~ Prolog ~

3.4K 368 379
                                    

 Wypływam na głęboka wodę,
patrz, jak nurkuję
Nigdy nie dotknę dna,
przedzierając się do miejsc,
gdzie nikt nas nie skrzywdzi.
Jesteśmy daleko
od tej płycizny.

Lady Gaga & Bradley Cooper,
Shallow

   Potarłam spocone dłonie, w których jeszcze kilka minut temu dziarsko trzymałam kieliszek z chyboczącym się na jego dnie białym winem. Obecnie szkło leżało roztłuczone na panelowej podłodze ogromnej sali, wypełnionej setkami ludzi.
Oddychałam płytko, tępym, choć nadzwyczaj skrupulatnym i precyzyjnym spojrzeniem omiatając dziesiątki wgapionych we mnie twarzy.

   — Jesteś na tym świecie przede wszystkim po to, by ten biznes dostał nowe tchnienie, a nie zakończył się po mojej śmierci, także nie wygłupiaj się, a rób, co do ciebie należy — powiedział, a zamarłam na moment, starając się wsparciem o blat stołu powstrzymać uczucie uginających się pode mną nóg.

   Zebrani ludzie skrzywili się. Może w przypływie dziwnego zbiegowiska, może z obrzydzenia słowami ojca.

   Głos powtarzał się w mojej głowie raz po raz, jedynie na chwilę zagłuszony głośnym trzaskiem rozbijanego o podłogę szkła. Dokładnie trawiąc słowa, jak miałam to w zwyczaju, przetwarzałam informację, która przed paroma minutami bez żadnych skrępowań wypadła z ust ojca. Została z nich wyrzucona wręcz jak z katapulty obładowującej nabojami.

   Kiedy strzępki słów ojca w końcu odnalazły w mojej głowie każda właściwą szufladkę i utworzyły logiczny, a przynajmniej dość dobitnie docierający do mnie ciąg, pospiesznie, nie trudząc się zbytnio, zamrugałam powiekami. Wykonałam ową czynność niemal odruchowo, gdy wzbierające się powoli pod otoczkami dolnych powiek łzy, coraz mocniej napierały na dotychczasową barierę ochronną.

   Zacisnęłam spierzchnięte wargi w cienką linię, tłumiąc narastające uczucie wyrzutu. Po raz kolejny z wielkim wysiłkiem zdusiłam w sobie słowa, jakie już od dłuższego czasu chciały opuścić moje usta w odpowiedzi na uprzednią wypowiedź.

   Spotkałam się z dziwnym wyrazem spojrzenia ojca, po czym zaciskając w pięści kawałek przydługiego materiału wieczorowej sukienki, ruszyłam wzdłuż korytarzem. Niewiele minęło, nim dopadłam najbliższych drzwi toalety. Pchnęłam w przód sporych rozmiarów płat elegancko wypolerowanego i przykrytego cienką warstwą białej farby drewna, kiedy zawiasy ustąpiły, wpuszczając mnie do środka.

    Bez trudu, w szkle ogromnego lustra dojrzałam nieco zaczerwienione już oczy, szpecące niewyraźną twarz, która wręcz zlewała się z bielą toaletowych drzwi. Nikłam w oczach, dosłownie.

   Ból, jaki promieniował z samego środka, rozchodził się po moim wnętrzu z tak ogromną intensywnością, że nie sposób było go zlokalizować. Był czymś na kształt uporczywego pasożyta, wyniszczającego resztki i tak niemało wyżartej zawartości podskórnej. Nieodporność, wręcz kruchość ta zdawała stanowczo mnie przerastać, jednocześnie przyczyniając się nasilenia bezradności.

   Wsparcie się rękoma na blacie umywalki nie przyniosło ulgi. Teraz oddychałam już nieco spokojniej, bez większych trudności nabierając powietrza w płuca, choć łkałam o wystarczający dostęp do tlenu nadmiar nachalnie.

  Skrzywiłam się, łamiąc na moment w pół, gdy dziwnie silne ukłucie rozeszło się, przeszywając mnie wskroś. Coś pękło.

   Pierwsze w ruch poszły tępe nożyczki. Trzymane na dnie kopertówki w istocie ułatwiły zadanie, do jakiego obecnie się przymierzałam. Po chwili aksamitne kawałki materiału w kolorze głębokiego bordowego odcieniu spadły leniwie na płytki, tworząc z siebie istny dywan. Dolna część sukienki, sięgająca mi już teraz ledwo przed kolana zdawała niemalże odstraszać tym, jak poszarpane były jej końce. Jej krój nie był jednak w moim interesie.

HUG, KISS & LOVE ME |TOM 1|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz