Rozdział II-"Pierwsza transformacja"

255 26 5
                                    

-Kim jesteś?! Nie...raczej...Cz-czym jesteś?! Skąd się tu wzięłaś?! Zostaw mnie! Ja nie chcę umierać!
Pobiegłam w drugi koniec pokoju i schowałam się za szafą. Pollen poleciała za mną i zbliżyła się do mojej twarzy:
-Chloe...Nie masz żadnego powodu do strachu-
-Żadnego powodu?! Ty chyba żartujesz! Zdajesz sobie sprawę z tego, że ludziom takim jak ja zwykle nie objawiają się takie..."stworzonka ze skrzyneczki" prawda?! Powtarzam po raz kolejny: KIM TY JESTEŚ?! PO CO TU PRZYSZŁAŚ?!
Pollen skrzywiła twarz i związała rączki w geście pogardy:
-Uhhh..."Stworzonka ze skrzyneczki"? Wypraszam sobie! Nie po to asystowałam przez tysiące lat bohaterom z różnych części świata, żeby zostać nazwaną w ten sposób!
Przybliżyła się jeszcze bardziej i złapała mnie za kosmyk włosów:
-Powinnaś lepiej się wyrażać jeśli mamy razem pracować-powiedziała ze złością.
Korzystając z okazji złapałam ją i ścisnęłam w mojej pięści.
-Słuchaj-zaczęłam-nie mam pojęcia kim jesteś, ani po co tu przyszłaś, ale mogę ci powiedzieć że już jestem zmęczona twoim gadaniem. Zaczniesz mi wyjaśniać niektóre rzeczy, czy może mam wyrzucić cię przez okno?
Pollen przewróciła oczami i spojrzała się na mnie z irytacją:
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że umiem latać, prawda?
-No...Uhhh...
-Charakterek to masz mocny, no nie powiem...Z inteligencją trochę gorzej...
-ŻE CO?! TY MAŁA...
Naszą małą "pogadankę" nagle przerwało pukanie do drzwi. To był mój lokaj-Bernard.
-Panienko Chloe...Czy mogę wejść?
Schowałam szybko Pollen za plecy:
-I nawet nie waż mi się odezwać-szepnęłam do niej po cichu.
Bernard nadal pukał w drzwi:
-Em...Panienko Chloe?
-Uh...Tak proszę! Wejdź Bernardzie!
Bernard wszedł do pokoju, zostawiając otwarte drzwi. Ukłonił się elegancko i powiedział:
-Witam panienkę...Przyszedłem tylko powiadomić, że obiad jest już na stole.
-Ah...Dziękuję Bernardzie, jednak zjem później-powiedziałam odwzajemniając ukłon.-muszę iść do Sabriny. Bardzo mi zależy na tym, żeby odwiedzić ją jak najszybciej.
-Rozumiem...W takim razie już nie przeszkadzam.
Lokaj udał się w stronę drzwi:
-Em...Panie Bernardzie!-zawołałam, zatrzymując go w połowie drogi.
-Tak, słucham?
-Czy...Czy tatuś może...Będzie dzisiaj na kolacji?
Bernard odwrócił się w moją stronę. Jego uśmiech zmienił się w poważny i zarazem smutny wyraz twarzy.
-Przykro mi panienko...Pani ojcu znowu coś wypadło...Chyba znowu załatwia coś w sprawie nadchodzącego koncertu w Paryżu...
-Aha...Rozumiem...No cóż...Możesz iść...
Lokaj opuścił pokój, a ja rozluźniłam uścisk dłoni. Pollen wolno podleciała na wysokość mojej twarzy.
-A więc-zaczęła-To dlatego masz taki..."charakterek"...
-Co? Co masz na myśli?
-Straciłeś matkę...Ojciec nie ma dla ciebie czasu...
Uderzyłam ze złością w biurko. Za kogo ona się uważa?!
-ZAMKNIJ SIĘ!-krzyknęłam w jej stronę
-Ale...ja tylko...
-Dopiero zaczęłaś się wpakowywać z butami w moje życie, i już masz czelność mówić o mojej rodzinie?! O MOJEJ MAMIE?! Nie znasz mnie! Nie wiesz kim jestem! Nie wiesz kim jest moja rodzina! Nie masz prawa mówić w ten sposób ani o mnie, ani o nich! To moja sprawa i koniec! Tobie nic do tego!
-Chloe...ja...przepraszam...ja tylko...
Usiadłam na podłodze i przyłożyłam głowę do kolan. Czułam zbyt duży ból w klatce piersiowej, żeby móc spokojnie stać.
-Chloe...Jestem tutaj żeby ci pomóc!-mówiła dalej Pollen.
-Pomóc mi?! Takiej osobie jak ja nie da się pomóc...
-Ja mogę.-powiedziała łagodnie, podlatując trochę bliżej.
Otarłam łzę i spojrzałam się na nią ze zwątpieniem.
-TY możesz? Nawet nie żartuj.
-Nie żartuję! Proszę! Zaufaj mi!
-Mam ci zaufać? Po tym co usłyszałam nawet nie wiem, czy nadal chcę cię słuchać.
-Gwarantuję ci, że kiedy użyjesz swojego miraculum, wszystko zmieni się na lepsze. Mogę ci to obiecać. Gdy poczujesz się jak bohaterka, możesz trochę zmienić swoje postrzeganie świata...
Wstałam i oparłam się o biurko.
-Czy osoba która przez tyle lat trzymała w sobie emocje takie jak smutek, żal, złość i tęsknota, i zmieniła się w kogoś zupełnie innego, kogoś kto był 'tym złym' przez tyle lat, kogoś kto był wredny, samolubny i okropny dla innych, nawet tych najbliższych, może zmienić się na lepsze? Może z powrotem być dobrą osobą, jeśli tylko spróbuje? Może uzyskać wybaczenie? Może zdobyć przyjaciół? Miłość? Czy taka osoba jak ja naprawdę zasługuje na drugą szansę? Czy to jedno "miraculum" może zmienić aż tyle rzeczy na lepsze? Wierzysz w to?!-powiedziałam do niej tonem pełnym żalu i złości.
-Oczywiście, że wierzę! A to co powiedziałaś to bardzo dobry start.-ciągnęła dalej Pollen tak łagodnym i miłym tonem jak tylko się dało.
-Dobry start? O czym ty mówisz?
-Nie rozumiesz? Po raz pierwszy od wielu lat szczerze się otworzyłaś!
Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam siebie z potarganymi włosami i zupełnie rozmazanym makijażem. Pollen miała rację...po raz pierwszy powiedziałam coś z serca i zupełnie szczerze...Nikomu jeszcze nie mówiłam o moich prawdziwych uczuciach...Nikomu nie mówiłam o tym jak się czuję NAPRAWDĘ...Jeszcze nikomu nie wykrzyczałam w twarz, że przez wiele lat trzymałam w sobie moje uczucia, które...zmieniły mnie w kogoś zupełnie innego...Znowu to uczucie...Co się ze mną dzieję?!
Podniosłam z ziemi grzebyk. Leżał obok skrzyneczki, którą przed chwilą upuściłam.
-To jest to..."miraculum"?-zapytałam Pollen.
-Tak!-odpowiedziała z entuzjazmem-chcesz sprawdzić jak działa?
-Może najpierw mi wytłumacz...
-Okej! W takim razie...Po pierwsze musisz go wpiąć we włosy.
Wzięłam grzebyk i wpięłam go we włosy według instrukcji Pollen.
-Dobra!-mówiła dalej-Teraz, musisz wypowiedzieć słowa: "Pollen! Buzz out!".
-Eh...Słucham?
-To po angielsku.
-Aha...Czyli potem...kiedy to powiem...Transformuje się w super bohaterkę, tak?
-Dokładnie!
Szybko wypięłam grzebyk z włosów i położyłam z powrotem w skrzyneczce.
-Ale zaraz!-krzyknęła Pollen w panice-Co ty wyprawiasz?!
-Nie widać? Chowam grzebyk.
-A-ale? D-dlaczego? Nie chcesz zostać bohaterką?!
-Pollen...Nie wiem czy zauważyłaś, ale...Ja nie jestem stworzona do takich rzeczy...Taka osoba jak ja nie zasługuje na miraculum i każdy powie ci to samo. Idę teraz odwiedzić przyjaciółkę. Po drodze spróbuję znaleźć staruszka i oddać mu skrzyneczkę.
Położyłam rękę na zamknięciu.
-P-poczekaj!-prosiła dalej-N-nie możesz! To ty jesteś wybrańcem! Nie możemy tak po prostu znaleźć kogoś innego! To miraculum jest przeznaczone TYLKO dla ciebie.
Westchnęłam i spojrzałam się na grzebyk.
-No cóż...-powiedziałam-zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
Zamknęłam skrzyneczkę.
-P-Pollen?
Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie jej nie było. Poczułam jak łza spływa mi po policzku. Pollen zniknęła, a wraz z nią moje nadzieje na lepszą przyszłość.
-Przepraszam Pollen-powiedziałam do siebie w myślach-ale dla ludzi takich jak ja nie ma już nadziei...
Podeszłam do okna i spojrzałam na niebieskie, bezchmurne niebio. Czuć było słoneczny żar i lekki wietrzyk.
-Naprawdę śliczna pogoda...Cóż...Chyba nie warto dłużej czekać.
Wzięłam skrzyneczkę do ręki i schowałam w kieszonce sukienki. Wyszłam z pokoju i zaczęłam schodzić po schodach. Zręcznie uniknęłam rozmowy z pracownikami, i wyszłam z domu przez drzwi frontowe. Zaczęłam iść uliczką, rozglądając się niewiadomo za czym. Dom Sabriny był niedaleko. Mam nadzieję, że szybko tam dojdę, bo upał wzrastał coraz bardziej i bardziej. Słońce świeci, ptaki śpiewają...Idealna pora na piknik...Ehh...O czym ja myślę...Znowu gdzieś uciekam myślami...Wydawało mi się, że miałam zająć się czymś innym.
Szłam jeszcze kilka minut, w końcu dotarłam na miejsce. Sabrina mieszkała w bloku na trzecim piętrze. Kiedy ja ostatnio u niej byłam?...Chyba jakieś dwa lata temu...Ciekawe czy cokolwiek się zmieniło przez ten czas...
Weszłam po schodach i zapukałam do drzwi jej mieszkania. Otworzył mi jej ojciec. Gdy mnie zobaczył zrobił śmiertelnie poważną twarz i powiedział spokojnym głosem:
-Oh...To ty...Chloe...
Odwrócił wzrok i wlepił go w ścianę obok. Chyba liczył na to, że po prostu sobię odpuszczę i pójdę...Był na mnie bardzo zły...W zasadzie mu się nie dziwię...Po tym jak prawie stracił przeze mnie pracę...
Nastała niezręczna cisza. Poczułam, że muszę ją w końcu przerwać jeśli chcę się spotkać z Sabriną.
-Prze-przepraszam...Proszę pana...
Odwrócił wzrok w moją stronę i spojrzał na mnie z pogardą. Mimo mocnego bicia serca postanowiłam dalej ciągnąć rozmowę.
-Czy-czy Sabrina jest może w domu?
-Nie, nie ma jej. Wyszła.
-Wyszła? D-Dokąd?
-To już nie twoja sprawa panienko. Wydaję mi się, że nie masz już tu czego szu-
Nagle, niespodziewanie odezwał się głos Sabriny:
-Tato! Kto przyszedł?
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
Sabrina podeszła do drzwi i uśmiechnęła się w moją stronę.
-Ah! Chloe! Cześć! Miło cię widzieć! Śliczna sukienka!
-Eh...Dz-dzięki Sabrina...-Kompletnie się zaczerwieniłam. To było u niej normalne, że mnie komplementowała, ale tym razem wydawało mi się to bardziej...podniecające? Zupełnie nie wiem dlaczego...Tak jakby jej komplementy nagle zaczęły mi się bardziej podobać...
-Wyjedziemy gdzieś razem?-zapytała z entuzjazmem-miałam właśnie wychodzić na spacer do parku. Możesz przejść się razem ze mną jeśli chcesz!
-Em...Tak...Pewnie...Byłoby...Ekstra...-powiedziałam, bardzo się jąkając.
Sabrina szybko włożyła buty i jak strzała wyleciała z mieszkania, ciągnąc mnie za nadgarstek i zostawiając swojego ojca z bardzo zdezorientowanym wyrazem twarzy. Szybko zbiegłyśmy na dół.
Sabrina uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Serce nagle zaczęło mi szybciej bić.
-Oh, Chloe! Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Tak mnie ścisnęła, że ledwo oddychałam. Dałam jej znać ręką, że musi mnie puścić żebym mogła jej odpowiedzieć.
-Ojejku! Przepraszam! Mój błąd!-powiedziała, uwalniając mnie z uścisku.
Złapałam oddech i zaczęłam mówić:
-Ja...Huh...Puff...Też...Też za tobą tęskniłam. Dlaczego nie było cię dzisiaj w szkole?
-Wróciłam bardzo późno w nocy i tata stwierdził, że rozsądniej będzie jeśli się dzisiaj trochę wyśpię.
-Rozumiem...To ma sens...Trochę się martwiłam...
Sabrina zrobiła ogromne oczy, a okulary prawie spadły jej z twarzy.
-Ty...M-Martwiłaś się o mnie?
-Cóż ja...
-OH! TO TAKIE UROCZE!-powiedziała Sabrina z radością, znowu więżąc mnie w swoim uścisku.
-S-Sabrina! P-Powietrza!
-Ojejku! Sory!
Puściła mnie. Tym razem upadłam na podłogę.
-Chloe! Przepraszam! Wszystko w porządku?!
-Tak...Nie martw się...Po prostu...Chodźmy już do tego parku...
Sabrina pomogła mi wstać. Zaczęłyśmy iść wolnym krokiem.
-Wydaje mi się, czy jesteś silniejsza niż zwykle?-zaczęłam rozmowę.
-Hahah! Może!-zaśmiała się Sabrina-To prawda, że trochę "ćwiczyłam" przez te wakacje.
-Ćwiczyłaś? Co takiego robiłaś?
-Pomagałam tacie przenosić sprzęt policyjny.
-Aha...To wiele wyjaśnia...Dobrze się bawiłaś?
-Pewnie, że tak! Chyba po raz pierwszy spędziłam z tatą tyle czasu! A co z tobą? Jak ty spędziłaś wakacje?
-Em...Nie było źle...Wiesz...Po staremu...
-Podróże po świecie, co?Zazdroszczę...Powinnyśmy kiedyś...HEJ! POPATRZ!-Sabrina nagle urwała rozmowę i zaczęła biec przed siebie. Postanowiłam pobiec za nią, zastanawiając się o co jej chodzi.
-Sabrina! Co się stało?!
-Popatrz!
Wskazała mi drzewo rosnące w samym środku parku.
Zaczęłyśmy podchodzić coraz bliżej.
-Co w tym takiego specjalnego? To tylko drzewo.-powiedziałam obojętnie.
-Chloe...Nie rozumiesz? Zakwitło! Dzisiaj jest TEN dzień!
-"TEN dzień"?
-Dzisiaj mija dokładnie piąta rocznica, odkąd się poznałyśmy!
Serce zaczęło mi szybciej bić. Spojrzałam na rozkwitające liście drzewa. Wyglądało tak niesamowicie...Tak pięknie...Poczułam małe ukłucie w głowie...Coś sobie przypominam...Dwie dziewczynki stojące pod drzewem, trzymające się za ręce, obserwujące niesamowite rozkwitanie owej rośliny.
-Śliczne, prawda?-powiedziała jedna z nich.
-Tak...cudowne-odpowiedziała druga
-Niech to drzewo będzie znakiem naszej przyjaźni! Co roku będziemy tutaj przychodzić i patrzeć jak pięknie rozkwita!
-Mam nadzieję...Oczywiście!
•••
-Em...Chloe?-powiedziała Sabrina, wybudzając mnie z mojej "wizji".-Czy wszystko w porządku?
-T-Tak...Oczywiście!-wyjąkałam-Tylko...Trochę się zamyśliłam...
Sabrina spojrzała mi w oczy i złapała za obie ręce. Poczułam jak szybko bije mi serce, moja twarz znowu zrobiła się czerwona. Nasze spojrzenia się spotkały, twarze były dużo bliżej siebie niż zwykle.
-Chloe...-zaczęła mówić z powagą-Muszę ci coś...UWAŻAJ!
Sabrina nagle popchnęła mnie tak, że przewróciłam się na ziemię. Drzewo zostało przecięte na pół jakimś rodzajem...lasera? Czy cokolwiek to było...Drzewo runęło do tyłu. Uniosłam oczy do góry i zobaczyłam...To była jakaś kobieta unosząca się w powietrzu. Miała granatowo-niebieskie włosy spięte w kok, błękitną skórę, białą, długą sukienkę z widocznymi falbankami i fioletowym fartuszkiem, białe rękawiczki, oraz różową serwetkę, którą trzymała w prawej ręce!
-HAHAHAHAHAH!-zaśmiała się złowieszczo-Mam na imię "Czyścicielka"! Wyczyszczę cały ten świat ze wszystkich okropnych ludzi! Każdy trafi do nicości mojej "serwetki energii"! A gdy już zdobędę miraculum Biedronki i Czarnego Kota będę mogła dopełnić moją zemstę! HAHAHAHAHAH!!!
-Zaraz...-pomyślałam sobie.-Skąd ja znam ten głos?
-Albo może...-mówiła dalej kobieta-dopełnię ją już teraz.
Spojrzałam znowu w górę. Miała wbity wzrok prosto we mnie...Zraz...Chwila...
-LINDA?!-krzyknęłam z przerażeniem w jej stronę.
-Zgadza się złotko...-powiedziała, celując we mnie swoją serwetką-sprawię, że będziesz ze mną cierpiała, tak jak ja cierpiałam z tobą.
Jaj serwetka wypuściła dziwny, biały promień. Wydawałoby się, że zaraz mnie trafi...Z moich ust wydobył się krzyk.
Sabrina nagle wstała i przerażona pobiegła w moją stronę.
-Chloe!
Stanęła słupem przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem. Promień w nią trafił, a ona sama zniknęła w blasku lasera, na ziemi zostały jedynie jej okulary. Poczułam ogromne ukłucie w sercu i straciłam oddech. Podniosłam z ziemi jej okularu, z oczu poleciały mi łzy.
-S-Sabrina...N-Nie...
-HAHAHAHAHAH!-zaczęła się znowu śmiać, Linda zmieniona w "Czyścicielkę".-Cóż za głupota! Bronić taką egoistkę własnym ciałem! Wygląda na to, że naprawdę cię lubiła Chloe! Wielka szkoda, że nie zasłużyłaś na takie poświęcenie! HAHAHAHAHAH!
"Czyścicielka" znowu wycelowała we mnie serwetkę.
-Nie martw się Chloe...Zaraz dołączysz do swojej przyjaciółeczki.-powiedziała znowu celując we mnie serwetką.
Nagle się ocknęłam. Laser znowu wystrzelił. Przeturlałam się po ziemi unikając ataku. Wzięłam okulary Sabriny i zaczęłam biec przed siebie. Nie mogłam tak po prostu zostać tam trafiona! Nie pozwolę na to, żeby poświęcenie Sabriny poszło na marne!
-Przede mną nie uciekniesz!-mówiła dalej "Czyścicielka". Miałam wrażenie, że jest coraz bliżej.
Udało mi się schować w jakimś budynku, był pusty. Chyba ją zgubiłam. Co mam teraz zrobić? Co robić?! Moja przyjaciółka oddała za mnie życie...Nie zasługiwałam na to...To...To wszystko moja wina...Dlaczego ja zawszę muszę wszystko psuć?! Dlaczego zawsze muszę wszystkich krzywdzić?!
Zaczęłam płakać.
Próbowałam schować do kieszonki okulary Sabriny, kiedy nagle poczułam coś na dnie. Otarłam łzę i wyciągnęłam ową rzecz. To...To przecież...To ta skrzyneczka...Co mam zdobić? Już powiedziałam, że nie zasługuję na to żeby zostać bohaterką, ale nie mogę tutaj po prostu stać i czekać aż ta..."Czyścicielka" mnie znajdzie i dopadnie...Muszę uratować Sabrinę! Muszę pomóc tym ludziom! Czas odłożyć na bok moje wszystkie niepewności i po prostu działaś! Nie ma czasu do stracenia!
Otworzyłam skrzyneczkę. Pojawiła się na sama kula światła co wcześniej i wyłoniła się z niej Pollen.
-Chloe!-zawołała z radością.-Tak się cieszę, że znów cię widzę!
-Ja też Pollen...Przepraszam za to co powiedziałam wcześniej...Chcę zostać bohaterką! Muszę uratować tych ludzi!
-Wspaniale Chloe! Mówiłam ci, że musisz tylko uwierzyć w siebie, żeby-
Nagle usłyszałyśmy głośne uderzenie oraz złowieszczy śmiech.
-To Czyścicielka!-zawołałam.
-Kto?-zapytała ze zdziwieniem Pollen
-Potem ci wyjaśnię. A teraz...Czas na transformację!
Wyjęłam grzebyk i wpięłam go we włosy.
-Pollen! Buzz out!-Krzyknęłam
Mój grzebień zaczął się świecić. Wokół siebie zobaczyłam złote i czarne kolory. Na moim ciele zaczęło się pojawiać dziwne, żółte ubranie w czarne paski, oraz maska na twarzy w tych samych kolorach. Przy biodrach pojawiło się dziwne, żółte...Ehh...To chyba było...Jojo? Moje włosy zaczęła oplatać czarna kokarda. Gdy już wszystko miałam na sobie, kolory wokół mnie zniknęły. Czułam się dziwnie...Ale...Również niesamowicie!
-Pollen! Udało się! Zrobiłam to!-zawołałam z radością.
-P-Pollen? Pollen! Gdzieś ty zniknęła! -powiedziałam i rozejrzałam się po pokoju.
Nagle trzęsienie zrobiło się dużo mocniejsze i po chwili dach budynku został oderwany przez "Czyścicielkę".
-HAHAHAHAHAH-zaśmiała się złowieszczo-Nareszcie cię znala...-nagle przerwała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem-Zaraz...Chwila...A ty kim jesteś?
-Najwyraźniej nie rozpoznała mnie po transformacji.-pomyślałam.-Okej...Zobaczmy co potrafi to jojo...
Wcisnęłam jeden z guzików. Jojo uniosło się w powietrzu i przyczepiło mi się do pleców, chwilę potem zaczęło się rozkładać i zmieniło się w skrzydła.
-Super!-pomyślałam-Tylko...Jak się nimi steruje?
W momencie gdy o tym pomyślałam uniosłem się w powietrzu.
Aha! Już rozumiem! Te skrzydła steruje się myślami!
Podleciałam na wysokoś, nad którą latała Czyścicielka. Nasze oczy się spotkały. Pomimo, że jej oczy były zupełnie zimne i pełne nienawiści, budzące ogromny strach, postanowiłam podlecieć bliżej:
-Słuchaj-powiedziałam do niej-pytałaś się mnie kim jestem. Mam na imię Queen Bee, i jestem tu po to, żeby przywrócić cię do normalności, uratować moją przyjaciółkę i innych ludzi których zaatakowałaś! Przygotuj się, bo nasza walka dopiero się zaczyna! Możesz być pewna, że się nie poddam!

C.D.N

Witaj drogi czytelniku! Bardzo ci dziękuję, że dotrwałeś do końca ;) Zapewne w tekście jest pełno błędów językowych i innych ciekawych gaf...Bardzo za to przepraszam :p W każdym razie dzięki za przeczytanie tej historii! Mam nadzieję, że jak najszybciej napiszę 3 część, i mam nadzieję, że dobrze ci się ją czytało :) Postaram się robić mniej błędów ;) Obiecuję :* Dobrej nocy/dnia :D

Miraculum pszczoły-Bo każdy zasługuje na drugą szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz