@Trollek28 przepraszam, że jednak wczoraj nie dodałam rozdziału tak, jak obiecałam. Zaczęłam pisać, ale potem nie miałam czasu i do tego mama robiła mi z jakieś trzy godziny paznokcie, więc jakiś tak zeszło...
Mam nadzieję, że wybaczysz mi ;) Teraz dodaję kolejny rozdział właśnie z dedykacją dla Ciebie :P
A reszcie czytelników również dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. Nawet nie wiecie, jaką radość mi tym sprawiacie :D
Czarna Wyspa była nieprzyjemnym miejscem. Zimne i ciepłe wiatry mieszały się ze sobą, ciemność chłonęła wszystko dookoła i jedynie lawa spływająca z wielkiego wulkanu dawała marną imitację światła.
Nad całą wyspą nie było chmur — niebo przybrało czarno—zielony odcień i tylko to można było zobaczyć. Chociaż niekiedy baczny obserwator potrafił dostrzec skrzydła czarnych jak smoła ptaków. Nie kruków a dzikich bestii, demonicznych, o paszczach ogromnych i równie obrzydliwych. Niektóre z nich zionęły ogniem, przemierzając pośród czarnych obłoków.
Tutejsze wody zaś trwały rzadko, a i tylko z daleka widać było w nich czysty błękit. Wystarczyło podejść bliżej, błękit wtedy zamieniał się w błotnisty brąz. Stworzenia, które tam czuwały, nazywane były syrenami, ale tylko w baśniach istniały jako piękne i kuszące. W rzeczywistości oblepiała ich krew, natomiast zęby czaiły się, by wbić się w grube mięso czy to swojego towarzysza, czy maga, który ośmielił się przybyć na Czarną Wyspę. Potwory z natury wytrwałe, potrafiły czekać latami, by w końcu upolować swoją zdobycz.
Jedynie las wydawał się być dziwnie zielony i piękny, niczym senna mara. Przyzywał swoim urokiem. Głupcy, którzy dali się zwieść, kończyli marnie pożarci żywcem przez korzenie drzew.
W epicentrum Czarnej Wyspy istniało jeszcze jedno, intrygujące miejsce. Zostały tam stworzone potężne głazy z wyrytymi napisami. Lśniły one szkarłatem, ułożone w krąg. I były sercem wyspy.
Niespodziewanie, właśnie teraz, pięć skał zalśniło mocniej, łącząc się ze sobą, a wtedy dwie postaci pojawiły się pośrodku. Jedną z nich Wyspa znała bardzo dobrze, zaś na drugą długo wyczekiwała...
***
Hinata do Miasta Łowców wybrała się pierwsza. Naruto nie powstrzymywał jej wiedząc, że jak co roku wypada w ten dzień rocznica śmierci jej matki. Służąca miała zwyczaj znikać na kilka dni w Świątyni Przodków i modlić się przy zapalonych świecach do posągu Pierwszej Łowczyni z rodu Namikaze. Jako jedyna przez to najczęściej odwiedzała Matkę Światła.
Tsunade przystanęła obok wejścia do jaskini. W skupieniu obserwowała klęczącą kobietę odzianą w przeźroczystą, białą suknię.
— Coś się stało, Matko? — spytała chwilę potem, tak jak Matka przewidziała.
— Dostałam kruka od Naruto. Wraz ze swym wujem udał się na Czarną Wyspę.
Choć plecy czarnowłosej nieznacznie drgnęły, nic na to nie odrzekła. Tsunade mogła zaś usłyszeć wznowioną, cichą litanię, która odbijała się echem od ścian. Pomyślała wtedy, że dobrze się stało — Hinata będzie potrzebna jej tutaj, gdy mrok nadejdzie.
***
— Mitarashi wkrótce do nas dołączy — oświadczył Orochimaru, gdy tylko się pojawili. Naruto nie patrzył w stronę maga, a na otaczającą go, przerażającą przyrodę. Czuł, że jakaś nieznana energia szepcze do niego, by przeszedł krąg i ruszył dalej w głąb wyspy.
W końcu jednak napotkał nieprzenikniony wzrok wuja, który obserwował go spod na wpół zmrużonych powiek.
— Wyspa cię woła — powiedział cicho, a w tej samej chwili zawiał zimny wiatr, niczym potwierdzenie. — Wystarczy, że ruszysz tam — pokazał na krajobraz malujący się za pięcioma, pulsującymi skałami — a będzie próbowała cię pożreć.
CZYTASZ
Śmiertelne Zagranie || SasuNaru ✔
FanfictionTo już nie jest gra, a prawdziwa walka. Walka o przetrwanie. Ród Uchiha to jeden z najpotężniejszych, arystokratycznych rodów. Mają wszystko - wygląd, pieniądze, władzę... Mają także swoje krwawe sekrety... Zaś Namikaze Naruto to jeden z najlepszych...