Od rozmowy z Kiharą Hitoshi minęły dwa dni. Od czasu do czasu mijałem ją na korytarzu, ale dziewczyna już więcej do mnie nie podchodziła i nie zagadywała. Nie wiem, może postanowiła pozbierać swoją dumę i przejrzeć na oczy. Nie mój interes.
Ale nawet jeśli starałem się wyrzucić z głowy myśl o natrętnej blondynce i jej rozpadającej się drużynie przyłapywałem się na tym, że od czasu do czasu wracałem do tego tematu. Niby mnie to nie interesowało, ale jednocześnie byłem nieco ciekawy, jak to się wszystko potoczy.
Co ja opowiadam... Ta drużyna zmierza tylko do jednego – do upadku.
Ale w sumie... Miałem ochotę obserwować ten upadek. Było to dla mnie swego rodzaju nowością – Pokolenie Cudów nie miało takich problemów. Drużyna była w świetnej kondycji.No i znowu wróciłem myślami do tego tematu... Doprawdy Seijuro, bezczynność źle na ciebie wpływa.
Szedłem właśnie w stronę klasy, w której za dziesięć minut miała odbywać się moja ostatnia lekcja. Gdy przechodziłem obok sali gimnastycznej usłyszałem dźwięk odbijanej piłki. Pokolenie Cudów miało trening dopiero za godzinę, więc to nie ich robota.
Teoretycznie mogłaby to być jakaś lekcja wychowania fizycznego, ale zdawało mi się, że nigdy nikt nie miał żadnych lekcji akurat o tej godzinie i akurat w ten dzień tygodnia.
Do głowy przyszła mi zabawna myśl, że to może ekipa Hitoshi wzięła się w końcu za robotę. Dwa miesiące przed finałem. Genialne.
Podszedłem do drzwi i zajrzałem przez szybę. nawet tym razem moje przeczucie się nie pomyliło. Przez chwilę patrzyłem na ich trening i z każdą chwilą czułem się coraz bardziej zażenowany.
Było dokładnie tak jak się spodziewałem. Nie były świetne. Nie były one nawet dobre. Ich poziom wahał się gdzieś między słabym, a przeciętnym. Przyglądałem się po kolei każdej zawodniczce i uświadomiłem sobie, że nie mogę doliczyć się jednej osoby. Brakowało kapitana.
W tym samym momencie jak na zawołanie usłyszałem ten znienawidzony głos.
— Akashi–senpai.
Zacisnąłem szczękę i odwróciłem się, powstrzymując zirytowane westchnięcie i wywrócenie oczami.
— Co tu robisz? — Dziewczyna najpierw zilustrowała mnie wzrokiem, a potem spojrzała mi w oczy, unosząc pytająco brew.
— Przecież widzisz.
— Upewniam się. Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków. — Wzruszyła ramionami. — Mogłoby mi się na przykład zacząć wydawać, że zainteresował cię trening mojej drużyny.
No proszę... Ostatnio była taka mila, a gdy wszystko poszło nie po jej myśli stała się pyskata. Dobrze, Kiharo Hitoshi, pokaż jaka jesteś naprawdę.
— Nie przesadzajmy. Nie ma nawet czego oglądać.
— Huh? Jesteś bezczelny, Akashi–senpai.
— Raczej szczery.
— Nie udawaj rozczarowanego. Dziewczyny nie cieszą się dobrą sławą w szkole, wiedziałeś czego się spodziewać.
— Plotki zazwyczaj bywają podkoloryzowane. Chociaż fakt, w tej kwestii sprawdziły się całkowicie.
— Ulżyło ci kiedy to powiedziałeś? Mam nadzieję, że czujesz się usatysfakcjonowany. — prychnęła — Doprawdy, Akashi–senpai. Leżącego się nie kopie.
—Mówię po prostu jak jest.
— Nie przesadzajmy—
— Przesadą jest myślenie, że uratujesz drużynę w dwa miesiące. Zwłaszcza T A K Ą drużynę.
— Może gdybyś mi pomógł...
— Nie zaczynaj znowu tego tematu. — skrzywiłem się.
— Proszę cię, przyjdź na jeden, góra dwa treningi. Zobaczysz naszą grę, dasz kilak wskazówek i będziesz miał ode mnie spokój do końca życia.
— I myślisz, że na to przystanę?
— Nie wiem. Może zrobisz to dla świętego spokoju.
— Huh? — Uniosłem brwi. Żarty żartami, ale ta dziewczyna zaczynała poważnie działać mi na nerwy. Zrobiłem kilka kroków w stronę blondynki, która, jakby wyczuwając moją irytację w celu obronnym wycofała się. Podchodziłem do niej bliżej, dopóki plecy zawodniczki nie spotkały się z ścianą po drugiej stronie wąskiego korytarza. Prawą ręką oparłem się o ścianę obok jej głowy. — Najpierw ubzdurałaś sobie, że ci pomogę i zaczęłaś mnie nękać, a teraz proponujesz mi jakieś układy, żebyś łaskawie się ode mnie odczepiła?
CZYTASZ
Kuroko no Basket- Propozycja (prawie) nie do odrzucenia.
Fanfiction[REWRITE] Każdy miewa czasem pecha, nawet ''wielki imperator''. Zapraszam do czytania :33