Rozdział V-"Złamane serce" (część 2)

96 11 6
                                    

Lekcja nareszcie dobiegła końca, a uczniowie powoli zaczęli wychodzić z klasy.
-Teraz jest moja szansa!-pomyślałam.
Odwróciłam się i spojrzałam na Sabrinę, która była w trakcje pakowania książek do plecaka.
-Pomóc ci?-zapytałam.
-Nie, dziękuję...-odpowiedziała, nawet nie odwracając wzroku w moją stronę.
Skończyła pakować książki, i bez słowa wyszła z klasy, zostawiając mnie zupełnie samą.
-Martwię się o nią...-odezwał się nagle głos za mną.
Tak się przestraszyłam, że aż upadłam na podłogę.
-Pollen!-zawołałam ze złością.-Co ci mówiłam o pokazywaniu się w szkole?!
-Ehhh...Nie wspominałaś o tym?
-Więc wspominam o tym teraz! Nie rób tego!
Wstałam z podłogi i popatrzyłam w stronę drzwi.
-Ja też się o nią martwię...-powiedziałam, odwracając wzrok w stronę Pollen.
-Powinnaś z nią pójść Chloe...Upewnić się czy wszystko z nią w porządku...
-Chyba masz rację...
-Zamierzasz kiedyś stąd wyjść?!-odezwał się nagle jakiś inny głos.
Gdy tylko usłyszałam owe słowa, jak poparzona szybko schowałam Pollen do kieszeni.
Dopiero po chwili zorientowałam się kto do mnie przemawia.
-Cześć Lila...-wymamrotałam z udawanym uśmiechem.
-Z kim rozmawiałaś?-zapytała podejrzliwie.
-O...Em...Z-Z nikim...
-Nie udawaj. Wyraźnie słyszałam jak prowadziłaś z kimś rozmowę Bourgeois. Myślisz, że jestem głupia?
-Czyli jednak wiesz kim jestem.-zagadnęłam, próbując zmienić temat.
-Oczywiście, że tak.-zaśmiała się.-Myślałaś, że nie jestem świadoma z kim chodzę do klasy?
-Cóż...Nie rozpoznałaś mnie na korytarzu...
-Oczywiście, że cię rozpoznałam...Tylko...Nie miałam ochoty z tobą rozmawiać...
-Łał...Co za niesamowity pokaz szczerości. Nie ważne...Nie widziałaś może Sabriny?
Jej złowieszczy uśmiech zmienił się nagle w niesamowicie poważny wyraz twarzy. Spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby zimny dreszcz obiegł moje całe ciało.
-Dlaczego chciałabyś to wiedzieć?-zapytała z wyraźnie gniewną nutą w głosie.
-No nie wiem...A dlaczego TY robisz z tego taką wielką sprawę? Nie możesz mi po prostu powiedzieć?
Lila zaśmiała się i wychodząc z klasy zawoła do mnie:
-W ogóle nie masz poczucia humoru! Sabrina wyszła na dwór...Możliwe, że znajdziesz ją na boisku.
Kiedy byłam pewna, że Lila znajduje się w bezpiecznej odległości (czyli, że jej już nie spotkam) udałam się w stronę drzwi.
Gdy wyszłam z klasy i przeszłam długi korytarz, w końcu wyszłam na boisko.
-Wszystko w porządku Chloe?-zawołał ktoś nagle za moimi plecami.
Odwróciłam się, od razu rozpoznałam głos Adriena.
-Nic mi nie jest.-odpowiedziałam obojętnie.-Nie widziałeś może Sabriny?
-Wydawało mi się, że usiadła na ławce, niedaleko boiska siatkówki. Dlaczego chcesz ją znaleźć? Czy coś się stało?
-Nie, nie...Nic się nie stało...Chciałam tylko...Ją o coś zapytać...
Wydaję mi się, że Adrien zauważył mój kłopotliwy ton głosu, ale na szczęście wyczuł, że lepszą opcją będzie nie drążyć tematu. Uśmiechnął się i rzucił w moją stronę:
-Okej! Powiedz mi potem jak poszło.
Kiedy chłopak odszedł w swoją stronę, zaczęłam szukać wzrokiem Sabriny. Kiedy w końcu ujrzałam małą, rudą główkę w oddali, przy boisku od siatkówki od razu pobiegłam w stronę ławki, o której mówił Adrien.
Sabrina czytała książkę, raz po raz spoglądając na trybuny.
-Na co ona tak patrzy?-zaczęłam się zastanawiać.
Spojrzałam na trybuny, śledząc jej wzrok.
Na jednym z krzeseł, w zasięgu naszego wzroku siedział chłopak z rudymi włosami, rysujący coś w swoim notatniku.
-Nathaniel?-pomyślałam.-Czy to jego obserwuje Sabrina? Dlaczego?
Usiadłam obok niej. Chyba nawet nie zauważyła, że byłam w pobliżu.
-Oh...Cześć Chloe...-powiedziała ponuro.
-Cześć Sabrina!-zawołałam entuzjastycznie.-No co się tak patrzysz?
Nagle zrobiła się cała czerwona, i nerwowo zamknęła swoją książkę.
-Na nic!-odpowiedziała szybko.
Spojrzałam jeszcze raz na trybuny i zadałam jej pytanie, które dręczyło mnie, od kiedy zobaczyłam jej ponury wyraz twarzy na korytarzu:
-Czy jest coś o czym chciałabyś porozmawiać?
Sabrina popatrzyła na mnie nerwowo, i powiedział pełna zażenowania:
-Moooożeeeee...
-No dalej...Po prostu powiedz mi o co chodzi...
Nagle złapała mnie za rękę i rozglądając się po boisku, powiedziała po cichu:
-Nie tutaj...Chodźmy gdzieś, gdzie nikt nas nie usłyszy...
Wstałyśmy, i udałyśmy się za szkołę, gdzie zwykle przebywało bardzo mało uczniów (jeśli w ogóle jacyś pojawiali się kiedykolwiek). Stało się tak za sprawą pewnej szkolnej legendy, która mówiła, iż za szkołą została kiedyś zamordowana pewna uczennica, i jej duch nadal straszy w tym miejscu. Najwyraźniej dyrektor uwierzył w tę historyjkę, ponieważ zabronił tam chodzić uczniom szkoły, grożąc naganą za chodzenie w te strony.
Sabrina prowadziła mnie w owe miejsce, nadal trzymając moją rękę. Serce biło mi jak szalone, moją twarz wypełniły rumieńce, a mój oddech robił się coraz cięższy. Kiedy w końcu stanęłyśmy, Sabrina złapała mnie za obydwie dłonie, i mówiła patrząc mi prosto w oczy:
-Chloe...Pamiętasz jak chciałam ci coś powiedzieć...Wtedy, w parku...
Serce biło mi coraz mocniej. Czy to ten moment? Czy właśnie teraz rozpocznę nowy rozdział w swoim życiu? To takie niesamowite!
-Zastanawiam się, od którego miejsca zacząć...-kontynuowała.-Wydaję mi się, że moje uczucie miało początek w wakacje.
Uczucie? UCZUCIE?! Co to może oznaczać?! CO TO MOŻE OZNACZAĆ? Uczucie? Do kogo? DO KOGO?!
-Pamiętam jak po raz pierwszy pomagałam tacie w przenoszeniu sprzętu policyjnego.-mówiła dalej.-Przenosiliśmy je wtedy z jednego komisariatu do drugiego, w innym mieście. Zaraz po spakowaniu sprzętu, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Kiedy dotarliśmy na miejsce, tata powiedział mi żeby zaczekała, a on zaniesie sprzęt na komisariat. Zapytałam go, cze nie będzie potrzebował pomocy. Powiedział, że pomogłam mu wystarczająco i teraz mogę odpocząć. Czekałam przed samochodem, czytając książkę, kiedy nagle poczułam jak coś uderzyło mnie w głowę. To była piłka do gry w piłkę nożną. Podniosłam ją i spojrzałam w stronę, z której poleciała. Zobaczyłam dwóch biegnących do mnie chłopaków. Jednego z nich widziałam pierwszy raz na oczy: dobrze zbudowana sylwetka, czarne oczy, krótkie brązowe włosy z tzw. fryzurą "na jeża", oraz charakterystyczne, sportowe ubrania. Natomiast drugi z nich...Od razu rozpoznałam tą rudą czuprynę i błękitne oczy...To był Nathaniel! Oboje byliśmy strasznie zdezorientowani i zdziwieni kiedy zobaczyliśmy siebie nawzajem.
-Sabrina? Skąd się tutaj wzięłaś?-zapytał mnie.
Wyjaśniłam mu, że przyjechałam pomóc mojemu tacie w przenoszeniu sprzętu policyjnego. Dowiedziałam się, że drugi chłopak to jego kuzyn i ma na imię Jason. Nathaniel przyjechał do tego miasta, żeby odwiedzić rodzinę swojej mamy (w tym kuzyna). Kiedy tata wrócił, uśmiechnął się gdy zobaczył, że znalazłam towarzystwo. Przywitał chłopaków, od razu rozpoznał Nathaniela.
-Może chcielibyście się trochę przejść? W końcu nigdzie nam się nie spieszy.-zaproponował tata.
Oczywiście, od razu się zgodziliśmy. We trójkę przeszliśmy się po okolicy, i wydawałoby się że przeszliśmy całe miasto. Bawiliśmy się świetnie! Byliśmy w kilku sklepach, odwiedziliśmy paru znajomych Jasona, pograłam
z nimi trochę w piłkę, byliśmy na pizzy...Krótko mówiąc: bawiliśmy się super! Pod koniec dnia, Jason wrócił do domu, a Nathaniel  postanowił odprowadzić mnie pod komendę policji, gdzie czekał na mnie mój tata. W drodze powrotnej na komisariat dużo rozmawialiśmy z Nathanielem. Powiedział mi, że...Nigdy nie znał mnie od mojej..."Zabawnej" strony...Było już ciemno, i powiedziałam mu, że ...Trochę się boję, i wtedy...Złapał mnie za rękę. Resztę drogi szłam z rumieńcami, serce biło mi szybciej. Kiedy dotarliśmy na miejsce, przytuliłam go na pożegnanie i weszłam do budynku. Jakiś czas potem razem z tatą wsiedliśmy do samochodu, i całą drogę opowiadałam mu jak fajnie się bawiłam. Czy wiesz do czego zmierzam?
Byłam strasznie zdezorientowana historią Sabriny, nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć. Wygląda na to, że świetnie się bawiła, ale...Zupełnie nie wiedziałam co dokładnie chciała mi przekazać...Powinnam się martwić, czy?...
Sabrina zauważając moje milczenie, postanowiła kontynuować historię.
-Ja i Nathaniel wymieniliśmy się numerami, i rozmawialiśmy prawie codziennie.-mówiła dalej.-Kiedy wrócił do Paryża spotykaliśmy się prawie codziennie. Chloe...Czy wiesz co chcę powiedzieć,
-Ja...C-Co? Chcesz powiedzieć?-wydusiłam w końcu z najgłębszych czeluści mojej duszy.
-Odkąd spędziłam z Nathanielem tamten dzień...Zdałam sobie sprawę z tego, że serce zaczyna mi szybciej bić, a twarz rumienić na samą myśl o nim...Że od tamtego momenty chcę go codziennie widzieć, słyszeć jego głos, rozmawiać z nim, dzielić zainteresowania...
Znowu zamilkłam, poczułam jak zaszkliły mi się oczy.
-Zakochałam się w nim.-zakończyła Sabrina.
Poczułam ogromną gulę w gardle, do moich oczu napłynęły łzy. Czy właśnie to próbowała mi powiedzieć przez cały ten czas? Czy właśnie o to jej chodziło, kiedy stałyśmy pod drzewem w parku, trzymając się za ręce i patrząc w sobie w oczy tak jak teraz? Czy przez cały czas byłam dla niej...tylko przyjaciółką i nikim więcej? Czy te wszystkie momentu zupełnie nic nie znaczyły?
-Chloe...-mówiła dalej, kiedy zdała sobię sprawę, że znowu zaczęłam milczeć i raczej nie zamierzam się odezwać.-Ja muszę coś wiedzieć...Ostatnio...Zachowujesz się trochę inaczej względem mnie...Mam na myśli...Ostatnio częściej mnie przytulasz, rozmawiasz ze mną w milszy sposób, trzymasz mnie za ręce Z WŁASNEJ WOLI...Nawet raz...Pocałowałaś mnie w policzek...A dzisiaj...Kupiłaś mi bento...Ja muszę wiedzieć...Czy ja ci się podobam? Proszę...Odpowiedz szczerze...
Przez chwilę wydawało mi się, że czas się zatrzymał. Moje łzy stanęły w miejscu, i prze chwilę wydawało mi się, że moje serce też...Czy ona naprawdę właśnie o to spytała? Tak po prostu? Bez żadnych skrupułów? Po co? Żeby wiedzieć, czy zerwać z mną kontakt, czy nie? Co miałam odpowiedzieć?! Co mam teraz zrobić?
Po policzkach poleciały mi dwie, duże łzy.
-Chloe...-powiedziała Sabrina, wycierając mi łzę z policzka.-Czyli to prawda...
-Sabrina...-wymamrotałam przez łzy, łamiącym się głosem.-Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży...
Po tych słowach zalałam się łzami i pobiegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na spojrzenia uczniów, zastanawiających się co się ze mną dzieję. Chciałam po prostu zniknąć, uciec..Nie potrafiłabym się skupić na lekcjach...Muszę stąd uciec...Muszę...
Biegłam w stronę wyjścia poza teren szkoły, kiedy nagle...wpadłam komuś w ramiona. To była Lila...Ze wszystkich osób na które mogłam wpaść, dlaczego akurat ona?!
-Łoł...Wszystko w porządku?-zapytała z wyraźnym niepokojem w głosie.-Wyglądasz okropnie...
Nawet jej nie odpowiedziałam, po prostu odepchnęłam ją i pobiegłam dalej przed siebie.
-Hej! Zaczekaj!-zawołała, ale nawet się nie odwróciłam.
Biegłam dalej przed siebie, chociaż właściwie...Nie wiedziałam dokąd...
Jedyne co czułam to smutek i ból...Moje serce było w strzępach, czułam się jakby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie uczucia...Poza bólem i smutkiem czułam pustkę...Ogromną pustkę, która wypełniała całe moje ciało...
Zatrzymałam się nagle. Zauważyłam, że dotarłam do tego parku, w którym rozpoczęła się moja pierwsza walka...To dzięki Sabrinie byłam pełna determinacji do walki, a teraz...
Chciałam stąd uciec, ale byłam wyczerpana biegiem i szastającymi mną emocjami...
Weszłam do parku i usiadłam pod jednym z najbliższych drzew. Wokół nie było żadnych ludzi...Może to i lepiej...Przynajmniej nikt nie będzie dopytywał...
Z mojej kieszeni nagle wyleciała Pollen, wyglądała na zmartwioną.
-Czy coś się stało?-zapytałam ją.
-Czy coś się stało?!-zawołała łamiącym się głosem.-I ty się pytasz MNIE?!
-Spytałam, ponieważ nie chciałam drążyć tematu złamanego serca...
-Oh Chloe...
Pollen usiadła mi na ramieniu i wtuliła się w moją szyję.
-Nie martw się...-powiedziała troskliwie.-Złamane serca...Często się zdarzają...Musisz być silna, ból niedługo minie...
-Wiem...-odpowiedziałam, ocierając łzy.-Ale...To naprawdę bardzo boli...
-Wiem Chloe...Wiem, że nie istnieje większy ból niż złamane serce, ale...Jest jeszcze tylu dobrych ludzi na świecie, a ty masz jeszcze tyle czasu...
Nagle ktoś przekroczył bramę parku i wkroczył na teren. Pollen szybko schowała się z powrotem do kieszeni.
-Chloe!-zawołała tajemnicza osoba.
Rozpoznałam głos...
Lila? Co ona tutaj robi? Pobiegła z mną?Po co? Dlaczego?
Nie odpowiedziałam, jednak siedziałam pod drzewem, które było praktycznie na widoku więc...Nie było trudno mnie zauważyć.
Kiedy Lila mnie zobaczyła, od razu od razy podbiegła i kucnęła przy mnie.
-Chloe...Znalazłam cię...-powiedziała, łapiąc oddech. Widać, że była bardzo zadyszana...Najwyraźniej też tu biegła...
-Dlaczego tu przyszłaś?-zapytałam z irytacją.
-Chciałam sprawdzić co ci się stało.
-Dlaczego cię to interesuję? Nikt cię nie nauczył, że to niezbyt grzeczne kiedy jest się wścibskim.
Odwróciłam wzrok, dając jej do zrozumienia, że nie mam ochoty z nią rozmawiać. Ta jednak ciągnęła dalej:
-Myślę, że rozmowa dobrze ci zrobi...
-Z tobą?-powiedziałam z lekceważącą kpiną.-Nie sądzę.
Lila uderzyła ze złością w pień drzewa i powiedziała:
-Słuchaj Bourgeois! Nie po to biegłam tutaj całą drogę od szkoły do parku, żebyś mi teraz narzekała na każdym kroku! Więc albo mi powiesz o co chodzi, albo wracam do szkoły. Twój wybór!
Zaśmiałam się, co od razu zostało przez nią zauważone.
-Z czego się śmiejesz?-zapytała ze złością, pomieszaną ze zdziwieniem.
-Z niczego...Po prostu...Uważam twoje zachowanie za zabawne...
-Zabawne?! W jakim sensie zabawne?!
-Ehhh...Sama nie wiem...To po prostu zabawne patrzeć na to jak się prze ze mnie denerwujesz...Haha!
-Słucham?!
Lila jeszcze bardziej zaczerwieniła się ze złości, ale kiedy znowu zaczęłam się śmiać jej straszny wyraz twarzy zmienił się w łagodny, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Usiadła obok mnie i zapytała, opierając się na moim ramieniu:
-No to...Powiesz mi co się stało?
Przez chwilę nic nie mówiłam...Nie miałam pojęcia od czego zacząć, ale po jakimś czasie, zdałam sobie sprawę, że chyba nie ma sensu ciągle milczeć...
-Ktoś mi złamał serce...-wydusiłam w końcu z siebie.
Lila nagle podniosła się i spojrzała w moją stronę.
-Co?! Naprawdę?!-powiedziała głośno.
-Naprawdę...-odpowiedziałam, próbując ją uspokoić.
-Łał...To...Nie spodziewałam się tego...Kto ci złamał serce?
-Czy to ważne?
-Trochę...
-Wolałabym o tym nie mówić...
-Rozumiem...
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, wpatrując się w ogrodzenie otaczające park. Nie wiedziałam co jeszcze mogłam powiedzieć. Szczerze mówiąc...Wydaję mi się, że i tak powiedziałam już za dużo...
-Nie martw się.-powiedziała w końcu, przerywając niezręczną ciszę.-Mi też kiedyś ktoś złamał serce.
-Naprawdę? Kto?
-Czy to ważne?
No tak...Używa mojej taktyki...Sprytnie...
-Chciałam powiedzieć, że...-mówiła dalej.-Poradziłam sobie, i teraz jest lepiej...Znaczy...To prawda...Na początku jest straszny ból, ale potem...Potem zaczynasz swój rozdział od nowa...
-Jakże poetycko.-powiedziałam ze śmiechem.
-Dziękuję...Bardzo lubię poezję...
-Serio? Nie wiedziałam...
-Skąd miałaś wiedzieć...Nigdy tak naprawdę nie rozmawiałyśmy...
Lila nagle wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
-Może mogłabym odprowadzić cię do domu?-zapytała.
Złapałam jej rękę i wstałam z ziemi.
-Dlaczego?
-Sporo dzisiaj przeszłaś...Powinnaś teraz wrócić do domu i odpocząć. Jutro wrócisz do szkoły, i zaczniesz swój nowy rozdział!
Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją:
-Dziękuję...-powiedziałam, prawie wzruszona.
-Nie ma za co...-odwzajemniła uścisk.
Złapała mnie za rękę, i zaczęłyśmy iść w stronę mojego domu. Poszłyśmy specjalnym skrótem, tak żeby znajomi ze szkoły nas nie zauważyli i przypadkiem nie zaczęli wypytywać. Szłyśmy w milczeniu, żadna z nas nie chciała zaczynać rozmowy...Chociaż właściwie...Tak jest lepiej...
Kiedy w końcu dotarłyśmy przed próg mojego domu, przytuliłam Lilę jeszcze raz, i bez słowa udałam się w stronę drzwi wejściowych.
Kiedy złapałam za klamkę, Lila zawołała za moimi plecami:
-Wiesz...Mogłybyśmy zostać przyjaciółkami!
Odwróciłam się, i zawołałam do niej z uśmiechem:
-Może i tak będzie!
Otworzyłam drzwi, i weszłam do środka.
Pierwszy widok, który zastałam to Linda, kończąca pracę w kuchni.
-Panienko Chloe? Tak szybko wróciła panienka ze szkoły?-zapytała.
-Lekcje były dzisiaj skrócone.-odpowiedziałam ponuro, wchodząc po schodach. Nie chciałam, żeby zobaczyła moją twarz...Jest duże ryzyko, że zobaczyłaby moje czerwone od łez oczy, a naprawdę nie chciało mi się znowu wyjaśniać dlaczego płakałam...Już i tak bardzo ryzykowne było mówienie do niej łamiącym się głosem, który w tym jednym momencie udało mi się jakimś cudem opanować.
-Aha...No dobrze...Rozumiem...-powiedziała, lekko zmartwiona. Chyba wyczuła nutkę kłamstwa w moim głosie...Całe szczęście, że nie zaczęła dopytywać.
Weszłam do swojego pokoju i skuliłam się na łóżku. Chciałam odpocząć od dręczących mnie emocji. Pollen wyleciała z mojej kieszeni, i położyła się obok mnie, wtulając się w moje dłonie.
Już zamknęłam oczy, już byłam gotowa żeby zasnąć, kiedy nagle:
BUM!
Cały mój pokój nagle się zatrząsł, na zewnątrz usłyszałam mocne uderzenie, jakby budynek na zewnątrz właśnie się przewrócił.
Na skutek wstrząsu spadłam z łóżka.
-Co się dzieję?!-zawołałam, wstając z ziemi. Zaraz potem znowu się przewróciłam, ponieważ trzęsienie nadal nie ustało.
-Wszystko w porządku?-zapytała Pollen, podlatując blisko mnie.
-Nic mi nie jest.-zawołałam, planując kolejną strategię podniesienia się.
Złapałam za łóżko i powoli podniosłam się z ziemi (tak żeby znowu nie upaść).
-Co się dzieję? Trzęsienie ziemi?!-zapytałam Pollen.
-Nie sądzę, że to trzęsienie ziemi!-odpowiedziała, kierując wzrok w stronę okna.
Podpierając się wszystkimi możliwymi meblami zaczęłam iść w stronę okna. Kiedy w końcu dotarłam w zamierzone miejsce, i wyjrzałam przez okno, nie uwierzyłam własnym oczom!
Ogromny, kosmiczny robot w kształcie...wiewiórki? O czerwonych, laserowych oczach, oraz rakietach zamiast łap szedł wielkimi krokami, niszcząc całe miasto!
-O...MATKO!-krzyknęłam z przerażeniem.-Czy to jest to co myślę, że jest?
-Akuma!-zawołała Pollen-Chloe! Transformacja!
-Jasne! Pollen, BUZZ OUT!
Transformowałam się w Queen Bee i zaraz potem spojrzałam przez okno.
-No dobra...-powiedziałam do siebie.-Walka będzie na pewno cięższa niż ta wczorajsza...Mam nadzieję, że Biedronka i Czarny kot tym razem przybędą trochę szybciej.
Stanęłam na oknie, rozwinęłam skrzydła (już opanowałem tą techniką), po czym zaczęłam lecieć w stronę...Jak mam to nazwać..."Robo-wiewiórki"?
-No dobra...Pora działać!
Nagle zobaczyłam, że coś jest przypięte do mojego paska...Ale przecież to niemożliwe...Moje jojo zmieniło się w skrzydła...Skąd to się tutaj wzięło?
Wzięłam w tą dziwną rzecz do ręki, i dokładnie się jej przyjrzałam...To chyba była broń, ale...Widzę ją pierwszy raz życiu...
Podobnie jak jojo była na sznurku, miała również podobny rozmiar, ale kształtem przypominała łzę. Była w kolorze żółtym, z czarny paskiem pośrodku
Okej...Hmmm...No dobra...Zobaczymy co potrafisz!
Zarzuciłam linkę z żółto-czarną łzą w stronę robota-wiewiórki (nie sądziłam, że kiedykolwiek wypowiem takie zdanie). Broń uderzyła go w głowę. Potwór od razu odwrócił się i spojrzał na mnie ze złością.
-No cześć!-zawołałam w jego stronę.-Pobawimy się trochę?

C.D.N

Witam! ^^
Skoro tu jesteś, to oznacza to że przeczytałeś/aś ten rozdział do końca. Dziękuję ci drogi czytelniku, że dotrwałeś/aś do końca, i przepraszam jeśli pojawiły się błędy! Przepraszam również, jeśli znowu rozdział jest trochę krótszy niż zwykle. Wiem, że akcja właściwie dopiero się tutaj rozwija i BARDZO ambitnym pomysłem było obsadzić w roli super-złoczyńczy wiewiórkę-robota...Hehehe...Heh...
Dziękuję również wszystkim za ciepłe komentarze i pozytywne opinie! To naprawdę dodaje mi skrzydeł w pisaniu <3 Bardzo również dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania ^^ Postaram się jak najszybciej wstawić kolejny rozdział! :) Możliwe, że będę wstawiać również osobne opowiadania, a tych zainteresowanych moją inną twórczością zachęcam do przeczytania mojego innego opowiadania, pod tytułem "Girly love" (chamska reklama :p Hyhy...I tak, wiem...powtarzam się...Wiem, że wspominałam już o tym w informacjach z poprzedniego rozdziału...Sorry... :p).
W każdym razie...
Miłej nocy/dnia! :D
Do zobaczenia w następnym rozdziale! ;)

Miraculum pszczoły-Bo każdy zasługuje na drugą szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz