19

4.7K 500 152
                                    

Wczesnym rankiem z bólem serca Harper wyjechał z Marany i udał się do Bakersfield.  Miał zamiar załatwić kilka spraw, w tym sprawę z ojcem Hailey oraz firmą. Uznał, że ten skurwiel powinien  dowiedzieć się, że miał zostać dziadkiem. Kiedy z samego rana pożegnał się z Hailey, obiecał jej, że wróci jak tylko załatwi wszystko, niestety został pożegnany trochę chłodno. Jej postawa wobec niego przez kilka ostatnich dni zmieniła się. Chociaż dalej miała problemu z pewnymi wspomnieniami, większość sobie przypomniała, łączenie z tym, co Harper jej zrobił. Cieszyła się, że wyjechał, czym dał jej czas na przemyślenia. Była skołowana jego obecnością. Przez tyle lat była rozgoryczona, ale widząc go załamanego i cierpiącego po tym, jak dowiedział się o Leoni, nie miała sumienia złościć się na niego. Jednak to nie zmieniało faktu, że ich historia skończyła się właśnie siedem lat temu. A teraz wszystko odżywało i nie była pewna czy to aby na pewno dobre. Dzwonek telefonu wyrwał ją z niewesołych myśli. Spojrzała na wyświetlacz, dzwonił Hunter. Przypomniała sobie i jego.

- Cześć - przywitała się z nim.

- Cześć, dopiero przejechałem do domu, ale muszę z tobą porozmawiać - wydawała się zdenerwowany.

- Jasne, tylko jeszcze całkiem do doszła do siebie.

- Dobrze... Ale jak to nie doszłaś do siebie? O czym ty mówisz?

- Och, ja... -przyjedziesz, to ci o wszystkim opowiem.

- Jasne, niedługo będę - rozłączył się.

Hailey opadła na fotel w gabinecie Nick, gdzie miała zająć się papierami, ale jedynie co zrobiła, to posegregowała faktury. Postanowiła wykorzystać czas do przyjazdu Huntera i zająć się tym dalej. Był tak pochłonięta, że nawet nie usłyszała przyjazdu sąsiada, że nie wspominając o jego wejściu do gabinetu. Dopiero ciche chrząknięcie oderwało jej wzrok od cyferek. Poderwała głowę i ujrzała opierającego bruneta się o framugę drzwi. Jak zwykle wyglądał niezwykle męsko i kusząco. Jego niebieska koszula rozpięta pod szyją, wytarte niebieskie jeansy oraz jego nieśmiertelny czarny stetson, tworzyli wyjątkowa mieszkankę. 

- Zajęta? - Kiwnął głową w stronę biurka, a w jego jadeitowych oczach czaiło się coś ciepłego.

- Nie, przerwa dobrze mi zrobi - posłała mu uśmiech i wstała fotela.

- Może zostaniemy tutaj? To dość prywatna rozmowa - oświadczył.

- Jasne, tylko poproszę Gretę o mrożoną herbatę. Chyba, że wolisz kawę?

- Kawa może być, miałem ciężkie ostatnie dni. 

- Usiądź, zaraz przyjdę. 

Po pięciu minutach wróciła, ale tacę z kawą, kilkoma kanapkami oraz ciastem niosła Greta. Kiedy gosposia postawiła wszystko na niewielkim stoliku z uśmiechem na ustach zostawiła tę dwójkę samą. Hunter sięgnął po kawę i upił łyk, od razu poczuł się lepiej.

- Powiesz mi o czym mówiłaś wcześniej?

- Spadłam z konia i... - opowiedziała mu cała historię. Od wizyty Harpera po jego wyjazd. - Więc sam rozumiesz, że nasza randka raczej nie wypali teraz.

- Ja właśnie w tej sprawie. Czy, będziesz bardzo zła, jeżeli ją odwołam?

- Odwołasz? Nie, nie będę, na pewno masz bardzo dobry powód.

- Owszem i to powód do końca życia.

- Co masz na myśli? - Była bardzo ciekawa.

- Po imprezie, z samego rana musiałem wyjechać w interesach, ale stało się coś, co zmieniło wszystko. Ja - podrapał się zakłopotany po karku - spotkałem kogoś.

- Spotkałeś kogoś? - Zmarszczyła brwi i nie wiedziała, ja miała zareagować na tę rewelację.

- No nie patrz tak mnie. Znałem ją kiedyś, była moją dziewczyną, ale wyjechała stąd. A pięć lat temu przypadkiem wpadliśmy na siebie i ... i jakoś tak się złożyło, że spędziliśmy namiętną noc. Jednak rano zniknęła, a mi pozostały tylko wspomnienia. Później ożeniłem się... Zresztą znasz już historię mojego małżeństwa - potaknęła delikatnie głową - a trzy dni temu spotkałem Susan ponownie. Trzymała na rekach dziecko. Doznałem szoku widząc małego. Wyglądał jak ja w jego wieku.

- Chcesz powiedzieć...

- Dokładnie tak - pokiwał głową - to mój syn. Samuel Hunter McGrady.

- Och, nie wiem co powiedzieć - złapała go za dłoń w geście pocieszenia.

- Dalej jestem oszołomiony. Mam syna. Dziecko, którego tak bardzo pragnąłem. On ma cztery lata, straciłem cztery lata z jego życia - gorycz wypływał z każdym jego słowem.

- A co na to Susan? Dlaczego to zrobiła?

- Kiedy dowiedziała się o ciąży, była w szoku. A kiedy urodziła, chciała się ze mną skontaktować, tylko...

- Niech zgadnę. Hanna odprawiła ją, a tobie nigdy nie powiedział, że jakaś Susan do ciebie dzwoniła?

- Dokładnie tak. Gdybym to wszystko wiedział już na przyjęciu, zostałaby od razu wyrzucona z mojego domu. Ale co się stało, to się nie odstanie. Muszę naprawić wszystko. Sam potrzebuje ojca...

- A Susan męża, zgadałam?

- Jesteś za bystra. Czytasz mi w myślach czy jak? 

- Nie, po prostu poznałam południowców. Tutaj to rzecz normalna - przypatrzyła się jemu - ale ty chyba coś do niej czujesz.

- Coś, to chyba za dużo powiedziane, po prostu pamiętam tamte czasu. Kochałem ją wtedy. A ona teraz nie jest zachwycona tym pomysłem, tylko że nie ma wyjścia. Tak jakby ją zaszantażowałem.

- Jezu, Hunter, co ty wyprawiasz?

- Coś co będzie dla wszystkich dobre. Wiesz, że nie lubię jak mi ktoś odmawia.

- Tak. Dobra, rozumiem cię doskonale - objęła go i przytuliła - życzę wam obojgu szczęścia. Bo masz zamiar się z nią ożenić?

- Tak. Nie jesteś zła? - Popatrzył na nią wyczekująco.

- Nie, naprawdę nie. Mam tylko nadzieję, że zostanę zaproszona na ślub.

- A co do tego - zrobił dziwny uśmiech - powiedziałem jej, że mam sąsiadkę, która pomoże jej we wszystkim. Wściekła się.

- Czekaj, że niby ja? No teraz, to ty chyba mnie przeceniłeś. I widać, że mnie nie lubi.

- Hailey - złapał ją za dłonie - nie daj się prosić. Jej dawni znajomi, oni... W każdym razi wolę, żebyś się nią zajęła, i ona cię polubi jak tylko pozna, bo ślub za tydzień.

- Co? Oszalałeś? - Wyrzuciła ręce w górę. -  Tydzień na zorganizowanie takiej uroczystości? 

- Dasz radę, wierzę w ciebie. Będzie może z pięćdziesiąt osób nie więcej.

- To całkiem skromnie - przyznała - ale jeżeli coś pójdzie nie tak, nie miej o to do mnie pretensji - założyła ręce na piersi.

- Nie będę, naprawdę jesteś kochana - porwał ją w objęcia i przytuli, składając całusa na jej czole.

- Naprawę nie mogę uwierzyć, że się żenisz. Życie bywa nieprzewidywalne.

- W rzeczy samej - chciał jeszcze coś dodać, ale usłyszeli warkot silnika na podjeździe. 

- Następny gość?

- To Susan...

- Hunter - fuknęła.


*******************************

Na pewno jesteście wstrząśnięci tym rozdziałem ;)

Pożądam cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz