Rozdział 4

68 11 13
                                    


- Podsłuchiwałeś, nie..? – szepnęła Roselyn. – Dlaczego..? 

Andy westchnął ociężale, po czym delikatnie ujął jej dłoń i pociągnął przez wąski korytarz. Po chwili przycupnęli w ciasnym kącie, siadając. Rosa niepewnie oparła się o chłopaka.

- Słuchaj, Rosie... Przez dłuższy czas zdawało mi się, że cię ograniczam. 

- Andy.. – przerwała mu natychmiastowo, dając jasno do zrozumienia, że się z tym nie zgadza.

- Proszę, daj mi dojść do słowa i wyznać coś, co od dawna leży mi na sercu – Andy wręcz błagał przyjaciółkę, żeby zechciała go wysłuchać. - Dzisiaj rano moje przypuszczenia się potwierdziły. Tak bardzo się do mnie przywiązałaś, że dla mnie chciałaś zaprzepaścić możliwość wybrnięcia z tego gówna. Zrozum mnie, Rosie.. Ja.. Ja nie potrafię znieść tego, że tyle dla mnie robisz. Fakt, od śmierci ojca się zmieniłem, ale nawet pomimo tego wiecznie wpadam w kłopoty. Kiedy pakuję się w tarapaty, ty poświęcasz się i mnie z nich wyciągasz, gdy uczynię coś złego, to ty dzięki swojej rozwadze sprawiasz, że wychodzę z tego bez większego szwanku, razem ze mną dzielisz konsekwencje, doprowadzając do tego, że razem odbywamy kary... Przeze mnie tracisz w oczach innych, Rose – stwierdził posępnie, ukradkiem na nią zerkając. Ponownie wziął ją za rękę, chcąc utwierdzić ją w swoim przekonaniu. – To przeze mnie ludzie nie dostrzegają, jak wspaniałą dziewczyną jesteś. I ja nie mogę tego ścierpieć – wyjawił niemalże bezgłośnie.

- Jesteśmy przyjaciółmi, Andy – mówiła drżąco Roselyn, nie ukrywając tego, że poruszyły ją słowa chłopaka. - Gdybym nie chciała tego robić, to bym tego nie robiła.. Jesteś ważny w moim życiu. A to, co się kocha, trzeba bezwzględnie chronić przed upadkiem, wspierać... Jesteś dla mnie jak brat, Andy. I nic tego nie zmieni, nigdy – obiecała mu jasnowłosa. Andy lekko, praktycznie niezauważalnie się skrzywił, kiedy Lyn powiedziała, że traktuje go jak brata. Dziewczyna jednak nie dostrzegła grymasu kolegi. – Poza tym, ty sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Andy, dzięki tobie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Zawsze wiesz, jak mnie rozśmieszyć. Jestem ci wdzięczna za to, że przy mnie jesteś. Dzięki tobie mieszkanie w sierocińcu stało się znośne, te wszystkie akcje, jakie odwalaliśmy... Po prostu brak mi słów, by to opisać – powiedziała zafascynowana. 

- Cieszę się, że to tak odbierasz... – mruknął Andy. – Ale, Rosie, zrozum mnie... Głupio się czuję, jak bierzesz na siebie odpowiedzialność za moje błędy. 

- Nie biorę, tylko dzielę. Sprawiam, że konsekwencje łagodnieją, bo spadają na dwie osoby – sprecyzowała Roselyn. 

- I właśnie to mnie tak boli. Umiem o siebie zadbać, Lyn – spojrzał jej głęboko w oczy. – Zresztą, i tak wyjeżdżasz – westchnął. – Cholernie nie chcę się z tobą żegnać, wiesz? 

- Ja też, Andy, ja też... - powiedziała cicho Rosa, wzdychając. 

- Obiecaj mi, że będziesz do mnie pisać – odezwał się nagle Dixon. Tonacja jego głosu była nadzwyczaj poważna. – Minimum raz dziennie, bo inaczej stąd zwieję i zrobię ci wjazd na chatę – zagroził palcem. Rose parsknęła śmiechem.

- Tylko spróbuj! – zaśmiała się i trąciła go delikatnie. – Nogi ci z tyłka powyrywam, jak wpakujesz się w kolejne tarapaty! I to z mojego powodu. Właśnie.. Postaraj się pod moją nieobecność ograniczyć robienie zamieszania, dobrze? – poprosiła go.

- Niczego mi nie zabronisz, kochana – Andy wykrzywił usta w zadziornym uśmieszku.

- Kretyn – mruknęła cicho.

- Co powiedziałaś, Rose..? – obruszył się. – Ja kretynem..? No wiesz co, Rosie... Przeproś! – zażądał, udając naburmuszonego. Skrzyżował ręce na piersiach i popatrzył na nią ukradkiem. 

Trylogia Cieni - Kroniki ShadowillOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz