Walka wydawała się nie mieć końca. Nie wiem na co liczyłam...Naprawdę wydawało mi się, że pójdzie lepiej...Jak widać tzw. "dobre, pierwsze wrażenie w walce", zaraz po pierwszej transformacji w super-bohatera istnieje tylko w serialach...
Starałam się walczyć i dać z siebie wszystko, ale "Czyścicielka" z każdą minutą wydawała się być coraz silniejsza...Byłam kompletnie bezradna...
-Gdzie uciekasz robaczku?-powiedziała, próbując odnaleźć mnie wzrokiem.
Schowałam się za drzewem...
Wiem...Zachowałam się w tym momencie jak tchórz, ale w obecnej sytuacji nie widziałam lepszej opcji. Gdy pierwszy raz do niej podleciałam, wydawało mi się, że pójdzie łatwo...Ale nie dość, że moje skrzydła w ogóle się mnie nie słuchają, to w dodatku nie mam pojęcia jak wywołać mój tzw. "atak specjalny", jeśli w ogóle go mam...Ciągle zlatywałam z góry na dół, i kilka razy o mało nie zostałam trafiona laserem...Co mam zrobić? Przecież nie mogę tu stać w nieskończoność!
-AHA! TUTAJ SIĘ UKRYŁAŚ!-krzyknęła ze śmiechem, łamiąc laserem drzewo za którym się ukryłam.
-Czas na ucieczkę!-zawołałam do siebie w myślach.
Zaczęłam biec...Właściwie nie wiedziałam dokąd...Chciałam po prostu ukryć się przed wystrzałem lasera i w spokoju ogarnąć jakie mam ataki do dyspozycji.
Szlak! Ona jest coraz bliżej! Co mam zrobić?! Co robić?! Aaaaa!
Laser znowu prawie mnie trafił. Całe szczęście w porę zdążyłam zrobić unik. Moja pierwsza misja, i już prawdopodobnie zepsułam ją w 90 procentach...O! Budynek!
Weszłam szybko do jakiejś restauracji. Była oczywiście pusta...Najwyraźniej ludzie usłyszeli o zagrożeniu i zaczęli się ewakuować. Całe szczęście...
Okej...Okej...Będzie dobrze...Muszę tylko rozkminić jak działają moje moce...
Nagle usłyszałam dźwięk zgniatanych przez upadek aut i łamanych słupów elektrycznych. Szlak! To ONA! I jest coraz bliżej!
Co robić? Co robić? Co robić? Jak się steruje tymi skrzydłami?! Okej...Okej...Muszę się uspokoić...To myśli je sterują, tak?...Może jeśli się uspokoję...To...To może, jest szansa, że...
Nagle skrzydła uniosły mnie lekko do góry...
-Okej-powiedziałam niepewnie.-Chyba zaczynam rozumieć jak to działa...Miejmy nadzieję...
Nagle coś wyrwało dach, który poleciał na drugi Koniec Paryża (takie przynajmniej miała wrażenie).
-Tutaj jesteś robaczku!-zaśmiała się złowieszczo Czyścicielka.
-Znowu przez dach?-zapytałam lekko zirytowana.-A nie mogłabyś wchodzić drzwiami? Takie rzeczy dość sporo kosztują, wiesz?
Dziewczyna strzeliła we mnie laserem. Chyba nie za bardzo przejęła się moimi słowami. Powtórzyła potem tą czynność jeszcze kilka razy. Próbując opanować skrzydła, unikałam strzałów lasera, choć wiedziałam, że to i tak nie ma znaczenia skoro nie miałam żadnej broni...Skoro moje jojo zmieniło się w skrzydła, czym ja mam do cholery atakować? Nie mam w swoim "ekwipunku" jakiegoś miecza, albo chociaż tarczy?
-Ała!-krzyknęłam, kiedy laser dotknął mojego ramienia. Uuuu...Okej...Poleciała krew...Świetnie!
Upadłam na ziemię. Zabolało jeszcze bardziej!
Czyścicielka popatrzyła na mnie z satysfakcją:
-HAHAHAHAHAH! No i co teraz zrobisz robaczku?
-Niech to szlak!-krzyknęłam z bólu.-Naprawdę przydałaby mi się teraz jakaś broń!
Nagle przede mną pojawiło się dziwna, oślepiająca kula światła, podobna do tej z której wyleciała Pollen. Gdy światło zniknęło, na ziemię spadło dziwne, złote berło ze złotą różą u góry oraz dziwnym, granatowym kamieniem na czubku.
-Co to jest?-pomyślałam.-Czy to jest ta broń o, którą prosiłam?
Nie ważne...Cokolwiek to jest...Jakkolwiek się to tu znalazło...Bardzo za to dziękuję!
-Nie masz szans!-krzyknęła Czyścicielka, wyrywając mnie z mojego "seansu myślowego".
Szybko złapałam berło i poleciałam nieco w górę, byłam teraz na wysokości wroga.
Wszystko fajnie...Mam broń i tak dalej, ale...Jak mam jej używać? Jak to działa? Uhhhh...Naprawdę nie jestem dobra w tej robocie...
Przeciwnik znowu strzelił we mnie laserem, którego w ostatniej chwili uniknęłam dzięki szybkiemu obrotowi w tył.
-Naprawdę myślisz, że jakiś kawałek złota mnie powstrzyma?-powiedziała, zupełnie pewna siebie.-Proszę cię! Nie rozśmieszaj mnie! Na dodatek spójrz na siebie! Ty nawet nie wiesz jak go użyć!
Miała rację...Nie wiem kompletnie jak użyć tego czegoś...Ale...Chyba mam pewien pomysł...
-Masz rację!-zawołałam do przeciwniczki.-Nie mam pojęcia jak to działa! Nie oznacza to jednak, że nie mogę tego użyć w inny sposób!
Podleciałam szybko na jej wysokość, i z całej siły uderzyłam ją berłem w głowę. Czyścicielka w bólu spadła na ziemię, robią przy okazji dziurę w podłodze...
-Łał!-pomyślałam, będąc zupełnie pod wrażeniem i unosząc berło do góry.-To naprawdę porządny kawałek złota...Tego to ja się nie spodziewałam...
-Ty...Mała...-Czyścicielka ostatkiem sił wstała z ziemi, patrząc na mnie z wściekłością w oczach:
-Ty...Zaraz umrzesz...
Strzeliła laserem w moją stronę. Uniknęłam ataku, ale niestety berło wyleciało mi z rąk.
-Niech to szlak! Znowu jestem bez broni!
Zaczęłam biec, aby jak najszybciej je podnieść...ale coś mnie powstrzymało...Czyścicielka rzuciła we mnie drugą serwetką, która chwilę potem zmieniła się w gruby sznur, owijając mi ręce i nogi...
Upadłam na ziemię, a wykonanie jakiegokolwiek ruchu było wręcz niemożliwe. Szarpałam się i próbowałam wydostać z pułapki, ale wydawało mi się, że każdy mój ruch sprawiał, iż więzły zaciskały się coraz mocniej...Byłam uwięziona, nie mogłam nic zrobić...
Czyścicielka podeszła do mnie, i ciągnąc mnie za włosy podniosła moją głowę, tak żeby nasze twarze były na tej samej wysokości. Złapała mnie za podbródek i popatrzyłam w oczy:
-No i co teraz zrobisz pszczółko?-zapytała ze śmiechem.-Przegrałaś. I nikt cię już teraz nie uratuje.
Wycelowała we mnie laser i zaśmiała się głośno:
-Nie martw się. Postaram się zrobić to szybko i bezboleśnie.
Zamknęłam oczy, byłam gotowa na to co się za chwilę wydarzy. Miała rację...Przegrałam...Wiedziałam, że nie nadaję się na super-bohaterkę...Przepraszam Sabrina...Nie byłam wystarczająco silna, żeby cię uratować...
-Nie tak prędko!-zawołał jakiś dziewczęcy głos.
Zaraz...Chwila...Ja znam ten głos!
Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. Czerwone jojo w czarne kropki obwiązało swoją linką ramiona Czyścicielki. Tajemnica dziewczyna pociągnęła linkę do siebie, na skutek czego wróg upadł na ziemię.
Nie wierzę! To...To przecież...
-Dobra robota Biedronko!-zawołał drugi, ale chłopięcy głos.
-To Czarny Kot!-zawołałam w myślach z radością.-Biedronka i Czarny Kot! Jestem uratowana!
-Dzięki Czarny Kocie!-Powiedziała Biedronka ze śmiechem.-Jak zwykle wykonaliśmy świetną robotę! Nic ci nie jest?
Huh? Ona mówi do mnie? C-co? Aha! No tak! Mam teraz odpowiedzieć! Hehe...Naprawdę nie jesteś tym dobra...
-Tak! Wszystko w porządku!-zawołałam do stojącej w miejscu gdzie kiedyś był dach dwójki.-Dzięki za ratunek!
-Wy...Zaraz rozgniotę was jak robaki!-krzyknęła ze złością Czyścicielka, wyrywając się z linki jojo.
-Jeszcze nam nie dziękuj!-zawołał Czarny Kot, wyciągając swój koci kij.-Najpierw musimy uwolnić tą dziewczynę z pod władzy akumy!
Biedronka skoczyła w stronę Czyścicielki, próbując znowu zaplątać ją linką jojo. Czarny Kot używając swojego kija, zeskoczył na dół, po czy tym samym przedmiotem uderzył przeciwniczkę w głowę, przewracając ją na ziemię.
-Auć...-pomyślałam.-Najpierw dostała ode mnie z berła, teraz od Czarnego Kota z kija...To boli od samego myślenia o tym...Mam nadzieję, że zachowa wszystkie wspomnienia, kiedy akuma już z niej wyjdzie...
-Czarny Kocie! Teraz! Serwetka to jej słaby punkt!-krzyknęła Biedronka do swojego partnera.
-Już się robi Biedronko!-zawołał radośnie chłopak-Kotaklizm!
Czarny Kot podniósł rękę do góry, wokół jego dłoni pojawiła się dziwna, czarna energia. Podbiegł szybko do przeciwniczki, w celu zniszczenia serwetki...
-Czy to już koniec? Wygraliśmy?-dopytywałam samej siebie po cichu.
Nagle stało się coś zupełnie niespodziewanego...
Czyścicielka zaśmiała się bardzo głośno i złowieszczo, po czym przy próbie wstania z ziemi kopnęła Czarnego Kota w kolano, zanim ten zdążył do niej podbiec. Chłopak przewrócił się, i zamiast trafić w serwetkę, jako Kotaklizm trafił w podłogę. Jak się pewnie domyślacie, grunt pod nami się zawalił i polecieliśmy w dół. Ja, oczywiście nadal związana nie mogłam zrobić zupełnie nic, aby uchronić się przed upadkiem. Zamknęłam oczy, w nadziei, że może lekka nieświadomość chociaż trochę zamortyzuje ból.
Nagle jednak poczułam, że zostałam lekko uniesiona do góry, i w trakcie spadania nagle się zatrzymałam, a moje ciało nie dotknęło ziemi. Poczułam, że ktoś mnie trzyma w ramionach.
Huh? Co się stało? Ja nadal żyję?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz mojego wybawcy. Czarny Kot zdążył mnie złapać zanim w bólu spadłam na ziemię z (nie oszukujmy się) dość sporej wysokości.
-Wszystko w porządku?-zapytał z czarującym uśmiechem.
Lekko się zarumieniłam:
-T-tak...Wszystko w porządku...Dzięki za ratunek...
Chłopak położył mnie na ziemi i zaczął rozplątywać sznur, którym byłam związana...Niestety bez większego rezultatu...
-Moje gratulacje partnerze!-powiedziała Biedronka z udawanym entuzjazmem.-Nie dość, że straciłeś swój atak specjalny i zostało ci około pięciu minut do końca transformacji, to w dodatku utknęliśmy w podziemnej dziurze! Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony!
-Przepraszam Biedronko...-powiedział z powagą Czarny Kot. Jego kocie uszy wyraźnie opadły na dół.-To było bardzo głupie z mojej strony.
-Głupie? A więc to było głupie, co?!-ciągnęła dalej, z tym samym udawanym entuzjazmem.-Wielka szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej.
Chłopak wstał i podszedł bliżej swojej towarzyszki. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta.
-Słuchaj, naprawdę przepraszam...-mówił dalej.
-Przeprosiny nic tu nie zmienią! Utknęliśmy w PODZIEMIACH!-widać było, że jej ton z udawanego entuzjazmu, zmieniał się powoli w czysto-zdenerwowany.
-Przecież sama kazałaś mi atakować...
-Tak! I teraz tego żałuje! Zapomniałam ile razy musiałam wyciągać cię z kłopotów...
-Ile razy mam jeszcze powiedzieć "przepraszam"?
-Ja ci powiem ile! Kiedy będzie dość!
-Ummm...Przepraszam...Strasznie nie lubię przerywać prywatnych rozmów.-powiedziałam, wtrącając się w ich "małą" wymianę zdań.-Ale...Jestem tak jakby jeszcze...Związana...Mam skrzydła i tak dalej, więc jeśli mi pomożecie, będę mogła nas wyciąć z tej dziury...Czy coś w tym stylu...Także...Pomożecie? Hehe...
Oboje popatrzyli na siebie porozumiewawczym wzrokiem, i momentalnie do mnie podbiegli.
-Okej, okej...Od czego z by tu zacząć...-zaczęła zastanawiać się Biedronka.
-Może by tak...Zacząć od tego...I potem...Od tego...-dodał Czarny Kot, szarpiąc się z jednym z wiązów.
-Wiecie...Chyba mam pomysł.-wtrąciłam, kiedy nagle mnie oświeciło.-Widzicie tamto złote berło?
Oboje obrócili się do tylu i pokiwali głową.
-Super!-zawołałam.-Przynieście je tutaj.
-Jesteś pewna?-zapytała niepewnie Biedronka.-Co berło ma wspólnego z tą sytuacją?
Zanim zdążyła dokończyć zdanie, Czarny Kot podbiegł do nas z moim berłem w rękach.
-O to chodziło?-zapytał.
-Tak super!-zawołałam z entuzjazmem.-Połóż je tutaj!-wskazałam wzrokiem na klatkę piersiową.
Chłopak położył berło w wyznaczonym miejscu.
-Więc...-ciągnęła dalej Biedronka.-Co właściwie ma się stać?
Popatrzyłam na nią i powiedziałam niepewnym tonem:
-Cóż...Właściwie to...Do końca nie wiem...Może jeśli zamknę oczy i się skupię...Stanie się coś przydatnego...Miejmy nadzieję...
Zamknęłam oczy i próbowałam oczyścić umysł.
-Proszę, proszę!-wołałam do siebie w myślach.-Zadziałaj, zadziałaj...Uwolnij mnie z tego sznura...Prooooszę!
Nagle poczułam dziwne ciepło na klatce piersiowej. Otworzyłam oczy. Berło zaczęło świecić dziwnym, złotym światłem, które chwilę potem uwolniło mnie z więzów sznura.
Biedronka razem z Czarnym Kotem patrzyli z otwartymi ustami, i szeroko otwartymi oczami na to niesamowite zjawisko. Ich miny...Bezcenne...
Usiadłam na kolanach i wzięłam berło do rąk.
Udało się! Ahhh! Jak miło być wolną!
Przytuliłam berło, po czym Rozwinęłam skrzydła i odwróciłam się w stronę moich, nowych towarzyszy:
-No...To na co czekamy?-zawołałam radośnie.-Czas ocalić miasto!
Złapałam ich za nadgarstki, i wytężając wszystkie siły wyleciałam razem z nimi z podziemnej dziury.
-Łał!-zawołał z entuzjazmem Czarny Kot.-To było niesamowite! Zrobisz to jeszcze raz?
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Dzięki!-powiedziałam z pewnością w głosie.-Cieszę się, że mogłam pomóc. Postaram się kiedyś cię zabrać na małą "przejażdżkę" w powietrzu. Hehe...
Oboje się zaśmialiśmy.
Biedronka rozejrzała się po restaura...Po budynku, który kiedyś był restauracją.
-Zniknęła!-zawołała w naszą stronę.-Czyścicielka zniknęła!
Nagle usłyszeliśmy głośny wstrząs oraz krzyk ludzi. Dochodził on od strony miasta, w której znajdowała się Wieża Eiffla.
-Chyba wiem, gdzie ją znajdziemy.-powiedziałam do dwójki bohaterów, tym razem będąc pewną tego co robię i myślę.-Za mną!
Zaczęłam lecieć przed siebie w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Za plecami słyszałam bieg Biedronki i Czarnego Kota. Szykuje się całkiem niezła walka...O ile już się nie zaczęła...Cóż...Dla nich to norma...Ja dopiero zaczynam...Heh...Zdecydowanie nie tak planowałam spędzić popołudnie...
Dotarliśmy w planowane miejsce. Tak jak myślałam...Była tu...
Czyścicielka strzelała we wszystkie strony swoim laserem, budząc lęk i panikę w ludziach wokół. Przez jej promień zniknęło już tak wiele ludzi, zwierząt, budynków...Co teraz?
-Co teraz?-zapytał Czarny Kot.
-Z ust mi to wyjąłeś!-powiedziałam do niego żartobliwie, ale z lekkim stresem w głosie.
-Jak to co? Trzeba zniszczyć tą serwetkę!-powiedziała Biedronka, zupełnie pewna siebie.
Popatrzyłam w stronę wroga. Chyba już wiem jak rozwiązać problem.
-Nie.-powiedziałam spokojnym głosem.-Ten plan nie wypalił poprzednim razem. Mam inny pomysł.
Oboje spojrzeli na siebie, potem na mnie.
Nie mieli pojęcia o tym, co zamierzam zrobić zrobić, ani jaki był mój plan. Mam nadzieję, że mi zaufają.
-Okej...-kontynuowałam.-Biedronko, widzisz tamten słup na wierzy Eiffla?
-Tak!-powiedziała, unosząc wzrok do góry.
-Stań tam i obserwuj sytuację. Na mój znak użyjesz swojego jojo i odbierzesz przeciwniczce jej słaby punkt.
Spojrzałam na drugiego bohatera, który przez moment wlepił wzrok w Biedronkę. W sumie...Wcale mu się nie dziwię...Widać, że jest zakochany...
-Czarny Kocie?-powiedziałam do niego stanowczym głosem.
-Emmm...T-tak?-zapytał, zdezorientowany i wyrwany ze swojego "transu".
-Kiedy dam znak użyj swojego kija jako czegoś w rodzaju "transportu". Kiedy serwetka znajdzie się na kiju, podaj ją Biedronce. Czy wszystko jasne?
Biedronka i Czarny Kot spojrzeli na siebie, potem na mnie. Chyba oboje nie byli pewni czy się zgodzić.
-Wiem, że dopiero się poznaliśmy i możecie i nie ufać...-powiedziałam niepewnie.-Ale proszę was...Zaufajcie mi...Obiecuję, że was nie zawiodę...
Biedronka podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy. Położyła mi rękę na ramieniu.
-To nie jest tak, że ci nie ufamy...-powiedziała.-Ale mieliśmy już pewną...Nieprzyjemną sytuację...Z kimś kto podszywał się pod super-bohatera...Skąd mamy wiedzieć, że możemy zaufać tobie? Że nie jesteś kolejną...Iluzją...
Spojrzałam ze smutkiem na Czyścicielkę. To koszmar! Co mam zrobić? Bez ich zaufania nic nie zadziałam...
-Proszę...Zaufajcie mi...-powiedziałam łamiącym głosem, po policzkach poleciały mi łzy.-Ta dziewczyna...Przez nią zniknęła moja najlepsza przyjaciółka...Zniknęła, ponieważ mnie ochroniła...Poświęciła się, żeby mnie ratować...Proszę...Proszę, pomórzcie mi ją uratować...
Upadłam na kolana i zasłoniłam twarz rękami. Zaczęłam płakać na oczach moich idoli...Czułam się strasznie żałośnie, ale to teraz nie miało znaczenia...Musiałam uratować Sabrinę...Nawet za cenę własnego honoru...
Poczułam nagle, że ktoś mnie przytulił. Uniosłem wzrok. Biedronka uwięziła mnie w swoim czułym uścisku, nad nią stał uśmiechnięty ze wzruszenia Czarny Kot. Odwzajemniłam uścisk i wytarłem łzy w jej kostium.
-Cóż...Jak dla mnie nie brzmi jak iluzja.-powiedział Czarny Kot, wycierając mi łzę z jednego z policzków.
-Nie martw się.-powiedziała wycierając mi łzę z drugiego policzka.-Uratujemy twoją przyjaciółkę.
Spojrzała na Czarnego Kota, i wstając z ziemi zawołała w pełni determinacji:
-Ruszajmy!
Pobiegli szybko w wyznaczone przeze mnie miejsca. Biedronka używając swojego jojo wspięła się na wieżowy słup, a tuż pod nią, z rozwiniętym kijem czekał na sygnał Czarny Kot. Pozostała już tylko moja rola...Naprawdę mam nadzieję, że się uda...
Używając swoich skrzydeł podleciałam z powrotem na wysokość wroga, tak aby mógł mnie zobaczyć.
-HAHAHAHAH! Witaj robaczku!-zawołała wyraźnie zadowolona przeciwniczka.-Widzę, że wróciłaś po więcej!
Mogłam teraz zrobić wszystko...Mogłam uderzyć ją berłem, mogłam znowu wywołać tą kulę światła i wywołać jakiś atak, mogłam zacząć się bić, walczyć... Ale z tych wszystkich rzeczy postanowiłam wybrać najmniej spodziewaną i najbardziej ryzykowną opcję.
Podleciałam do niej i...Przytuliłam ją. To było według mnie najlepsze wyjście...Po prostu...Czasem przemoc nie jest najlepszym rozwiązaniem, prawda?
Wydawałoby się, że cały gniew nagle z niej uleciał, a sytuacja tak ją zdziwiła, że aż przestała się śmiać i otworzyła szeroko oczy...Zapadła cisza...
-C-co ty...Robisz?-zapytała ze zdziwieniem.
-Przepraszam...-powiedziałam do niej cicho.-codziennie tak ciężko pracujesz, robisz wszystko, żebym dobrze się czuła w moim domu...Mimo wszystko ja...Zachowywałam się jak zwykły, rozpieszczony bachor, który bez przerwy cię wyzywał, rzucał w ciebie czym popadnie...Nie doceniał tego co robisz...Od teraz będę lepszą osobą, zmienię się, zacznę cię doceniać...Obiecuję!...Nie jesteś Czyścicielką...Nazywasz się Linda i jesteś najlepszą osobą jaką można wymarzyć, żeby pracowała w domu ...Troskliwa, mądra, pracowita, lojalna...Nie zasługuje na ciebie...Tak bardzo cię przepraszam...
Poczułam jak łza Lindy spłynęła na moje ramię. Upuściła swoją serwetkę na ziemię i odwzajemniła uścisk. Zaczęłam wszystko obserwować zza jej ramienia.
Dałam znak.
Czarny Kot szybko podniósł serwetkę swoim kijem i podał ją Biedronce. Dziewczyna rozcięła ją nożyczkami, a z kawałka materiału wyleciał mały, fioletowy motyl.
Chwila...Skąd ona wzięła te nożyczki?! Okej, nie ważne...Potem to ustalę...
-Koniec twoich rządów mała akumo! Pora wypędzić złe moce!-zawołała, łapiąc motyla w swoje jojo.-Mam cię!
Motyl chwile później wyleciał z jojo, tylko że w białych kolorach bezpieczeństwa.
-Pa pa miły motylku!-dodała, kiedy motyl odlatywał w stronę nieba.
Dziewczyna rzuciła w górę nożyczki, które przed chwilą trzymała w rękach:
-Niezwykła Biedronka!-zawołała radośnie.
Nożyczki zmieniły się z czerwono-czarną kulę światła, która naprawiła szkody wyrządzone przez Czyścicielkę, i przy okazji naprawiła jej rozciętą serwetkę.
Całe złe moce uleciały z ciała Lindy. Powoli odłożyłam ją z powrotem na ziemię. Dziewczyna popatrzyła mi w oczy i uśmiechnęła się.
-Dziękuję.-powiedziała z łzami szczęścia w oczach.
-To chyba należy do ciebie.
Obie odwróciłyśmy się. To Biedronka i Czarny Kot szli w naszą stronę. Biedronka podeszła do Lindy i oddała jej ukochaną serwetkę.
Dziewczyna wzięła ją i przytuliła do klatki piersiowej.
-Dziękuję...-powiedziała z ogromną wdzięcznością w głosie.-Bardzo wam dziękuję...
Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. Rozejrzałam się dookoła siebie...Ludzie, zwierzęta i budynki, które zniknęły za zasługą Czyścicielki wróciły na miejsca.
W oddali słyszałam rozmowę Biedronki i Czarnego Kota.
-Skąd masz te nożyczki?-zawołał entuzjastycznie Kot.
-Kiedy czekałam na znak od naszej nowej towarzyszki użyli szczęśliwego trafu.-odpowiedziała z uśmiechem.-Wiedziałam, że się przyda. Te serwetka była z dość mocnego materiału! Nie dałabym rady tak po prostu jej podrzeć!
-Ale super!-zawołał pełen podziwu.
Zaśmiałam cię w duchu. No cóż...Na mnie czas! Muszę spotkać się z Sabriną!
Zaczęłam biec przed siebie, i już miałam za pomocą skrzydeł wzbić się w górę, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek.
To Czarny Kot złapał mnie za nadgarstek.
-Już odlatujesz?-zapytała Biedronka.
-Tak szybko? Nawet się nie przedstawiłaś...A my ci nie podziękowaliśmy! Powalenie przeciwnika za pomocą współczucia i dobroci! To było niesamowite!-dodał Czarny Kot.
-Masz naprawdę dobre serce...-powiedziała Biedronka z radością w głosie.
Uśmiechnęłam się i popatrzyłam im w oczy.
Złamałam obydwoje za ręce i zaczęłam mówić:
-Bardzo wam dziękuję za ciepłe słowa...Bardzo się cieszę, że pomogłam wam wypełnić misję...W każdym razie...Nazywam się Queen Bee i jestem posiadaczką miraculum pszczoły.
-Miło cię poznać! Powiedz, czy spotkamy się jeszcze?-zapytał Czarny Kot z nadzieją.
-Na sto procent!-zawołała Biedronka.-W końcu jest naszym nowym członkiem drużyny! Teraz już wiem, że możemy ufać!
Czarny Kot mrugnął do mnie i powiedział z uśmiechem:
-Witaj w drużynie Queen Bee! Nazywam się Czarny Kot.
-Ja mam na imię Biedronka.-dodała.-zapewne już to wiesz, jednak nie było czasu na oficjalne przywitanie się. Przepraszam, za problemy z zaufaniem...Teraz już wiem, że jesteś naszą przyjaciółką, a nie wrogiem...Poza tym...Witaj w drużynie!
Oboje podarowali mi ciepły uśmiech, pełen troski i przyjaźni.
Myślałam, że rozpłaczę się ze szczęścia! Dostałam miraculum, uratowaliśmy miasto, a przede wszystkim...Będę w drużynie z Biedronką i Czarnym Kotem! Aaaaa! Ekstra!
Mocno ich przytuliłam i powiedziałam cała zarumieniona:
-Dziękuję! Dziękuję wam bardzo, bardzo mocno!!!
Po tych słowach rozwinęłam skrzydła i żegnając ich uśmiechem odleciałam w swoją stronę.
Zatrzymałam się na dachu jakiegoś budynku i poczekałam na koniec transformacji (ponieważ nie miałam pojęcia jak miałam ją "wyłączyć" sama). Kiedy transformacja zniknęła, pojawiła się Pollen, cała w skowronkach, pełna dumy i radości:
-Brawo! Brawo Chloe!-zawołała ze śmiechem i radością.-Udało ci się!
Przytuliłam ją i zaczęłam skakać ze szczęścia:
-Tak! Tak! Udało mi się! Udało! Jestem nową bohaterką Paryża! Będę walczyła z super-złoczyńcami u boku Biedronki i Czarnego Kota! Ahhh! To najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
-Jestem z ciebie dumna Chloe.-powiedziała Pollen, przerywając moją euforię.
Popatrzyłam na nią i powiedziałam z uśmiechem i rumieńcem na twarzy:
-To dzięki tobie Pollen...Dziękuję ci, że wierzyłaś we mnie do samego końca...I dzięki Sabrinie...Byłam pełna determinacji, żeby ją uratować...
Pollen podleciała do mnie i przytuliła mój policzek:
-Zawsze będę w ciebie wierzyć...A ty zawsze będziesz mieć siłę, żeby chronić najbliższych...Nigdy o tym nie zapominaj...
Świętowaniu mogłoby nie być końca, gdyby nie mała wibracja mojego telefonu.
To SMS od Sabriny...Zaraz! Od Sabriny! O matko! Sabrina! Ona żyje! Jest bezpieczna! Muszę się z nią spotkać! Teraz! Teraz! Teraz!
Złapałam Pollen i schowałam do kieszonki.
-Chloe...Co ty~
-Nie ma czasu na pytania Pollen! Mam spotkanie z przeznaczeniem!
Szybko zbiegłam po schodach budynku i pobiegłam tak szybko jak mogłam w stronę parku. Przed wejściem stała Sabrina, która...prawdopodobnie mnie szukała.
-SABRINA!-zawołałam z łzami radości w oczach, rzucając jej się na szyję.
W efekcie obie upadłyśmy na ziemię.
-Hehe...Chloe? Wszystko w porządku?-zapytała Sabrina ze śmiechem, strasznie zdezorientowana.
Z oczu poleciały mi łzy, przytuliłam ją jeszcze mocniej.
-Nic mi nie jest! Tak się...Hehe...Cieszę, że tu jesteś!-powiedziałam łamiącym ze wzruszenia głosem.
-No właśnie...Wiesz może co się wydarzyło?-zapytała z tym samym zdezorientowaniem, co wcześniej.-Chyba mam małą dziurę w pamięci...
-To...To nie ważne...To był...Naprawdę bardzo szalony dzień...
-Tak...Domyślam się...
Uwolniłam przyjaciółkę z uścisku. Spojrzałam jej w oczy, po czym coś sobie przypomniałam.
-Oh! Sabrina! Twoje okulary!
Wyciągnęłam z kieszeni jej własność.
Dziewczyna wzięła je do rąk i włożyła je z zadowoleniem na twarz:
-Dziękuję Chloe! Już myślałam, że je zgubiłam!
-Wiesz, że nie ma za co! Hehe..
Przyłożyłam rękę do jej policzka i pocałowałam ją w czoło. Obie zrobiłyśmy się całe czerwone.
-No...-powiedziała niepewnie.-To...Odprowadzisz mnie do domu?
Uśmiechnęłam się i poprawiłam jej okulary.
-Jasne...Ale zanim to zrobię...Muszę najpierw wstąpić do pewnego sklepu...
-Pójdę z tobą!
-Jasne...Okej...Skoro nalegasz...
Pomogłam wstać Sabrinie. Zanim wróciłyśmy do domów, tak ja wspominałam wcześniej wstąpiłyśmy do sklepu cukierniczego, w którym zakupiłam największe i najładniejsze pudełko czekoladek jakie było (Sabrina pomogła mi wybrać). Podczas drogi do domu trzymałyśmy się za ręce i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym...Zupełnie jak za czasów podstawówki...Kiedy doszłyśmy pod blok, w którym mieszka Sabrina, przytuliłam ją i powiedziałam z lekką czerwienią na twarzy:
-Dziękuję...
-Za co?-zapytała ze zdziwieniem.
-Za to, że mnie uratowałaś.
-C-co? Ja cię uratowałam? K-kiedy?
Przybliżyłem się do niej:
-Ratujesz mnie każdego dnia...
Pocałowałam ją w policzek, po czym szybko się obróciłam i zaczęłam iść tak szybko jak potrafiłam. Zrobiłam się czerwona jak burak, a moje serce waliło tak szybko, że miałam wrażenie, że zaraz wyleci mi z klatki piersiowej. Nie miałam odwagi, żeby się odwrócić i spojrzeć na reakcję Sabriny...
Gdy byłam już wystarczająco daleko, z mojej kieszonki wyleciała Pollen:
-Uuuuuu!-zawołała entuzjastycznie.-Chyba wiem dlaczego tak reagujesz! Heheheh!
Zrobiłam się jeszcze czerwieńsza i schowałam Pollen z powrotem do kieszonki.
-Wracaj do kieszonki! Jeszcze ktoś cię zobaczy!
-Tak, tak! Na sto procent to dlatego mnie chowasz!
-Oj Pollen...Po prostu...Siedź cicho...
-Heheh...Okej...Będę siedzieć cicho...Teraz...
-Pollen!
Minęło kilka minut, w końcu dotarłam do domu. Weszłam przez drzwi, i pierwszą osobą, którą zobaczyłam była Linda, która siedziała przy stole w kuchni i podziwiała niebo za oknem.
-Witaj Lindo...-powiedziałam do niej niepewnie.
-Witaj panienko Chloe...-odpowiedziała, spoglądając na mnie ledwo pół okiem.
Westchnęłam. Nawet jeśli mi wybaczyła, wciąż ma ogromne niechęci do rozmowy ze mną. Cóż...Właściwie...To wcale jej się nie dziwię...Mam jednak nadzieję, że nasze relacje kiedyś się ułożą...
Wyciągnęłam zza pleców pudełko czekoladek, które wcześniej kupiłam z Sabriną.
-Proszę...To dla ciebie.-powiedziałam ze stresem w głosie.
-Dla mnie?-zapytała ze zdziwieniem.-Ale z jakiej okazji?
-Powiedzmy, że...Na przeprosiny...Chciałabym być teraz lepszą osobą...I przeprosić cię za to jaką byłam zołzą.
Położyłam pudełko na stole i udałam się w stronę schodów. Gdy przeszłam kilka pierwszych stopni, w korytarzu stanęła Linda i z uśmiechem powiedziała:
-Rozumiem, że miała panienka dzisiaj dość...Ciężki dzień...
Zaśmiałam się i popatrzyłam z radosnym rumieńcem w jej stronę:
-Heheh...Oh...Nawet pani nie wie jak bardzo...
-Hej! Panienko Chloe!-zawołała do mnie Linda.
-Em...Słucham?
-Wybaczam panience...
Szybko zbiegłam po schodach i czule ją przytuliłam.
To bardzo dobry start, na drodze mojego nowego, lepszego życia!C.D.N
O matko!!! Ale żem się rozpisała! Więcej tekstu, oznacza więcej błędów! Ehhhh! Tyle błędów! Proszę, nie bijcie! :p Sprawdzałam tekst, ale nie wiem w jakim stopniu go poprawiłam :( Mam nadzieję, że wyeliminowałem błędy chociaż w połowie :p I znając życie będę jeszcze sporo edytować po publikacji...
Ale do rzeczy:
Po pierwsze, chciałam przeprosić, za to że tak długo zwlekałam z trzecią częścią. Sprawa była taka, że...No cóż...Powiedzmy, że przez chwilę zupełnie straciłam motywację do kontynuowania tej serii...Po drugie byłam trochę zajęta pisaniem osobnego opowiadania (swoją drogą polecam przeczytać 😉 Tytuł to "Girly love" i znajdziecie ją na moim koncie 😊. Polecam szczególnie osobą, które lubią opowiadania w stylu yuri! Chamska reklama! Hehe! xD). Po trzecie...Jestem trochę...Ehhh...Leniwa...Hue hue hue... (tutaj chyba nie trzeba tłumaczyć :p). W każdym razie, cieszę się, że mogę nareszcie opublikować trzecią część, i mam nadzieję, że przyjmiecie ją tak samo pozytywnie jak dwie poprzednie ;) Po raz kolejny dziękuję, że dotrwaliście do końca i życzę miłego dnia/nocy! Postaram się wstawiać następne części i nowe opowiadania bardziej regularnie.
I przepraszam za błędy! Postaram się robić ich mniej ^^
Ps: Jeśli nie akceptujesz związków homoseksualnych, nie hejtuj ;) Po prostu zostaw to opowiadanie i przeczytaj coś innego ;)
WOW...Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, ile napisałam w informacji końcowej...Ehhh...Chyba zacznę je pisać na początku tekstu :p
CZYTASZ
Miraculum pszczoły-Bo każdy zasługuje na drugą szansę
Fanfiction"Czy osoba która przez tyle lat trzymała w sobie emocje takie jak smutek, żal, złość i tęsknota, i zmieniła się w kogoś zupełnie innego, kogoś kto był 'tym złym' przez tyle lat, kogoś kto był wredny, samolubny i okropny dla innych, nawet tych najbli...