*około 300 lat przed wydarzeniami*
- Przestań wierzgać! Ani kroku dalej!
Czarny basior warknął na młodą waderę, blokując jej jedyne wyjście. Jedynak ona był uparta i mimo to dalej próbowała przecisnąć się gdzieś pomiędzy jego masywnymi łapami. Żadne z nich nie dawało za wygraną, a przecież ona musiała.. MUSIAŁA się wydostać. Musiała pobiec za wyciem. On jej potrzebował.
Gorączkowo skakała to na lewo, to na prawo, ignorując uwagi starszego. Lecz za każdym razem, gdy zabierała się do skoku, basior przysłaniał jej łapą otwór. W końcu ktoś stanął na jej ogonie, a ta zatoczyła się do tyłu, prosto pod łapy szarej wilczycy.
- Luno, posłuchaj ojca... - Odezwała się spokojnie
Usiadła, puszczając jej ogon. Nie dała jednak młodej czasu na kolejne popisy. Przednie łapy trzymała tak, że były niczym klatka dla Luny.
- Nie mogę! Też chcę iść! - W dalszym ciągu protestowała. - On... on..
- Ciii..
Schyliła ku niej łeb, a kosmyki jej błękitnych włosów lekko ją połaskotały. Młoda trochę się uspokoiła. Wbiła wzrok w podłoże. Powoli zaczynała rozumieć, że jak bardzo by się nie starała, rodzice nie pozwolą jej iść. Tam kroiła się większa walka.
Basior obserwował dwie najbliższe mu wadery w milczeniu. Dziwił go spokój Loren, która starała się uspokoić szczeniaka, najlepiej jak umiała. Najchętniej utuliła by ją do snu, gdyby mieli na to czas. Jednak stracili go już zbyt wiele. Te wstrętne pijawki mogły być już niedaleko. Jeśli wedrą się na teren watahy...
- Lektres idź już.. Musisz zwołać watahę.. - Wyszeptała
Basior zawahał się. Nie był pewny, czy powinien zostawić ją samą z Luną, jednak gdy zobaczył z jaką stanowczością ona na niego patrzy, wszelkie wątpliwości się rozwiały. Skinął do niej łbem, a następnie wybiegł z jaskini. Luna podskoczyła, chcąc wyruszyć za ojcem, ale nie pozwoliły jej na to łapy jej rodzicielki.
Cicho westchnęła, a wtedy matka chwyciła ją za kark i przeniosła w głąb jaskini. Młoda nie protestowała. Nie próbowała już nawet uciekać, gdy ta odkładała ją na legowisko. To wszystko i tak było na nic. Zwinęła się w kłębek i zamknęła oczy.
- Luno.. - Szepnęła do niej cicho - Nigdzie się stąd nie ruszaj, rozumiesz? Muszę pomóc twojemu ojcu.. Słuchasz mnie?
Wadera kiwnęła głową, chowając ją przy tym między swoje łapy, ale Loren to nie wystarczyło.
- Luno, spójrz na mnie.. - Odczekała do momentu, aż wilczyca podniesie łeb.
Zrobiła to, choć niechętnie. Była urażona oraz przygnębiona. Chcieli ją zostawić, gdy jej rodzeństwo było gdzieś na zewnątrz. Może już nawet na wpół żywe.
- Nie wolno ci opuścić jaskini, jasne? Pod żadnym pozorem..
Luna kiwnęła głową i wróciła do poprzedniej pozycji. Loren nie był pewna, czy udało się jej przemówić córce do rozsądku, więc zanim opuściła jaskinię wypowiedziała jeszcze jedno zdanie.
- Jeśli przekroczysz próg tej jaskini "ON" po ciebie wróci..
CZYTASZ
Wataha Królewskiej Krwi
WerewolfHen za górą i za lasem, gdzieś gdzie nie wie nikt.. Na małej, obrośniętej lasem wyspie żyła niewielka wataha, nazywana Watahą Królewskiej Krwi. Jej członkowie nigdy nie byli zupełnie bezpieczni, a im więcej dowiadywali się o sobie, tym w gorsze tara...