Współlokator, który przyprawia o zawał — część II
Sobota zdecydowanie była dniem, którego Einar nie znosił najbardziej. Nie dość, że musiał wstać o nieludzkiej porze, jaką była godzina dziewiąta, to jeszcze w zakres jego obowiązków wchodziło zapierdalanie na przystanek autobusowy z dwoma siatkami pełnymi żarcia.
Do domu wrócił głodny, zziębnięty i zmęczony. To już któryś raz z rzędu, kiedy autobus odjechał mu tuż przed nosem, a on musiał czekać na kolejny. Dlaczego ci kierowcy nie mogli zaczekać parę sekund? To pytanie zawsze pojawiało się w jego głowie w takich sytuacjach.
Rzucił szal razem z kurtką na podłogę w przedsionku i przeszedł do kuchni. Postawił siatki na blacie, z zamiarem rozpakowania ich w późniejszym czasie, a wyjął tylko produkty, które były mu potrzebne do przygotowania sobie jedzenia.
Jako że nigdy nie był szefem kuchni, z pod jego ręki wyszły tylko proste kanapki z wędliną i ogórkiem. Cała masa takich kanapek. Może i nie wyglądał, ale potrafił jeść w dużych ilościach, a jego waga i tak pozostawała taka sama. Co za szczęście.
Wyszedł z pomieszczenia, kierując się ku salonowi, ale w coś uderzył. A raczej w kogoś. Cofnął się do tyłu i zachwiał niebezpiecznie. Kiedy odzyskał już równowagę w pierwszej kolejności zerknął na jedzenie. Odetchnął z ulgą, widząc, że jest całe, a żadna z cennych kanapek nie spadła na podłogę. Przeniósł wzrok na dziewczynę. Miała czarne włosy sięgające ramion i prostą grzywkę. Na sobie miała czarną bluzę z logiem Batmana i tego samego koloru spodnie. Kiedy uniosła głowę, mógł dostrzec szarą barwę jej tęczówek, jednak bardziej rozbawiła go jej mina. Wyglądała jakby miała zaraz stąd zwiać i nie wrócić. Doprawdy przezabawne.
— Nic ci nie jest? — zapytał, wyciągając rękę w geście pomocy.
W jej oczach dostrzegł wahanie, ale ostatecznie chwyciła jego dłoń. Pociągnął ją do przodu.
— Nie — odpowiedziała, otrzepując swoje spodnie.
— Nowa?
— Ta, nowa.
— Einar jestem. — Chłopak wyciągnął rękę, tym razem w geście przywitania. — Einar Johansen.
— Johansen? Coś mi tu mówi, ale... Czekaj! Ten chłopak miał takie same nazwisko! — Rozchyliła ze zdziwienia usta.
— Chodzi ci o Larsa? Jest moim bratem. — Uśmiechnął się lekko. — Straszny z niego introwertyk, ale tak poza tym to nie jest taki zły. To mogę w końcu poznać twoje imię?
— Maria Risvik. — Uścisnęła jego dłoń.
Wyminął ją i ruchem dłoni pokazał, aby ruszyła za nim prosto do salonu, którego wprost nienawidził. Już od progu zaczęło go mdlić. To miejsce było tak wypełnione bibelotami i udekorowane na każdy możliwy sposób, że jedyną normalną rzeczą wydawał się być telewizor. To zbawienne urządzenie wisiało na ścianie, tuż przed kanapą z kwiecistym obiciem. Przed nią stał stolik z ornamentowymi żłobieniami, zaś po jej lewej stronie znajdowały się okna, na których karniszach wisiały fioletowe, udrapowane zasłony. Ściany były pokryte beżową tapetą z jasnofioletowymi wzorami, a podłoga dopasowana do nich.
Usiadł na sofie, klepiąc miejsce obok siebie. Brunetka usiadła obok, zachowując pewien dystans. Einar nie przejął się tym zbytnio i skierował wzrok na talerz z kanapkami. Sięgnął po jedną i już prawie ją ugryzł, ale niespokojne kręcenie się Marii mu w tym przeszkodziło. Westchnął, odłożył jedzenie i spojrzałem na nią.
— Jest coś, co chciałabyś wiedzieć? — Dopiero na dźwięk jego głosu, odwróciła się w ku niemu.
— Przede wszystkim to może o jakiś panujących tu zasadach — odpowiedziała.
— Zasady? Nie mamy ich zbyt wiele... ale dobra. Po pierwsze, razem z tobą jest nas szóstka, więc każdy ma przypisany swój dzień na robienie zakupów. Po drugie, nie ma ustalonej kolejki do łazienki. I po trzecie, absolutnie nie wolno ci wchodzić na poddasze.
— Dlaczego?
— A bo ja wiem? — Wzruszył ramionami. — Tak już było kiedy się tu wprowadziłem i w żadnym wypadku nie chcę tego sprawdzać.
Właścicielka kiedyś opowiadała chłopakowi o jakichś czyhających tam potworach, ale przecież jej tego nie powie. To brzmiało jak jakaś bajka, która ma powstrzymać dziecięcą ciekawość, choć tak naprawdę ją potęguje.
— Wróciłam! — po domu rozbrzmiał donośny, dziewczęcy głos.
— No i się zaczyna — mruknął czarnowłosy.
CZYTASZ
Dom Przeznaczenia
FantasíaMaria nigdy nie wierzyła w rzeczy, których nie można racjonalnie wytłumaczyć. Wszystko to zmieniło się po przeprowadzce do domu przyjaciółki jej zmarłej babci. Wkroczyła do świata pozbawionego sensu, jednak nie jest z tym sama. Razem z pozostałymi m...