzałam się po klasie, wszyscy zrobili niesamowicie dziwne miny (tak dziwne, że aż zabawne), wzrok był wlepiony oczywiście we mnie. Ledwo powstrzymałam śmiech, kiedy zobaczyłam minę Marinette i Adriena...OMG! Tego wzroku nie da się z niczym porówniać! Ja nie mogę! Hahahahah! Zdziwienie? Szok? Strach? Nie mam pojęcia, ale tego ich wzroku nie zapomnę do końca życia! O matko! Hahahahah!!!
-Słucham?!-powiedziała donośnym głosem pani Bustier, patrząc mi prosto w oczy.-Nie przesłyszałam się?!
-Bardzo przepraszam pani Bustier-powtórzyłam-przepraszam za spóźnienie. Czy teraz już mogę usiąść?
-Eh...T-tak...Siadaj...
Pomaszerowałam w stronę ławki i usiadłam. Pani Bustier skończyła wpisywać mi spóźnienie.
Spojrzałam na siedzenie obok mnie.
-Sabriny dzisiaj nie ma w szkole? To dziwne...Tak dobrze się uczy...Pierwszy dzień był zawsze dla niej tym najważniejszym...Co mogło się stać?-pomyślałam sobie.
Poczułam na siebie wzrok innych uczniów, a w szczególności Marinette...Zgaduję, że cała ta sytuacja mogła być dla nich wszystkich ciężkim szokiem (albo to tylko moje odczucie). Tak, czy inaczej, muszę zapytać kogoś co się stało z Sabriną. Może jeszcze nie wróciła z wakacji...Albo jest chora...Albo zaspała...W sumie...To sama nie wiem...
Lekcja minęła spokojnie ale dość szybko. Gdy zadzwonił dzwonek wstałam i od razu podeszłam do nauczycielki, nawet nie zwracając uwagi na to co robią inni...
-Em...Przepraszam? Panno Bustier?
-Oh! Eh! Eee! Chloe! Słucham? O co chodzi?
-Czy wie może pani co się stało z Sabriną? Nie przyszła dzisiaj do szkoły?
-Martwisz się o przyjaciółkę, co? Też nie wiem co się stało. Nie dostałam żadnych informacji o niej. Może mogłabyś do niej zadzwonić?
-Chciałabym, ale zostawiłam telefon w domu.
-W takim razie zadzwoń jak wrócisz. Chyba nie masz problemów z połączeniem w domu, co?
-N-no tak...Ale proszę pani...Ja...Ja muszę dowiedzieć się teraz...
Nagle poczułam z tylu rękę na ramieniu.
-Możesz skorzystać z mojego telefonu jeśli chcesz.
Odwróciłam się tak szybko jak to było możliwe. Co?! Marinette?! Tak! To Marinette, w towarzystwie Alyi! Wspaniale! Teraz będę mogła zadzwonić! Zaraz...Marinette proponuje mi pomoc? I to jeszcze razem z Alyą? Coś tu nie gra...
-Ehh...Chloe?-powiedziała Merinette, wymachując mi dłonią przed twarzą.
-Wszystko w porządku dziewczyno-dodała Alya
Nagle się ocknęłam. To moja szansa żeby dowiedzieć się co się stało z Sabriną. Po co robić, tą rozmowę jeszcze bardziej niezręczną?
-Ah! Sory dziewczyny! Straciłam na chwilę kontakt z rzeczywistością! Heheh...
Marinette i Alya uśmiechnęły się. Z jakiegoś powodu...Poczułam dziwne ciepło w środku. Marinette podała mi telefon. Podziękowałam i wystukałam numer Sabriny.
Jeden sygnał
Drugi sygnał
Trzeci sygnał
"Przepraszamy. Numer do którego dzwonisz jest teraz niedostępny".
-Nie to szlag...-powiedziałam po cichu.
-Sabrina nie odbiera?-zapytała Marinette
-Niestety nie...Zastanawiam się co się mogło stać.-odpowiedziałam
-Może spróbujesz zadzwonić z mojegotelefonu?-zapytała Alya, po czym zaczęła przeszukiwać swój plecak.
Złapałam Alyę delikatnie za ramię, dając jej znak żeby przestała grzebać w torbie.
-To nie jest kwestia telefonu. Ale dzięki. Chyba po prostu ją dzisiaj odwiedzę.
Marinette i Alya spojrzała na siebie porozumiewawczym wzrokiem.
-Chcesz żebyśmy poszły z tobą?-zapytała Marinette.
-W grupie w końcu zawsze raźniej-powiedziała Alya.
Uśmiechnęłam się i wychodząc z sali powiedziałam:
-Jesteście bardzo miłe dziewczyny, ale poradzę sobie. Jeszcze raz dzięki za pomoc!
-Nie ma za co!-zawołały jednocześnie.
Wyszłam z klasy prosto na zatłoczony korytarz. Ponieważ dzisiaj był pierwszy dzień, była tylko jedna lekcja związana z (cytuję) "organizacją zajęć w tym roku szkolnym". Wszyscy szykowali się do wyjścia. Już miałam zacząć iść w stronę drzwi wyjściowych, kiedy niedaleko zobaczyłam Adriena w towarzystwie Nino. Momentalnie się wtedy odwróciłam i pobiegłam w stronę drzwi bocznych. Wolę z nim teraz nie rozmawiać...Właściwie...Może będzie lepiej jeśli będziemy się unikać przez jakiś czas...Tak...Tak chyba będzie po prostu lepiej...Poza tym...Mój szofer mnie nie zauważy, i nie będę musiała wracać do domu limuzyną...Tak! To najlepsze rozwiązanie!
Wyszłam ze szkoły. Wyjście boczne prowadziło na boisko, i całe szczęście było otwarte. Poczekałam kilka minut aż większość ludzi rozejdzie się do domów. W końcu zaczęłam kroczyć w stronę swojego domu. Na szczęście nie spotkałam po drodze nikogo znajomego.
-Nareszcie dotarłam-powiedziałam do siebie po cichu-przez ten upał droga wydłuża się coraz bardziej i bardziej.
Weszłam do domu. Hmmm...To dziwne...Linda zwykle o tej godzinie pomaga w przygotowywaniu jadalni na obiad...
-Przepraszam-zagadałam do jednego z kucharzy-czy orientuje się pan, gdzie jest Pani Linda?
-Wyszła wcześniej z pracy panienko...Coś mówiła, że źle się czuje...Chyba coś w tym stylu...Cóż...Panienka wybaczy, ale muszę wracać do roboty.
-A-ale kiedy to było?
-Rano...Niedługo po tym jak panienka wyszła do szkoły.
-Aha...-westchnęłam ze smutkiem.
Kucharz wrócił do robienia obiadu.
To moja wina. To przez tą aferę, którą rozpętałam dziś rano...Linda to taka dobra dziewczyna...Nie zasługuje na takie traktowanie...Może, gdy będę wracać od Sabriny kupię jej coś fajnego...Hmmm...Ah! Czekoladki! Czekoladki zawsze są dobre na pogodzenie spraw...Mam nadzieję, że nie ma na nie uczulenia. Muszę ją przeprosić.
Pobiegłam na górę. Po drodze wpadłam no mojego lokaja.
-Dokąd się panienka tak spieszy?
-Em...Muszę odłożyć kilka rzeczy i...Eh...wziąć kilka rzeczy...
-A panienka się dokądś wybiera?
-Ee...Tak! Do przyjaciółki! I muszę się spieszyć! Także...Porozmawiamy później! Do zobaczenia!
Pobiegłam w stronę pokoju. Z daleka usłyszałam wołanie lokaja:
-Tylko niech się panienka na obiad nie spóźni!
-Jasne! Nie ma problemu!-zawołałam salutując. Lokaj się uśmiechnął i zaczął schodzić po schodach na dół.
Weszłam do pokoju i odłożyłam plecak. Poprawiłam fryzurę, ułożyłam sukienkę i zmieniłam moje niebieskie koturny na czarne lakierki z różyczką. Dobrałam torebkę i włożyłam do niej pieniądze, za które planowałam kupić wcześniej wspomniane czekoladki dla Pani Lindy. Już miałam wychodzić, kiedy nagle zobaczyłam coś dziwnego na moim biurku...
-Huh? Co? Co to jest?
Wzięłam do ręki małą, czarną skrzyneczkę z czerwonymi wzorkami.
-Zaraz...Chwila...-powiedziałam do siebie-Rozpoznaję tą skrzyneczkę...Przecież to ta sama, która została ukradziona temu staruszkowi...Ale...Co ona tutaj robi?
Wtedy przypomniała mi się ostatnia wymiana zdań pamiętny mną, a owym staruszkiem:
"--Co w ogóle jest w tej skrzyneczce, że komuś zależało na ukradnięciu jej?-zapytałam staruszka-Pytam z ciekawości...
Staruszek uśmiechnął się i popatrzył na mnie radosnym wzrokiem:
-Chciałabyś się przekonać?"
Serce zaczęło mi nagle szybciej bić. Uczucie podobne do tego, kiedy znalazłam moje stare zdjęcie, ale...dużo przyjemniejsze...Czy ten staruszek chciał mi coś przekazać? Dlaczego oddał mi tą skrzyneczkę, skoro tak bardzo mu zależało na odebraniu jej złodziejowi? Zaraz...Jak on w ogóle się tutaj dostał i odstawił ją w moim pokoju? Nikt mi nie mówił o tym, że miałam gościa...Ehhh...Co takiego ważnego tam jest?
Otworzyłam skrzyneczkę. W środku znajdował się malutki, żółto-czarny grzebyczek stylizowany na kształt pszczoły.
-Huh? Co? Grzebyk? Dlaczego-
Nagle nad grzebaniem rozbłysła ogromna, żółta kula światła. Ze strachu upuściłam skrzyneczkę razem z grzebykiem w środku.
-C-c-c-c-co?!!!! Co to w imieniu całego dobra i zła na całym, wielkim świecie jest?! Czy to demon?! Ten staruszek przysłał demona, żeby ukarać mnie za moje złe czyny, prawda?!-mówiłam do siebie w szoku, strachu i panice.-Ja przepraszam! Ja się zmienię! Nie chcę umierać! Przepraszam!
Kula światła zaczęła się zmniejszać.
-Czy...Czy moja prośba została wysłuchana?-pomyślałam, lekko się uspokajając.
Kiedy światło zaczęło znikać, wyłoniła się z niego mała, dziwna istotka o malutkim tułowiu, rączkach, nóżkach i ogólnie wszystkim poniżej głowy, oraz głowie znacznie większej od reszty ciała. Tułowie miała żółte, lekko włochate przy szyi, gładkie w reszcie, z czymś co przypomina schowane żądło ozdobione dwoma czarnymi paseczkami (tylko żądło posiadało paseczki na tułowiu). Rączki i nóżki miała czarne, a głowę żółtą z czarnymi paskami u góry oraz czarnymi czułkami. Na powiekach miała coś granatowego, przypominającego mocny makijaż.
Moje emocje szaleństwa właśnie wróciły:
CO. TO. JEST?!
"Istotka ze skrzyneczki" otworzyła oczy i spojrzała się na mnie z uśmiechem.
-Witaj Chloe-powiedziała
-Ty umiesz mówić?! I...Ty-ty znasz moje imię?
-Oczywiście, że tak. Kwami musi znać imię swojego nowego posiadacza.
-Kwami? Nowego posiadacza? Kim ty jesteś?! Mam bardzo wiele pytań!
-Nazywam się Pollen. Chloe, zostałaś wybrana na nową bohaterkę Paryża! Twoja nowa tożsamość to od teraz Queen Bee (królowa pszczół)!
-J-ja? Bohaterką? Jesteś pewna?C.D.N
CZYTASZ
Miraculum pszczoły-Bo każdy zasługuje na drugą szansę
Fanfiction"Czy osoba która przez tyle lat trzymała w sobie emocje takie jak smutek, żal, złość i tęsknota, i zmieniła się w kogoś zupełnie innego, kogoś kto był 'tym złym' przez tyle lat, kogoś kto był wredny, samolubny i okropny dla innych, nawet tych najbli...