18

4.9K 580 150
                                        

Nieświadoma Hailey rozgrywającego się dramatu Harpera udała się z niewielką pomocą Sama do swojego pokoju. Mimo że miała dosyć leżenia, to niestety było to wręcz wskazane ze względu na dokuczający ból głowy. Ułożyła się wygodnie, a jej podopieczny zsunął zasłony, żeby zahamować wpadające ostre światło do pokoju. 

- Dzięki Sam.

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się i usiadł obok niej na łóżku. - Bałem się, że ciebie stracę. Ten cały Harper był świadkiem mojego mazgajstwa - przyznał się do swojej słabości.

No tak, Harper - pomyślała.

- Och, kochanie - pogłaskała chłopca czule po dłoni - nie ma nic złe w łzach. To takie oczyszczacze naszej duszy. Czasem dobrze jest popłakać.

- Ale niezbyt często, to niemęskie.

- Och ty mój przystojny młody mężczyzno - posłała mu promienny uśmiech.

- Uważasz, że jestem przystojny? - Zaciekawił się.

- Tak, tak uważam i niestety współczuję wszystkim dziewczynom. 

- A niby dlaczego? Nie jestem pożeraczem damskich serca - obruszył się - jestem jeszcze nastolatkiem.

- Jeszcze - mrugnęła - ale możesz mi wierzyć, że niejedna będzie je miała złamane. Nie masz na to wpływu, po prostu to tak w życiu bywa. Serca wybiera za nas i często nie mam na to wpływu - dodała z goryczą.

Sam nie odpowiedział, tylko patrzył na bladą twarz Hailey. Lekarze zapewnili go, że przypomni sobie wszystko, ale on nie był do końca tego taki pewien. Nie wspomniała nic o Hunterze i swojej towarzyszce z balu. Czyżby nie pamiętała przyjęcia? W sumie chyba tak, ale wolał się upewnić.

- Pamiętasz przyjęcie? 

- Am, chyba nie bardzo. Obrazy w mojej głowie są chaotyczne. Nie potrafię jeszcze nic z nich wychwycić. Może jak przejdzie mi ten upiorny ból głowy, wszystko wróci do normy - powiedziała z nadzieją.  Jednak przypomniała sobie Harpera, będąc jeszcze w szpitalu. Pamiętała go i niektóre rzeczy związane z nim, było ich mniej niżby chciała. Ale jednego była pewna, kiedyś ją zostawił, mieli córkę. 

- Na mnie pora - wstał - muszę zająć się końmi, ale zajrzę do ciebie później, o ile ten twój amant mi pozwoli.

- Mój amant? - Zdziwiła się.

- Ten cały Harper.

- A on, on raczej nim nie jest.

- Nie byłbym tego takie pewny - mruknął pod nosem i ruszył w stronę drzwi. Złapał za klamkę i zadał jej jeszcze jedno pytanie - pamiętasz Huntera?

Hailey próbowała przywołać obraz osoby o takim imieniu, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. Więc odpowiedziała zgodnie z prawdą.

- Nie, przykro mi.

- To jemu będzie przykro - powiedział do siebie cicho i z jakaś dziką satysfakcją. Naprawdę wolał Harpera.

Zostawił Hailey w spokoju, a schodząc po schodach o mało nie został stratowany przez bruneta. Nawet nie zdążył zapytać, dlaczego wyglądał jakby miał ochotę kogoś zamordować. Wzruszył tylko ramionami i pognał do stajni, miał robotę do zrobienia.

Harper z początku był załamany, a teraz już tylko wściekły. Wściekły na siebie, Hailey, jej ojca, dosłownie na wszystkich. Oni wszyscy wiedzieli o jej ciąży i żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby go powiadomić. Zostawienie jej to jedno i mogła być na niego zła, ale miał zostać ojcem. Miał pierdolone prawo o tym wiedzieć. Wściekły wpadł do jej pokoju o mało nie roztrzaskując drzwi o ścianę. Popatrzyła na niego na wpółprzymkniętymi oczami i trochę jej stan ostudził jego zamiary, ale tylko trochę.

Stanął w nogach łóżka, skąd miał idealny widok na tę małą...  Mogła go nie chcieć, ale była z nim, do cholery, w ciąży. Nosiła jego dziecko i to był pieprzony powód, żeby mu o tym powiedzieć.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że byłaś ze mną w ciąży? - starał się mówić spokojnie, choć w środku cały gotował się.

- Ja... - ciężko było jej się skupić, ale odpowiedziała mu, bo to była jedyna rzecz, którą bardzo dobrze pamiętała. Dziwne. - Nie wiedziałam o ciąży - przyłożyła dłoń do szyi-  dowiedziałam się dopiero w szpitalu. Kiedy się obudziłam, miałam masę szwów, byłam w ciąży a ciebie nie było - mówiła spokojnym, bezbarwnym głosem. - Czekałam na ciebie, ale się nie doczekałam.  Jak myślisz, dlaczego ci nie powiedziałam? 

- Miałem prawo wiedzieć - powiedział z wyrzutem.

- Owszem, ale zostawiłeś mnie, Harper. Zostawiłeś mnie w najgorszym momencie życia i to ponoć dla mojego dobra. 

- Ja... - wpił dłonie w kieszenie spodni.

-  Kilka dni po wyjściu ze szpitala - kontynuowała, miała zamiar wszystko mu powiedzieć, wszystko co pamiętała -  ponownie wylądowałam w szpitalu z zagrożoną ciążą. Rzuciłam studia, Nick się mną zaopiekował, kiedy przez kolejne siedem miesięcy musiałam leżeć plackiem, żeby urodzić. - Harper był wstrząśnięty jej wyznaniem. - A kiedy urodziłam Leoni...

- Zmarła kilka dni później - dokończył z wielkim bólem serca, który szarpał nim niemiłosiernie.

- Tak. Roztrzaskałeś mnie, wydarłeś mi serce. Prawie umarłam podczas porodu. 

- Kurwa - rzucił Harper i pociągnął się za swoje ciemne kosmyki. - Jezu, Hailey... - w oczach stanęły mu łzy.

- Cieszyłam się, że zostanę matką. Mo... nasz córką była cząstką ciebie i mnie. Łączyła w sobie nasze życia, ale nawet to zostało mi odebrane - rozpłakała się.

Harper w kilku krokach był przy niej. Przytulił ją do siebie delikatnie, pamiętając o jej głowie. Poddała mu się i zmiękła w jego ramionach niczym wosk. Jednak ciche łkanie, rozdzierała mu serce.  Nie mógł znieść jej cierpienia. Chociaż sam był wstrząśnięty tym wszystkim i był zły, przede wszystkim na siebie, to Hailey przeszła przez piekło, a jego przy niej nie było. 

- Już nigdy cię nie zostawię. Nigdy - przyrzekł.

- Nie obiecuj...

- Bo obietnice łamią życie - dokończył za nią. Pamiętał te słowa, ale tak nie będzie, nie teraz.

- Chcę cię odzyskać - wyszeptał i ucałował czule jej skroń - ale jeżeli mnie nie zechcesz - poczuł w sercu piekący ból na te słowa - zadowolę się czymkolwiek. Kocham cię, kochałbym naszą małą dziewczynkę, której matka jest miłością mojego życia. 

Hailey czuła jak jej serce drgnęło. Czuła gorycz, ale co dziwne ,również spokój. Przy Harperze w jego ramionach poczuła się kompleta. Ze złamanym sercem ale kompletna.

Pożądam cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz