ROZDZIAŁ I

50 9 8
                                    

Jak to wszystko się zaczęło

Doskonale pamiętała dzień, w którym jej życie zaczęło należeć do kogoś innego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Doskonale pamiętała dzień, w którym jej życie zaczęło należeć do kogoś innego. To było jakoś w połowie stycznia, kiedy przeprowadziła się do znajomej jej babki w pobliżu Gyldenpris.

— Będziesz się czuła tam jak w domu, kochanieńka — powiedziała starsza kobieta, gdy wysiadały z autobusu. To właśnie ona, pani Amanda, przygarnęła dziewczynę po śmierci babci, jedynej kochającej ją krewnej. — Szybko się zaklimatyzujesz.

— Mam taką nadzieję — odpowiedziała, uśmiechając się przy tym sztucznie.

Nie miała ochoty mieszkać z tą babką, która była dla niej tak obca jak ciotki i wujkowie na pogrzebie babci. A to, że w Bergen zostawiła swoich przyjaciół i chłopaka to taki szczególik. Coś się kończy, a coś zaczyna — pomyślała.

Szły po lewej stronie drogi, nastolatka z czarną torbą w jednej dłoni i klatką z kotem w drugiej. Starsza kobieta zaś cały czas się uśmiechała trzymając czerwoną torebkę, pasującą do różowego płaszczyka z futerkiem.

Pani Amanda odwiedzała je dosyć często, jednak Maria w tym czasie zawsze wymykała się z mieszkania. Pewnie dlatego, że koleżanka babci była osobą niezwykle miłą i sympatyczną, a dziewczyna nigdy nie przepadała za takimi ludźmi. Twierdziła, że takie osoby mogą okazać się najbardziej fałszywymi. Ale czy osoba fałszywa faktycznie może być dobra?

— To już niedaleko — wskazała przed siebie kobieta.

— Nie męczy pani takie chodzenie? — zapytała.

— Ależ skąd! Może mam już swoje lata, ale nogi wciąż są młode!

— To dobrze, że pani tak uważa.

Faktycznie, po przejściu jeszcze paru metrów, dotarły na miejsce. Staruszka otworzyła furtkę i obie ruszyły żwirową ścieżką ku budynkowi. Marię ogarnęły dreszcze, kiedy mijały zarośnięte podwórze. Poczuła się, jakby brała udział w jakimś marnym horrorze.

— Chyba ci nie mówiłam, ale mieszka u mnie jeszcze piątka lokatorów. Jestem pewna, że szybko znajdziecie wspólny język.

Kiwnęła głową i przeniosła wzrok na stojący przed nią wiktoriański dom. Mimo że jego niebieska barwa nieco wyblakła, a biała weranda się rozpadała, to i tak robił wrażenie. W swoich latach świetności musiał być jeszcze piękniejszy, ale jedyne nad czym się zastanawiała to to, co taki dom robi w Norwegii. Styl wiktoriański panował przecież w Anglii za czasów królowej Wiktorii, a w tym samym czasie w Norwegii rządziła dynastia Bernadotte, a na przełomie XIX i XX wieku przyjął się styl szwajcarski. Postanowiła, że zapyta o to później.

— Czy kot nie będzie nikomu przeszkadzał? — spytała, ponieważ wiedziała, że nie wszystkim będzie pasowała obecność zwierzęcia. Zwłaszcza tego kota.

— Nie, na pewno nie. — Amanda otworzyła drzwi domu i weszły do środka. — No, zdejmuj kurtkę i buty, możesz też wypuścić zwierzaka. Zawołam kogoś, aby cię oprowadził.

Zrobiła jak kobieta kazała, a potem wypuściła Svarta. Kot podszedł i zaczął się łasić, chwilę później wchodząc w odmęty budynku.

— Och, świetnie! — usłyszała po swojej prawej. — Lars! Chodź tutaj!

Wstała, spoglądając na idącego w ich kierunku nastolatka. Przynajmniej tak podejrzewała, ponieważ jego twarz była przysłonięta kapturem i nie mogła dostrzec żadnych szczegółów. Jednego była pewna — ten chłopak był od niej wyższy o jakieś dziesięć centymetrów.

— To jest Maria Risvik, a ten tu młodzieniec to Lars Johansen — przedstawiła ich sobie Amanda.

— Miło mi poznać — wyciągnęła w jego kierunku rękę. Ten tylko na nią spojrzał, a następnie odwrócił głowę w kierunku pani tego domu.

— Co pani chce? — spytał, a Maria schowała dłoń do kieszeni spodni. Poczuła się trochę zażenowana.

— Oprowadzisz Marię po budynku i pokażesz jej pokój.

Chłopak ciężko westchnął i ponownie spojrzał na dziewczynę, przyglądając jej się przez chwilę.

— Dobra, chodź za mną — powiedział w końcu. Chciała już wziąć torbę, ale on ją wyprzedził. — Wezmę to.

— Jak chcesz — wzruszyła ramionami.

Lars ruszył w kierunku schodów, nie zważając na Marię. Dziewczyna musiała nieco przyspieszyć, gdyż chłopak stawiał długie kroki. Czuła, że istnieją marne szanse na dogadanie się, ale liczyła, że może znajdzie się jakaś cienka nić porozumienia między nimi.

 Czuła, że istnieją marne szanse na dogadanie się, ale liczyła, że może znajdzie się jakaś cienka nić porozumienia między nimi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Dom PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz