(sześć lat później)
- Ginny?
- Ginny!
Młoda kobieta podniosła głowę. Całowała właśnie dość namiętnie swojego chłopaka, więc potrząsnęła głową, żeby wrócić do siebie.
- Olej – warknął młody mężczyzna, z którym była. Jego usta zaczęły szukać jej, trafiając nieco na południe od warg.
Ginny potrząsnęła głowę i roześmiała się, odchylając się od Deana i delikatnie, ale stanowczo odpychając go z powrotem na sofę, podczas gdy ona wstała z jego kolan.
- Nie mogę – odparła, przeczesując dłonią włosy, starając się naprawić wszelkie zniszczenia, jakie jego ręce mogły tam poczynić przez ostatnie dwadzieścia minut. – Wiesz, że to może być ze szpitala.
Dean westchnął zrezygnowany i padł dramatycznie na miękkie poduszki z second handu. Patrzył, jak dziewczyna poprawia swoją bluzkę i uśmiechnął się, dumny jak daleko udało mu się zajść w tak krótkim czasie.
Ginny zignorowała jego uśmiech i przeszła się na drugą stronę małego pokoju i uklękła obok paleniska, zaglądając w żarzące się węgle. Odsunęła włosy z twarzy i dmuchnęła mocno, by znów rozniecić płomień, wypełniając pokój ciepłym światłem.
- Jesteś wreszcie.
Ukazała się twarz dość zniecierpliwionej Hermiony i Ginny uśmiechnęła się do swojej bratowej.
- Przepraszam, ogień zgasł – wzruszyła ramionami. – Wszystko w porządku?
Serce Ginny zamarło, gdy ujrzała wyraz zmartwienia na twarzy Hermiony. Hermiona i Ron od kilku lat starali się założyć rodzinę i wreszcie od czterech miesięcy spodziewali się dziecka. Hermiona miała nakaz spędzania części dnia w łóżku i Ginny przestraszyła się, że coś nie tak jest z dzieckiem.
- U nas w porządku – westchnęła Hermiona. – Chodzi o Harry'ego...
Ginny odchyliła się lekko, czując wyraźną ulgę. To nie ciąża, tylko Harry...
Hermiona z reguły martwiła się o Harry'ego. Dzisiejszy wieczór nie był niczym nowym. Ginny odebrała tuziny rozmów przez te wszystkie lata, wysłuchując jak Hermiona lamentuje nad tym, jaki Harry jest chudy, jaki załamany się wydaje, jak pracuje zbyt ciężko i jak nie chce już z nimi niczego robić. Ginny potrząsnęła głową, uświadamiając sobie, że to za ostre postawienie sprawy. To nie było fair. Oni wszyscy martwili się o Harry'ego. Przez lata oddalał się coraz bardziej, aż wreszcie stał się nikim więcej, jak tylko znajomym. Hermiona po prostu zamartwiała się bardziej niż wszyscy inni.
- Ginny, myślę, że tym razem on jest naprawdę chory...
Ginny przełknęła ślinę i skinęła głową, zachęcając Hermionę do kontynuowania. Przez te wszystkie lata Ginny stworzyła dla własnej ochrony mur wokół serca, który wznosiła za każdym razem, gdy ktoś wspominał o Harrym. Bała się otworzyć w nim drzwi, by dopuścić jakiekolwiek uczucia wobec Harry'ego.
- Mówię poważnie, Ginny. Dwa dni temu wrócił z misji i wyglądał gorzej niż kiedykolwiek, kiedy dał nam znać przez Fiuu, że już jest i ma kilka dni wolnego. Miał się ze mną dzisiaj spotkać na obiad, ale się nie pojawił. Więc przed chwilą poleciałam przez Fiuu do niego i znalazłam go nieprzytomnego na kanapie.
- Hermiona... - zaczęła Ginny, masując skronie i mrużąc oczy.
- On był rozpalony, Ginny.
To jedno zdanie przykuło uwagę Ginny i weszła w swój „tryb uzdrowiciela".
CZYTASZ
By wzlecieć ponownie. (HP)
FanfictionHarry zostaje niemal złamany przez okrucieństwo płynące z dobrego serca. Gdy kilka lat po skończeniu Hogwartu zapada na ciężką chorobę, Ginny zostaje wezwana, by się nim zaopiekować... Ten FF nie jest mój ja go tylko publikuję.